Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Poznaję siebie z innej strony. Swiadomość kluczem do odburzenia, czyli historia pewnej nerwicy

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Aśkownik
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 26
Rejestracja: 30 marca 2017, o 20:23

3 lutego 2018, o 18:20

Z nerwicą, zaburzeniami depresyjnymi, jadłowstrętem, wszelkimi bólami i innymi podobnymi dolegliwościami żyję od 3 lat. Na początku czuliśmy do siebie nienawiść; byliśmy najgorszymi wrogami.... W sensie ja i nerwica. Ona gnoiła moje życie i jednocześnie się z tego śmiała; moja z kolei z nią walka była zawsze przegrana. Ona górowała. Wiecie o co chodzi, prawda? Później, a właściwie całkiem niedawno zaczęłyśmy się tolerować. Ja doszłam do tego, że ona wcale się ze mnie nie śmieje tylko chce mi wskazać właściwą ścieżkę; ja, na początku nieufna - pomału zaczęłam wyciągać do niej rękę. Czasem jeszcze się na siebie obrażałyśmy, ale szybko się godziłyśmy. Do tej pory jeszcze daje mi w kość, ale ja.... jakoś się tym wielce nie przejmuję:) A, niech ma.... Wciąż czekam (CIERPLIWIE) na czas gdy zostaniemy kumpelami, które nie będą musiały się ze sobą spierać.
Nie ma potrzeby aby opisywać swoją historię - jest podobna do Waszych. Nie ma też potrzeby opisywać moich z nerwicą przejść, objawów, dołów, męczarni. Uwierzcie - wiem co to nie czuć własnego ciała, nie interesować się niczym i nikim (mam 6-letnią córkę, którą wychowuje sama). Wiem co to bezsenność, kilkudniowe niejedzenie, życie w zamkniętej bańce. Na słowo "rak" ogarniała mnie panika; umierałam setki razy. Dla przykładu - kiedyś ktoś mi powiedział, że jest spod znaku raka - moje serce do końca dnia szalało, myśli się nakrecały, no i to uczucie w głowie.... (również znacie, prawda?) Oczywiście oprócz raka chorowałam na schizofrenię oraz umierałam na szaleństwo. Tak, teraz już wiem, że nie jest to możliwe.
Przepraszam za ten przydługi wstęp. Nie chcę jednak aby ktokolwiek pomyślał "łeeee, nie dla mnie to, ja mam gorzej".
Wszystko zaczęło się zmieniać kilka miesięcy temu...
Chodzę do psychologa, odwiedzam psychiatrę. Biorę leki. Biorę je od bardzo dawna; niemalże od początku - same nie działają (moja psychika ma się lepiej od zaledwie 3 m-cy), choć nie ukrywam - trochę łagodzą objawy. Taką wybrałam formę leczenia - leki troszkę pomagają, a ja mam siły zmagać się z moim zaburzeniem. Nie namawiam nikogo - ja tak zdecydowałam, to moja droga i moja historia.
Wielki przełom nastąpił po przeczytaniu na forum zaburzonych o "myśli". Autorem jest Ciasteczko. Uzmysłowienie sobie, że moje złe samopoczucie wynika z tego, że myślę "źle". Myśli nie są życiem, nie są świadomością. Możemy mieć myśli dobre albo złe. To my je tworzymy. Nagle, gdy to DOGŁĘBNIE zrozumiałam, mój umysł się jakby.... odblokował. To była euforia nr 1. Jednak niemyślenie nagle nie zniknie. A zatem, zaczęłam sobie wyobrażać (uwaga - to może wydać się dość głupie; mi jednak pomogło), że z tyłu głowy mam worek, którego nie mogę odczepić. I tam postanowiłam wrzucać te myśli. Za każdym razem gdy się pojawiły (czyli co kilka minut) wrzucałam je do tego worka. Wiedziałam, że nie mogę się owego worka pozbyć więc one tam leżakowały. Cały czas próbowałam uzmysłowić sobie, że to tylko plywające myśli. One nie były mną, tylko przeze mnie ....przelatywały. Dałam kilka tygodni myśleniu o tym, że myśl to TYLKO myśl. Że musze nauczyć się myśleć o dobrych rzeczach. Mysli o zaburzeniu lądowały worku. Potrzeba było wiele CIERPLIWOŚCI I UPARTOŚCI.
Na forum czytałam tylko POZYTYWNE wpisy. Uzależniłam się od przeszukiwania internetu w celu znalezienia osób, którym udało się pożegnać nerwicę. Jednoczesnie nie słuchałam wiadomości, informacji z kraju, polityki, o chorobach, wypadkach itp. Szczerze mówiąc nie wiem co się teraz w kraju dzieje. Dopóki nie będzie dobrych wiadomości, te złe mnie nie interesują. Wiem, że SĄ, ale nie odczuwam potrzeby ich poznania.
Chciałam się pozbyć codziennej pobudki z "ciężarem egzystencji". Zainteresowałam się jogą. Wstawałam wcześniej, o 5tej i wskakiwałam na matę. Zakochałam się w pewnej Polce, która tak pięknie mówiła o relaksie podczas praktyki jogi. Dzięki niej moje poranki znacznie się poprawiły. Bywały jednak jeszcze takie, które przypominały o zaburzeniu, które dołowały.... Sięgnełam po książki, blogi. Zaczęłam interesować się rozwojem osobistym. Oprócz czytania wiele wskazówek wprowadzałam w swoje życie. Nie mogłam jednak skupić się na trudnej lekturze. To mnie ...przygniatło. Wybierałam te pozycje które zostały napisane lekkim językiem. Urzekłą mnie "Depresjologia" A. Konarowskiej. Jej historia wskrzeszała mnie do życia. Kolejną pozycją godną przeczytania stała się "Minfulness. Trening uważności". I wtedy nastąpil kolejny PRZEŁOM. Ś W I A D O M O Ś Ć. Prawdziwe życie to właśnie świadomość. Swiadomość natomiast to życie. Oczywiście są sytuacje stresujące, są nerwy. Ale postanowiłam nie walczyć z nimi tylko się im....pokłonić. Stresy ostatecznie również lądowały w worku. Kolejny punkt to MEDYTACJA. Nie potrfiłam się jej nauczyć dopóki dopóki nie uzmysłowilam sobie jak ważna jest swiadomość w moim życiu. 8-tygodniowy trening uważności wepchnął mnie na kolejny poziom w grze o lepsze życie...
Chciałabym jeszcze wiele napisać, nie wiem jednak czy kogoś to zainteresuje. Ja się nie zmieniłam; wciąż jestem tą samą osobą. Zmieniło się moje podejście do życia, moje postrzeganie rzeczywistości, moje przyglądanie się sobie, zagłębianie się w sobie. Poznałam siebie z innej strony....
I będę szczęśliwa, choćbym k*rwa miała sobie to szczęście narysować
Awatar użytkownika
Nipo
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1545
Rejestracja: 10 sierpnia 2017, o 15:34

