Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Paranoiczne podejście do ludzi

Forum dotyczące problemu jakim jest fobia społeczna oraz inne fobie specyficzne.
Umieszczamy tutaj swoje historie, pytania i wątpliwości.
ODPOWIEDZ
doedeer
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 149
Rejestracja: 4 stycznia 2016, o 23:42

13 stycznia 2016, o 07:36

Moje związki z innymi są czymś, czego chyba nigdy nie będę do końca w stanie ogarnąć. Piszę o tym właściwie pierwszy raz.

Jeśli chodzi o "tło": Nigdy nie zostałam nauczona poprawnych relacji z innymi, bo nikt w rodzinie takowych nie posiadał; nie mieli zbytnio znajomych i wszyscy byli nastawieni raczej przeciwko osobom "z zewnątrz". Już kiedy byłam mała powtarzano mi, bym nikomu nie ufała. Nikomu. Tak jak pisałam w dziale "o nas", doświadczyłam przez wiele lat ogromnego odosobnienia, bardzo ostrych, silnych prześladowań na tle narodowościowym, tego typu, które spotyka się nie raz w amerykańskich filmach w temacie. Potem też nieco łagodniejszych, w każdym razie nigdy nie odnajdywałam się w grupie. Mogę wręcz powiedzieć, że zawsze trochę przyciągałam hejt i agresję. Słyszałam różne rzeczy. Że nie powinnam się urodzić, nie ma tu dla mnie miejsca, jestem inna, gorsza, powinnam zdechnąć. Z pewnością jako dziecko byłam trochę inna, bardzo aspergerowska, do tej pory jestem: używałam specyficznego, podniosłego języka, mówiłam o tematach, których dzieci w moim wieku nie poruszały, jestem i byłam naiwna, wszystko biorę na poważnie, do tego mam problemy z motoryką, moje ruchy są niezgrabne, a w sportach byłam poniżej najgorszej średniej.
I właściwie myślałam, że to za mną, unikając sytuacji, które mogły wzbudzić dyskomfort, uciekając, do momentu, gdy jakiś czas temu w trakcie ataku na mnie i znajomych niezbyt potrafiąca rozwiązywać konflikty osoba uderzyła w tak ostre słowa, że cała przeszłość wróciła i to z takim impetem, że chyba jeszcze nikt nie widział mnie w takim przypływie szału i paniki (oczywiście po sytuacji, w trakcie musiałam zagrać ignorancko i spokojnie). Zawsze starałam się naprawić wszystko, co mogło budzić agresję innych, jakkolwiek tchórzowsko to nie zabrzmi. Wróciłam do kraju. Jeśli chodziło o wygląd, trzy lata pracowałam na to, żeby schudnąć 30 kilo, zmienić styl, dopracować makijaż do perfekcji, żebym mogła dumnie pokazywać swoje ciało i uznać się za piękną. Czułam, jakbym była coś winna innym i vice versa. Kiedy słuchałam ostatnio wywodu o tym, jakim to nie jestem ścierwem, które zdechnie samotnie, nielojalną szmatą, której nikt nigdy nie będzie szanował, miałam ochotę krzyknąć "To wy mi to wszystko zrobiliście, to wasza wina, że jestem taka, jaka jestem". Ludziom po alkoholu rozwiązują się języki. Takie sytuacje, to moja największa słabość.

Czasami słyszę, że mam paranoiczne podejście i z pewnością coś w tym jest. Mam coś z paranoiczki.

Ogólnie, jeśli chodzi o kontakty z innymi, ratuje mnie wiedza. Jestem człowiekiem, z którym można porozmawiać o wszystkim. Zawsze będę miała coś do powiedzenia, przeważnie znajdę jakąś radę. Nie muszę się przykładać, tak już mam. Dobrze oceniam ludzi, ale tylko dlatego, że jestem niezwykle wyczulona na słabości ich charakteru. Potrafię wyczuć nawet drobną zmianę w głosie, nutę niezadowolenia, ocenić motywy ich działania. Jestem czujna, moja przypadkowa klientka była zdziwiona kiedyś, że zwróciłam uwagę w całym harmiderze na jej złe samopoczucie, chociaż okazywała je raczej dyskretnie. Byłam ogólnie sprzedawcą od tzw "trudnych" klientów. Bywam niezawodna w kryzysowych sytuacjach, zwłaszcza dotyczących natury psychicznej. I o wiele lepiej komunikuję się gestem i dotykiem, niż słowami- niestety jednak ludzie, to nie zwierzęta. W kontaktach z nimi nie mam najmniejszych problemów.