3 lutego 2018, o 18:52

Aśkownik pisze:
3 lutego 2018, o 18:20
Z nerwicą, zaburzeniami depresyjnymi, jadłowstrętem, wszelkimi bólami i innymi podobnymi dolegliwościami żyję od 3 lat. Na początku czuliśmy do siebie nienawiść; byliśmy najgorszymi wrogami.... W sensie ja i nerwica. Ona gnoiła moje życie i jednocześnie się z tego śmiała; moja z kolei z nią walka była zawsze przegrana. Ona górowała. Wiecie o co chodzi, prawda? Później, a właściwie całkiem niedawno zaczęłyśmy się tolerować. Ja doszłam do tego, że ona wcale się ze mnie nie śmieje tylko chce mi wskazać właściwą ścieżkę; ja, na początku nieufna - pomału zaczęłam wyciągać do niej rękę. Czasem jeszcze się na siebie obrażałyśmy, ale szybko się godziłyśmy. Do tej pory jeszcze daje mi w kość, ale ja.... jakoś się tym wielce nie przejmuję:) A, niech ma.... Wciąż czekam (CIERPLIWIE) na czas gdy zostaniemy kumpelami, które nie będą musiały się ze sobą spierać.
Nie ma potrzeby aby opisywać swoją historię - jest podobna do Waszych. Nie ma też potrzeby opisywać moich z nerwicą przejść, objawów, dołów, męczarni. Uwierzcie - wiem co to nie czuć własnego ciała, nie interesować się niczym i nikim (mam 6-letnią córkę, którą wychowuje sama). Wiem co to bezsenność, kilkudniowe niejedzenie, życie w zamkniętej bańce. Na słowo "rak" ogarniała mnie panika; umierałam setki razy. Dla przykładu - kiedyś ktoś mi powiedział, że jest spod znaku raka - moje serce do końca dnia szalało, myśli się nakrecały, no i to uczucie w głowie.... (również znacie, prawda?) Oczywiście oprócz raka chorowałam na schizofrenię oraz umierałam na szaleństwo. Tak, teraz już wiem, że nie jest to możliwe.
Przepraszam za ten przydługi wstęp. Nie chcę jednak aby ktokolwiek pomyślał "łeeee, nie dla mnie to, ja mam gorzej".
Wszystko zaczęło się zmieniać kilka miesięcy temu...
Chodzę do psychologa, odwiedzam psychiatrę. Biorę leki. Biorę je od bardzo dawna; niemalże od początku - same nie działają (moja psychika ma się lepiej od zaledwie 3 m-cy), choć nie ukrywam - trochę łagodzą objawy. Taką wybrałam formę leczenia - leki troszkę pomagają, a ja mam siły zmagać się z moim zaburzeniem. Nie namawiam nikogo - ja tak zdecydowałam, to moja droga i moja historia.
Wielki przełom nastąpił po przeczytaniu na forum zaburzonych o "myśli". Autorem jest Ciasteczko. Uzmysłowienie sobie, że moje złe samopoczucie wynika z tego, że myślę "źle". Myśli nie są życiem, nie są świadomością. Możemy mieć myśli dobre albo złe. To my je tworzymy. Nagle, gdy to DOGŁĘBNIE zrozumiałam, mój umysł się jakby.... odblokował. To była euforia nr 1. Jednak niemyślenie nagle nie zniknie. A zatem, zaczęłam sobie wyobrażać (uwaga - to może wydać się dość głupie; mi jednak pomogło), że z tyłu głowy mam worek, którego nie mogę odczepić. I tam postanowiłam wrzucać te myśli. Za każdym razem gdy się pojawiły (czyli co kilka minut) wrzucałam je do tego worka. Wiedziałam, że nie mogę się owego worka pozbyć więc one tam leżakowały. Cały czas próbowałam uzmysłowić sobie, że to tylko plywające myśli. One nie były mną, tylko przeze mnie ....przelatywały. Dałam kilka tygodni myśleniu o tym, że myśl to TYLKO myśl. Że musze nauczyć się myśleć o dobrych rzeczach. Mysli o zaburzeniu lądowały worku. Potrzeba było wiele CIERPLIWOŚCI I UPARTOŚCI.
Na forum czytałam tylko POZYTYWNE wpisy. Uzależniłam się od przeszukiwania internetu w celu znalezienia osób, którym udało się pożegnać nerwicę. Jednoczesnie nie słuchałam wiadomości, informacji z kraju, polityki, o chorobach, wypadkach itp. Szczerze mówiąc nie wiem co się teraz w kraju dzieje. Dopóki nie będzie dobrych wiadomości, te złe mnie nie interesują. Wiem, że SĄ, ale nie odczuwam potrzeby ich poznania.
Chciałam się pozbyć codziennej pobudki z "ciężarem egzystencji". Zainteresowałam się jogą. Wstawałam wcześniej, o 5tej i wskakiwałam na matę. Zakochałam się w pewnej Polce, która tak pięknie mówiła o relaksie podczas praktyki jogi. Dzięki niej moje poranki znacznie się poprawiły. Bywały jednak jeszcze takie, które przypominały o zaburzeniu, które dołowały.... Sięgnełam po książki, blogi. Zaczęłam interesować się rozwojem osobistym. Oprócz czytania wiele wskazówek wprowadzałam w swoje życie. Nie mogłam jednak skupić się na trudnej lekturze. To mnie ...przygniatło. Wybierałam te pozycje które zostały napisane lekkim językiem. Urzekłą mnie "Depresjologia" A. Konarowskiej. Jej historia wskrzeszała mnie do życia. Kolejną pozycją godną przeczytania stała się "Minfulness. Trening uważności". I wtedy nastąpil kolejny PRZEŁOM. Ś W I A D O M O Ś Ć. Prawdziwe życie to właśnie świadomość. Swiadomość natomiast to życie. Oczywiście są sytuacje stresujące, są nerwy. Ale postanowiłam nie walczyć z nimi tylko się im....pokłonić. Stresy ostatecznie również lądowały w worku. Kolejny punkt to MEDYTACJA. Nie potrfiłam się jej nauczyć dopóki dopóki nie uzmysłowilam sobie jak ważna jest swiadomość w moim życiu. 8-tygodniowy trening uważności wepchnął mnie na kolejny poziom w grze o lepsze życie...
Chciałabym jeszcze wiele napisać, nie wiem jednak czy kogoś to zainteresuje. Ja się nie zmieniłam; wciąż jestem tą samą osobą. Zmieniło się moje podejście do życia, moje postrzeganie rzeczywistości, moje przyglądanie się sobie, zagłębianie się w sobie. Poznałam siebie z innej strony....
Super poscik :) Gratulacje i zycze dalszych postępów !!!!
nadia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 28
Rejestracja: 15 września 2014, o 19:28