Okej, a teraz o złej stronie.

Często, kiedy nie mogę kogoś zrozumieć, czy z kimś się dogadać, zaczynam panikować i gadać bez namysłu o tej osobie same najgorsze rzeczy. Nie nieprawdziwe, ale nieprzyjemne, zbędne. Rzucam się, bulwersuję, gadam, żalę się, wyrażam swoje panikarskie opinie- a często zła jestem po prostu na siebie, że nie zareagowałam poprawnie na daną sytuację. Rzadko kiedy mówię ludziom o tym, co mi w nich nie pasuje, naprawdę rzadko. Powiedzenie "nie lubię, gdy robisz to i to i czuję się z tym tak i tak" wypłynęło z moich ust tyle razy, że mogę to policzyć na palcach jednej ręki. W zasadzie robi to każdy i nie uważam, żeby wszystko było godne omówienia w cztery oczy z danym człowiekiem, a wylanie czasem komuś frustracji nie jest złe, ale nie w tym przypadku. Uchodzę zatem trochę za człowieka dwulicowego, fałszywego. W rzeczywistości jest chyba tak, że wynika to nie tyle z mojego agresywnego nastawienia, ale też wciąż nie czuję się na tyle wartościowa, by mówić o tym, co mi nie pasuje i dlaczego, mam z tym problem. Ostatnio, gdy ktoś coś mi zarzucił, co prawda w stanie upojenia i zażartym tonem, po prostu ubrałam się i wyszłam. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Mój lęk był ważniejszy od tego, że dana osoba czuła się czymś urażona, w tym wypadku tym, że ją zostawiłam.

Zostawiam namiętnie, zrywam kontakty. Ostatnio ponownie nawiązałam znajomość z kumplami z byłej paczki, z którymi łączyły mnie jakieś 3 lata. Po roku. Po roku, odkąd odcięłam ich od siebie bez słowa. Tak po prostu. Bo ten powiedział to, bo z tamtym robiło się zbyt intensywnie, a w ogóle to czułam się gorsza we wszystkim, opóźniona i nie zniosłam napięcia. W dodatku przez cały ten rok autentycznie wierzyłam w to, że każda osoba nagle zaczęła mnie nienawidzić, mówią o mnie same najgorsze rzeczy przy każdej możliwej okazji, plują na mnie w myślach, gardzą mną jak niczym innym, rozpowiadają między sobą to i tamto, podczas gdy... niektórzy owszem, coś tam powiedzieli raz czy dwa, ale inni po prostu zastanawiali się, czemu nagle przestałam do nich gadać i wycięłam ich ze swojego życia. I że X nie unikał mnie dlatego, że pewnie Y powiedział mu o tym, co mruknęłam po pijaku dwa lata temu, tylko dlatego, że unika wszystkich w ogóle, bo ma gorszy okres. A ja sobie wyobrażałam, że mój dom i moja osoba to taki palący punkt na mapie miasta. Tudzież, miałam kogoś, kto ponoć na mnie liczył, ale miał sam ogromne problemy, w pewnym momencie zaczęło mnie to przerastać- raz dwa i mnie nie ma, nie znam cię, człowieku.

Odcinam z dwóch powodów: a) jest mi wstyd za to, co mówiłam, robiłam, za humory, to, co sobą reprezentowałam i czuję się gorsza b) po dłuższym okresie w większych grupach przestaję ogarniać, co się dzieje, mam dosyć proste pojęcie relacji międzyludzkich, zbyt proste i banalne, jak na realia, do tej pory np. nie rozumiem, czemu ludzie nie wywiązują się z tego, co powiedzą.

Zdarzało mi się też, w przypływie złości, obrażać niektórych dosyć ostro twarzą w twarz. Jedynie tych, na których mi zależało. Teraz już tego nie robię, było mi zawsze bardzo wstyd.

Może i toleruję jakieś błędy innych, ale ciężko mi uznać, że są błędami- często dopisuję sobie bajkę o ich intencjonalności oraz, że są wynikiem nienawiści do mnie.

Z takich głupszych rzeczy... Kasuję każdą rozmowę na portalach społecznościowych po zakończeniu jej. Esemesy. Połączenia. Sama nie wiem, z czym to ma związek, czy z obsesyjnym minimalizmem, czy lękiem, że ktoś może wejść i przeczytać. Gdy ktoś wchodzi do mojego pokoju, spuszczam ekran. Kasuję historię. Bronię swojej aktywności i prywatności, jakby były tu jakieś rzeczy niestworzone. Nawet pisząc na forum boję się, że ktoś mógłby mnie rozpoznać. Co to ma za znaczenie?

Nie wiążę się. Nie nazywam ludzi "przyjaciółmi", nie mam i nie miałam chłopaków, dziewczyn, poza jednym, żałosnym, dwutygodniowym incydentem. Poza kilkoma wygłupami jako nastolatka, nie uprawiam seksu, nawet przygodnego, a zwłaszcza takiego. Podobają mi się tylko ludzie, których już znam na tyle, że w jakiś sposób mogę ich określić jako "bezpiecznych". Zbyt łatwo okazuję im czułość i popadam w bliskość, ale toleruję jej okazywanie wyłącznie, kiedy to ja wychodzę z inicjatywą i trwa to bardzo krótko. Poza tym, nie lubię być dotykana przez obcych albo mało mi znanych. Brak mi spontaniczności, elastyczności charakteru. Nie umiem nawet tańczyć, bo jestem zbyt spięta. Robić czegokolwiek, gdy inni patrzą mi na ręce. Jestem mistrzynią braku taktu.

Jednocześnie cenię bliskość ponad wszystko, a z drugiej strony - nie jestem do niej zdolna. Do fizycznej, owszem, jeszcze. Bo ogólnie, jakkolwiek śmiesznie to nie zabrzmi, niektóre swoje zachowania, i nie tylko swoje, porównuję do zachowań niektórych gatunków zwierząt, np. wilków, albo szczurów, jeżeli chodzi o takie pierwotne emocje czy potrzeby jak potrzeba ciepła, bliskości, albo strach czy agresja, wtedy jest mi jakoś łatwiej sobie to wyobrazić, przetłumaczyć. Ale jeśli chodzi o psychikę- pomiędzy mną a innymi będzie zawsze ogromna, toporna, szklana ściana. Te wszystkie zasady społeczne i sposoby zachowania są dla mnie jak gra, w którą mam grać, chociaż nie do końca rozumiem zasady w praktyce. A nawet jeśli znam, to ich nie czuję. Z jednej strony rozumiem ludzi, potrafią mnie wzruszyć, wzbudzić współczucie, podziw- z drugiej tak cholernie się ich boję, że stało się to bezwiednym nawykiem. Ciężko mi teraz przypomnieć sobie konkretne sytuacje, lecz często moje nastawienie wygląda tak, jakbym była pewna, że całemu światu nie zależy na niczym innym, jak na zrobieniu mi krzywdy, na upodleniu mnie- to akurat spostrzeżenie osób trzecich. Naturalnie nie jest to produkt logicznego rozumowania.

I niby mam w jednym palcu te wszystkie zasady relacji międzyludzkich, idealne wizje, jak to powinno wyglądać- ale rzeczywistość jest, naturalnie, inna. Czasem boję się, że te wszystkie paranoiczne myśli i zachowania złożą się w jakąś dużą całość i stworzy się z tego jeszcze grubsze zaburzenie.
Zespół lęku uogólnionego i napadowego, zaburzenia obsesyjno- kompulsywne, C-PTSD, podejrzenie zaburzeń neurorozwojowych.
Awatar użytkownika
Milya
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 123
Rejestracja: 13 stycznia 2016, o 12:49

26 stycznia 2016, o 10:31

Często różne społeczne zachowania mogą wyglądać jak taka 'gra', ale moim zdaniem powinnaś się skupić na budowaniu małych, bliskich relacji, z osobami które są dla Ciebie ważne. Szczerość oczywiście odgrywa kluczową rolę, ale traktuj innych tak, jak sama chciałabyś być traktowana. Może nie rozumiesz ludzi, a może jest też trochę odwrotnie? Może oni też trochę nie rozumieją Ciebie, bo masz skomplikowaną osobowość.
Mimo wszystko przydałby się jakiś luz w kontaktach z ludźmi, albo nawet wobec samej siebie.
Czy kiedy nikt Cię nie widzi zachowujesz się inaczej? Podśpiewujesz, tańczysz, jesteś bardziej swobodna? Wybierasz samotność, czy wolisz jednak towarzystwo?
~ szukajcie mnie w innym świecie ~
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