13 lutego 2018, o 13:52

Wielkie gratulacje za lepsze zrozumienie siebie i samorealizacje 😊😊😊
czarnula
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 89
Rejestracja: 12 marca 2017, o 20:32

13 lutego 2018, o 14:02

Świetny i mega budujący post! ;ok :lov:
Chyba się skuszę na ten trening uważności !
Wielkie gratulacje ^^
witorrr98
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1543
Rejestracja: 17 października 2017, o 23:08

13 lutego 2018, o 18:24

Mogę tylko cieszyć się razem z Tobą pani autorko tematu.Pisz dalej, chętnie poczytam i nauczę się czegoś nowego przy okazji ;ok
zanet
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 116
Rejestracja: 1 stycznia 2018, o 11:40

13 lutego 2018, o 18:41

Super sie czyta takie budujace posty. Powodzenia dalej! ^^
Madame.Kot
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 60
Rejestracja: 15 listopada 2017, o 17:20

13 lutego 2018, o 21:16

Pogratulować siły i odwagi, aż człowiekowi lżej na duszy ^^ wspominasz, że mogłabyś jeszcze wiele napisać - takich pozytywnych postów nigdy za wiele! Z pewnością nie tylko ja chętnie poczytam o tym jak udało Ci się wyjść z tego bagna. Może napiszesz coś o terapii, czy bardzo Ci pomogła?
If you take everything personally,
you'll remain offended for the rest
of your life.
What other people do
is often because
of them,
not you.
Awatar użytkownika
Aśkownik
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 26
Rejestracja: 30 marca 2017, o 20:23