26 stycznia 2016, o 11:52

Hej, odpisuje na Twój inny post tu, bo to Twój wątek.
Wydaje mi się że napięcia i stanu lękowego wpadłaś w derealizację.
Bardzo często piszesz o psychozie i wydaje mi się że nakręciłaś sie niepotrzebnie na temat dlatego o tym piszę.
Psychoza to jest inny stan, to jest czasowe wyłaczenie świadomego i realistycznego widzenia świata i od nerwicy i dd w psychozę się nie wpada.
a Ty masz typowe objawy derealizacji, za zachowaniem krytycyzmu i obaw, kontroli.
Objawy dd, włącznie z Twoimi są opisane w dziale art na forum.
A w ogóle to fajnie że dołaczyłąś do nas na forum, na pewno zyskasz tu parę nowych znajomości i przyjaźni:)
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
doedeer
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 149
Rejestracja: 4 stycznia 2016, o 23:42

26 stycznia 2016, o 18:22

Milya, obecnie w ogóle nie jestem swobodna. Kontroluję swój umysł jak gestapo. Wróciłam do tego stanu, kiedy stresuje mnie każda rozmowa, w trakcie której obsesyjnie się kontroluję i nakręcam, że widać mój stres (nawet jeśli to zwykła pogawędka z luźnym człowiekiem- z takimi jest mi najtrudniej),a po analizuję, dopóki nie eksploduje mi mózg. Boję się swobody.

Największym błędem mojego życia było uważanie każdego nietaktu i złego zachowania drugiej osoby za czyn intencjonalny, wymierzony przeciwko mnie. Kiedy sama te nietakty popełniam, i to nie jest tak, że każdy dookoła wie, co robi i w pełni panuje nad sobą, tylko ja nie. Problem też w tym, że moje paranoiczne lęki są zawsze obecne, nie przechodzę do takich momentów w znajomości, żebym komuś ufała i ta więź by się zacieśniała. To znaczy teraz się staram, ale kto wie. Często też sama robiłam sobie problem, bo załóżmy, określałam się negatywnie w jakiejś kwestii, pokazywałam niskie poczucie własnej wartości, a potem dziwiłam się, że ktoś mnie tak traktuje, stąd chciałam odciąć się i mieć czystą kartę. Ale są takie momenty, że wstydzę się całej siebie i każdego wypowiedzianego słowa. Żałuję, że nie potrafię spontanicznie żartować, etc, wiem, że wydaję się chłodna i nastawiona negatywnie. Jestem bardzo wnikliwa, nie raz widzę, jak ktoś chce do mnie dotrzeć jakimś żartem, czy coś, a z mojej strony ma tylko lekki uśmieszek i chłodne spojrzenie. Ciężko jest mi wyjść poza siebie.

Jest kilka osób, które w ostatnim czasie pokazały przywiązanie do mnie i bardzo chciałabym to pielęgnować. Złamałam zresztą swoje paranoiczne zasady w kilku miejscach i do tych osób wróciłam.

Dzięki za odpowiedzi.
Zespół lęku uogólnionego i napadowego, zaburzenia obsesyjno- kompulsywne, C-PTSD, podejrzenie zaburzeń neurorozwojowych.
ITI
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 414
Rejestracja: 7 sierpnia 2013, o 14:31

26 stycznia 2016, o 19:30

Hej Doedeer! Ja ze swojej strony chciałabym Ci napisac co ja moge tu zauważyć .Widze ,że jestes inteligentną osobą bo potrafisz wiele zauważyć faktów wynikajacych przez Towje zachowanie ,ale też wnikać w swoje wnętrzne i wiedzieć też przez co jesteś taka a nie inna.Nawet pomogłaś mi w pewnej kwestii ,bo niektóre zachowania i odczucia ja mam przesłonięte pewnie jakimś błędnym mechanizmem obronnym i nie wiem o co mi chodzi ,a po przeczytaniu Twojego tekstu wiem ,że ja tez przez niskie poczucie wartości np.nie potrafiłam powiedzieć ,że przeszkadza mi w kimś to i to ...bardziej wolałam go obgadać ,lub na niego zwyzywać...czyli zero konstruktywnego wyjścia z sytuacji.Ale pracuje nad tym i staram się godnie żyć ,nie skupiając się na nienawiści do kogoś za coś ,ale na rozwoju .Przyznaje nie jest lekko.Ja też podobnie jak TY szanuje ,lubie ludzi ,którzy są szczerzy i wywiązują się ze swoich obietnic ,a ciężko mi zaakceptować kogoś kto najpierw gada a potem spada i wszystko ma w dupie co naobiecywał. Zresztą nie dziwne ,że to wkurza ,bo jednak to nie kulturalne ,mało ludzkie i wcale empatyczne zachowanie.Ale co chciałam napisać.Uważam ,że te problemy z kontaktami z ludźmi jak najbardziej mogą wynikac z wychowania w rodzinie.U mnie też nie było różowo ,bo bracia pałali często do mnie lekceważeniem ,nienawiścią ,też czułam ,że moja rodzina nie ma jakiś zażyłych serdecznych kontaktów .Jest zamknięta dość dla innych ,ale też dla siebie ...Zero wspólnego siedzenia przy obiedzie ,później wręcz unikanie siebie ,odczucie nienawiści ,niechęci zamiast miłości .Ja jestem najmlodsza w rodzinie i wsiąkałam jak gąbka ich poczynania i robiłam się bardzo nieśmiała ,nie pewna siebie ,nie znająca swojej wartości .Przyznaje ,że mama starała się jak mogła ,ale też zapracowana nie wszystko ogarniała.A braci miałam serdecznie dość .Ojciec też nie ogarniał.Nie czułam tego poczucia rodzinności ,często czułam brak szacunku .To przeniosło mi się na ludzi .Wiem ,że nie odkryłam Ameryki ,ale mysśe ,że szukając rozwiązania swojego zachowania tez powinnaś sięgnąć tam do czasów rodzinnych bo tam jest kłębek który się splątał i poplątał relacje ...Takie moje zdanie .Pozdr.

Dodatkowo u mnie uaktywnił się jakiś patologiczny brak zaufania do ludzi ,strach przed nimi .Wiem ,że wynika to i z faktu ,że nawet najbliższym nie mogłam zaufać np .braciom bo nie było tego kontaktu ...Ale i nie układało mi się w relacjach przyjacielskich ,koleżeńskich mimo,że się starałam być fer ,ale być może zbyt bardzo oczekiwałam że ktoś też będzie fer ,a niestety nie zawsze to działa. Wtedy też często odcinałam relacje i chociaż z poczuciem osamotnienia przekładałam czysta karte.Wiem ,że mój brak zaufania rozrósl się od braku zaufania bo w pracy już nie mogłam znaleść kontaktu z znajomymi z pracy ,zwłaszcza kobietami ,jakoś czułam bariere być może wyczuwałam fałsz,ostatecznie te o to znajome z pracy często nagadywały na mnie ,a ja bez lini obrony np. wylatywałam z pracy .Znów z jeszcze większym brakiem zaufania do ludzi...W każdym razie to mnie zniszczyło na tyle ,że dostałam myśli morderczych no i fobie społeczną ...Także myśle ,że moje małe poczucie pewności siebie , małe poczucie wartości wynikające głównie przez natrętne myśli robiło tylko mnie w balona i ostatecznie ja byłam ta głupia z korą nie było kontaktu...No cóż można zabrnąć w kozi róg ,ale ciągle jeszcze wierzę że jakoś ogarnę swoją głowę i nie skończe źle.I że zaufam tym którym mogę ufać .To takie moje wygadanie przy okazji.
Być sobą znaczy wierzyć w siebie być prawdziwym.
Życie zaczyna się tam gdzie kończy sie strach.
Uwaga niesie energię.
ZAPAMIĘTAJ: 'Im więcej naciskamy tym większy jest opór'
Pamiętaj :co ludzie myślą nie jest ważne.
Zapamiętaj:Nie jesteś tylko emocjami.
Pamiętaj:Miej DYSTANS !
UmysłRegenerujeSięGdyPrzestajeszSięBać
CiemneStronySłużąDoPrzykryciaJasnychStronŻycia!
JeśliTraciszPieniądzeMałoTracisz,JeśliTraciszZdrowieDużoTracisz,JeśliTraciszSpokójWszystkoTracisz
Im szybciej zaakceptujesz scenariusz w głowie na który się nie zgadzasz,tym szybciej zmieni się Twój stan emocjonalny na lepszy !
Nerwica to stan umysłu który chce nam powiedzieć że :jestescie katami dla siebie zmieńcie się to wam odpuszcze!
doedeer
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 149
Rejestracja: 4 stycznia 2016, o 23:42