20 lutego 2018, o 20:29

Cieszę się, że przeczytaliście moje słowa z przyjemnością. Cieszę się z małych rzeczy.... Mogę powiedzieć że sukcesem mojego dzisiejszego dnia jest fakt, że u kogoś mogłam wywołać usmiech. Dlaczego? Bo myślę, że to jeden z kluczy do polepszenia mojej sytuacji-malutkie sukcesy. Dlaczego wciąż mam myśleć jak to mi w życiu źle??? Po co się umartwiać? A właściwie dlaczego mi aż tak źle?? Dlatego że nerwica w parze z depresją mnie dopadła? Trochę wdzięczności Joanno za to co MASZ - tak do siebie często przemawiam. I wymieniam.... i wymieniam.... i wymieniam... Spróbujcie wymienić 5 rzeczy (założe się, że bez problemu znajdziecie 20) za które jesteście wdzięczni. Takich prostych. Mamy zdrowe ręce i nogi. Kurczę, słabo by było, gdybym nie miała dwóch rąk. Musiałabym się wiele nauczyć, potrzebowałbym pomocy. A tak? Mogę teraz śmigać na klawiaturze, ugotować obiad, zamienić się w wielbłąda (w jednej ręce klucze, pilot i siatka z chlebem; w drugiej plecak córki...I mogłabym narzekać, że wszystko muszę sama dzwigać, ale po co? Najważniejsze że mam niezbędne do tego narzędzia).
To taki kolejny banał.... na mojej ścianie wisi plakat "enjoy simple things". I myślę, że trzeba chcieć cieszyć się z tych NIEDOSTRZEGANYCH na co dzień maleńkich cudów. Czy ja bym te cuda zauważyła gdyby nerwica mnie w swe ramiona nie chwycila?? Pewnie nie....
Kolejna rzecz... DOCEŃCIE SIEBIE. Jak czytam posty naszej braci z zaburzonych to myślę sobie....mądrzy ludzie. Nasze umysły myślą (czasem za dużo) ale myślą.... Ludzie z "naszymi" problemami to w większej mierze inteligentni, umiejący się wysławiać, perfekcyjni, zorganizowani "członkowie" społeczeństwa. Moze to być wspierające dla tych którzy "uparli się" na własną niską samoocenę. Dużo sobie mowię fajnych słów. No cóż - zajebista jestem.... a to że się czasem martwię??? każdy ma jakiś.... defekt. A ja z moim dodatkowo walczę!;-) Wy też! A zatem co? Zajebiści jesteście.
Bardzo staram się być dla siebie dobra, łagodna i WYROZUMIAŁA. Przecież jestem tylko człowiekiem, nie muszę być idealna. Nie muszę 100 procent czasu poświęcać dziecku, nic się nie stanie jak poproszę by się pobawiła sama poniewaz potrzebuję odpocząć, nie muszę codziennie gotować obiad, nic się nie stanie jak gar i 2 talerze przenocują w zlewie, nie muszę nie grać na telefonie bo to głupie, nie muszę 5 razy dziennie wyciągać gówien kotów z kuwety (przepraszam, ale to dość istotne w moim mieszkaniu :) )...