2 lutego 2016, o 21:58

Przede wszystkim trzeba sobie zdać sprawę, że możemy panować tylko nad swoim zachowaniem i reakcjami, nie innych. Nieważne w zasadzie, jak inni się zachowują, ważne, jak do tego podejdziemy. Oczywiście ich reakcje mówią nam dużo o nas samych (Ja np. mam niestety ogromną wrażliwość na cudze emocje i ich gestykulację, potrafię dostrzec najmniejszy grymas). Jak tak słucham tego, co mówię, to dochodzę do wniosku, że strasznie dużo rzeczy przedstawiam w negatywnym kontekście, dużo stękam i marudzę, no i wiele osób nie rozumie, kiedy jestem poważna, a kiedy żartuję, bo mam dosyć ograniczoną mimikę i słabo operuję tonem głosu, bezsensownie. Moja mowa to potok emocji. Z drugiej strony, potrafię się zamknąć i jestem genialną słuchaczką, łatwo zdobywam cudze zaufanie, ludzie powiedzą mi rzeczy, o których innym by nie mówili. Stąd znam historie życie moich klientów, bolączki szefów, nawet, nie wiem, egzaminatorzy na prawo jazdy opowiadali mi o swojej pracy żywo. Ostatnio znowu sobie to uświadomiłam, bo mam jakiś regres samopoczucia, ten porażający lęk na trochę odszedł i zastąpiło go coś na kształt energii i jakichś wzruszeń w ogóle (właśnie znowu dużo zaczęłam gadać z ludźmi i wypytywać, jakaś entuzjastyczna się zrobiłam, aż podejrzane, pewnie hipomania! ;) Lęk i panika lękiem i paniką, ale w takim momencie lepszego samopoczucia to dopiero nie wiem, co robić! Tak rzadko mi się to zdarza).
,,wyczuwałam fałsz"
Każdy jest trochę fałszywy i zamaskowany, może postaraj się w powierzchownych relacjach brać tylko to, co ci podają i nie zastanawiać się tak nad intencjami.

Jeśli chodzi o brak zaufania, to potrafi z mózgu zrobić prawdziwą sieczkę, bo normalne, ludzkie zachowania i pomyłki urastają do rangi jakiegoś wielkiego spisku my kontra ludzkość ;)

Co do dobrego samopoczucia w ogóle i jakichś silnych uczuć radości, to zawsze też bywam ostrożna. Pisałam gdzieś, że kilka lat temu, będąc na Zolofcie i Xanaxie i jeszcze chwilę po tym miałam taki dziwny okres manio-psychozy, nawet nie wiem, jak to określić. Nie czułam właśnie tego lęku, za to stałam się agresywna bardzo i buntownicza. W kilka dni zmieniłam totalnie wygląd, docinałam każdemu, robiłam awantury, mówiłam zbyt intymne rzeczy na prawo i lewo, uganiałam się za ludźmi, no i cóż, robiłam rzeczy poniżej jakiegokolwiek poziomu, idiotyczne, paskudne. Ośmieszałam się publicznie, trochę igrałam z prawem, angażowałam w chore sytuacje i szokujące relacje erotyczne, prawie wydalili mnie ze szkoły. Do tej pory takie emocje, nawet delikatnie euforyczne, budzą we mnie ten strach, że zbliżam się znowu do tej patologii. Już lepiej radzę sobie z lękiem.

No i zostało coś, do czego też muszę się przyznać. Jakby to ująć, we wszystkich znajomościach, jakie miałam, dążyłam raczej i myślałam o maksimum. Żeby się zbliżyć jak najbardziej, wiadomo. A jednocześnie z poczuciem, że nie zbliżę się umysłowo wcale.

-- 28 stycznia 2016, o 20:35 --
A, no i taka refleksja, która mnie też nachodzi często: Ciężko jest walczyć z tym wszystkim, jeśli się nie wie, dokąd się idzie. W tym wypadku, to jakiego samopoczucia i standardów życia się dąży. Zwłaszcza, jeżeli te zaburzenia są obecne większość życia i nie ma żadnego stanu, do którego chciałoby się powrócić.

-- 2 lutego 2016, o 21:58 --
Obawiam się, że jednak nie jestem w stanie utrzymać żadnych relacji, o satysfakcjonujących nie wspominając. To mnie frustruje, męczy.

Jakby to ująć, moje zaplecze jest złe. Całe moje podejście do ludzi kręci się dookoła walki z utkwionym w mojej głowie schematem mnie; jednostki wyjątkowo znienawidzonej, pogardzanej, do której nie można żywić szacunku. W moim życiu za dużo było takich słów, za dużo takich doświadczeń, że urosło to do rangi jakiejś wielkiej idei, z którą walczę, albo i nie. Której potwierdzenia albo zaprzeczenia ciągle szukam. Powiązałam te wszystkie zdarzenia i wspomnienia w swojej głowie. Niestety, takie podejście wpędza mnie też w poczucie wyjątkowości, najczęściej negatywne. Wciąż boję się, że kiedyś urośnie to do takiego poziomu, że nie będę mogła tego już kontrolować, wpadnę w manię prześladowczą, etc. Każda rozmowa, każda interakcja z drugim człowiekiem jest dla mnie stresująca, czuję się jakby...testowana, sprawdzana, cały czas sama jednocześnie wypatrując każdej oznaki nienawiści i przeciwnie. Jak bardzo jest to chore?

Oprócz wszystkich gorzkich słów, jakie usłyszałam, często wytykano mi chłód charakteru i zły charakter przy błahych okazjach. To mi dało jakiś wstydliwy obraz tego, jak widzą mnie inni: Nie poszłabym już na imprezę do większego grona osób z tego powodu. Reakcje ludzi na mnie do tej pory powodują, że interakcje traktuję jako coś bardzo upierdliwego.

Po prostu nie mogę dojść z tym do ładu.

Miałam dzisiaj sen, w którym mieszkałam samotnie w jakimś odległym miejscu, gdzie lot trwał przeszło dwie doby, na początku był tam jeszcze ktoś, ale potem odszedł. Raz na ruski rok widziałam kogoś z rodziny, a potem musiałam z powrotem wyjechać i ten sen ogólnie wzbudził we mnie okropny smutek. Potem śniło mi się jeszcze, że jeżdżę autem po jakiejś otwartej przestrzeni i przed kimś, przed czymś, uciekam. Obudziłam się zatem w nieciekawym nastroju i w mojej głowie znowu pojawiły się te wszystkie myśli i rozważania. Mój stosunek do świata i siebie jest dręczący.

Mam w głowie dużo fantazji, wzbudzających silne emocje. Albo piszę sobie bajki o nawiązaniu intymności z jakimś człowiekiem, albo zupełnie przeciwnie- mszczę się na kimś, staję na piedestale, jestem lepsza, niż w rzeczywistości. Do cholery, jestem tylko zwykłą dziewczyną pracującą w handlu, po co nadawać sobie takie maniakalne poczucie wartości? Wciąż chcę być kimś wielkim, zapamiętanym. Może artystką. To nie jest dobre, wolałabym dążyć do jak największej normalności.

Całe moje życie obraca się dookoła walki, pokazywaniu, że jest się lepszym, albo że mogę komuś dorównać, dookoła zazdrości. Kompleks bycia najgorszym, najsłabszym dzieckiem zrobił swoje. Bycia najbrzydszym, także. Gdyby nie rywalizacja, nie chudłabym 30 kilogramów, często kosztem głodówki, z walenia zmieniając się w szkielet. Nie katowałabym swojej skóry chemikaliami. Nie pasjonowałabym się makijażem, żeby wyglądać cudownie i nikt nigdy nie powiedział mi już, że jestem okropna i odrażająca. Nie zrobiłabym prawa jazdy, nie frustrowała się edukacją, nie pragnęła wiedzieć więcej, niż wszyscy inni. Jestem wytworem krytyki innych ludzi.

Z drugiej strony, jestem po dwudziestce, oprócz kilku chorych relacji nigdy nie byłam w związku, nikt nigdy nie wyznał mi miłości, nie chcę i nie mam predyspozycji do założenia rodziny, żyję w zupełnym celibacie. Z każdym rokiem tylko coraz bardziej się oddalam. Boję się, że skończę jak stara wariatka.

Te wszystkie dziwne, wybujałe myśli, natręctwa, fantazje powodują, że nie mogę sobie zaufać. Nie wierze, że osoba taka jak ja, może być poczytalna i normalna.
Zespół lęku uogólnionego i napadowego, zaburzenia obsesyjno- kompulsywne, C-PTSD, podejrzenie zaburzeń neurorozwojowych.
Buszujący w zbożu
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 14
Rejestracja: 28 stycznia 2016, o 15:32

2 lutego 2016, o 22:58

cześć doedeer!
Z Twoich postów wygląda, że posiadasz ogromną inteligencję emocjonalną i samoświadomość. Wiele rzeczy, o których wspominasz, mają czy też miały analogiczny przebieg w moim życiu, o czym zdołałem sobie uświadomić po przeczytaniu tego wszystkiego. Nie sądziłem, że takie takie zachowanie wobec znajomych, bierna agresja albo zrywanie kontaktów może wynikać z niskiej samooceny. Jestem przekonany, że jesteś empatyczną osobą, bo z tego co piszesz, zależy Ci na kontaktach i relacjach z innymi, chociaż się nie układało. Może problem tkwi w odrzucaniu tych obelg, fałszywych oskarżeń na Twój temat i przesiewaniu ich przez odpowiednie sita, zamiast brania wszystkiego do siebie. Bardzo lubisz analizować wszystko. Człowiek to jednak istota stadna i taka aspołeczność na dłuższą metę wpływa niekorzystnie na każdego. Fajnie, że jesteś. Na pewno wiele artykułów z forum Ci pomoże i możesz liczyć na odzew i wsparcie innych użytkowników :D
doedeer
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 149
Rejestracja: 4 stycznia 2016, o 23:42