Stresował mnie nadmiar obowiązków. Każdego ranka myślałam - zakupy, przedszkole, praca, basen, biblioteka, płatności, śmieci wystawić. Przeciez na samą myśl można.... zwariować. Teraz siadam w niedzielę z NIEBIESKIM długopisem i robię piękną rozpiskę na cały tydzień. I w poniedziałek rano interesuje mnie tylko poniedziałek rano, w poniedziałek popołudnie tylko poniedziałek popołudnie, a o wtorku myślę dopiero we wtorek (rano, rzecz jasna). A pod koniec tygodnia biorę CZERWONY długopis i odhaczam to co mi się udało zrealizować (czyli prawie wszystko). To co zostało przepisuję SPOKOJNIE na następny tydzień i..... nie ma tragedii, świat się nie zawali, nikt mnie nie potępi.... a nawet jeśli to co z tego. Czy interesuje mnie co inni o mnie myślą? NIE, przynajmniej nad tym pracuję! I to się coraz lepiej udaje. Nie chcę kierować się tym co o mnie myślą, mówią. Niech każdy patrzy na siebie, a ja przejmuję się tylko tym, co na mój temat uważa tylko jedna osoba. Ja sama.
Zdaję sobie jednak sprawę że ogrom pracy wciąż przede mną, ale chcę się rozwijać. Bywa że w wolnych dniach, gdy więcej mam czasu na myślenie i gdy czarne myśli upiornie powracają - mam dwa wyjścia. Pierwsze - słuchanie audiobooków. Najczęściej tych, które coś w moje życie wnoszą (ostatnio wciągnęła mnie metoda małych kroków - mowa oczywiście o wychodzeniu z nerwicy, rozwój osobisty, motywacja). Czasem jednak pochylam się nad sobą - zastanawiam nad tym dlaczego mam zły nastroj, PRACUJĘ nad tym aby UŚWIADOMIĆ sobie, że to TYLKO MYŚLI, wytwór wyobraźni, ZAUWAŻAM, że nic złego się nie dzieje i przyzwalam aby moja głowa trochę.... pocierpiała. Staję obok i przyglądam się sobie. I trenuję UWAŻNOŚĆ. Jeden z prostych sposobów - SKUPIAM SIĘ na głaskaniu kota. Skupiam się czyli DOSTRZEGAM jego gęstą, zdrową sierść, słucham mruczenia, patrzę na kocie oczęta.
I ostatnia rzecz o której chciałam wspomnieć - kilka dni temu mialam wypadek; stłuczkę właściwie. Pierwsza myśl - zaraz mnie dół dopadnie, będzie kilka dni "do tyłu", ale po kilku sekundach - to tylko porysowanie, nie z mojej winy, naprawię z OC sprawcy. Całe szczescie że tylko tak to się skończyło, że córka ze mna nie jechała, że auto sprawne i może jechać, że zdąże do przedszkola. I wiecie co, ja tego dnia byłam naprawdę ....szczęśliwa. A gdy uzmysłowiłam sobie to dodatkowo to, no niemalże euforia mnie ogarnęła.... Miłego wieczoru wszystkim walczącym nerwusom ;col
I będę szczęśliwa, choćbym k*rwa miała sobie to szczęście narysować
Madame.Kot
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 60
Rejestracja: 15 listopada 2017, o 17:20

22 lutego 2018, o 14:31

Swoją odpowiedzią potwierdziłaś jak ważna jest wdzięczność za takie drobne rzeczy, że to bardzo pomaga. Ja od niedawna zaczęłam prowadzić dziennik wdzięczności, bardzo dobrze to wpływa na moje samopoczucie. I elementy mindfulness też dostrzegam - dopiero uczę się jak to jest żyć tu i teraz.

Powodzenia w dalszym odburzaniu! 🌸🌻🌺
If you take everything personally,
you'll remain offended for the rest
of your life.
What other people do
is often because
of them,
not you.
ODPOWIEDZ