2 lutego 2016, o 23:03

"Może problem tkwi w odrzucaniu tych obelg, fałszywych oskarżeń na Twój temat i przesiewaniu ich przez odpowiednie sita, zamiast brania wszystkiego do siebie.'
Tzn? ;)
Zespół lęku uogólnionego i napadowego, zaburzenia obsesyjno- kompulsywne, C-PTSD, podejrzenie zaburzeń neurorozwojowych.
Buszujący w zbożu
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 14
Rejestracja: 28 stycznia 2016, o 15:32

3 lutego 2016, o 00:36

Miałem na myśli takie sytuacje, kiedy któryś z Twoich znajomych traktuje Cię niemiło, a Ty brałabyś to za coś pewnego i odnosiła z refleksją do swojej osoby. Często jest tak, że ludzie jednak dorośli nie panują nad swoimi emocjami na tyle lub szukają ujścia na kimś innym, psychicznie słabszym. Na przykład taki szef, może się wyżywać na pracownikach i odreagowywać swoje problemy albo ktoś Ci coś rzuci nietaktownego, bo ma gorszy dzień lub po prostu mu się coś nie układa w życiu i przelewa swoją frustrację na wszystkich dookoła. Ciężko w takim wypadku uchwycić punkt odniesienia i chyba analiza tych zachowań nie ma sensu.
doedeer
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 149
Rejestracja: 4 stycznia 2016, o 23:42

5 lutego 2016, o 00:01

Coś w tym jest, masz rację

-- 5 lutego 2016, o 00:01 --
Dużym problemem jest też brak zaufania do siebie i perfekcjonizm. Byłam wychowana w ten sposób, że mój punkt widzenia i emocje nigdy nie były akceptowanie, bądź negowane. Że były w jakiś sposób wadliwe, wyolbrzymione. Nie dawano mi się sprawdzać, wolano zrobić coś za mnie i nie ufano mi. Skutkiem tego ja sama nie ufam sobie i moje odczucie siebie jest takie, że wszystko, dosłownie wszystko, co ma związek ze mną, jest złe i wadliwe oraz jest powodem do wstydu. Przez większość życia wierzyłam, że aby być usatysfakcjonowana, muszę zmienić siebie w każdym calu i stać się innym człowiekiem. Dosłownie. Boję i bałam się swoich emocji i swoich reakcji i siebie w ogóle. Do tego jest straszna pasywność, uległość wobec innych- jakby oni patrzyli na świat mądrzejszym, bardziej realistycznym okiem. Zamknęłam się w tym micie siebie, jednostki chorej, zaburzonej, co jednocześnie dla mnie pierwotnie łączyło się z tym, że nie mam nic do gadania i nie mogę funkcjonować w społeczeństwie na równi i jest to wielka tragedia. No nie, nie jest tak. Muszę to jakoś wszystko poukładać.
Zespół lęku uogólnionego i napadowego, zaburzenia obsesyjno- kompulsywne, C-PTSD, podejrzenie zaburzeń neurorozwojowych.
Awatar użytkownika
Milya
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 123
Rejestracja: 13 stycznia 2016, o 12:49

5 lutego 2016, o 08:09

doedeer pisze: Dużym problemem jest też brak zaufania do siebie i perfekcjonizm. Byłam wychowana w ten sposób, że mój punkt widzenia i emocje nigdy nie były akceptowanie, bądź negowane. Że były w jakiś sposób wadliwe, wyolbrzymione. Nie dawano mi się sprawdzać, wolano zrobić coś za mnie i nie ufano mi. Skutkiem tego ja sama nie ufam sobie i moje odczucie siebie jest takie, że wszystko, dosłownie wszystko, co ma związek ze mną, jest złe i wadliwe oraz jest powodem do wstydu. Przez większość życia wierzyłam, że aby być usatysfakcjonowana, muszę zmienić siebie w każdym calu i stać się innym człowiekiem. Dosłownie. Boję i bałam się swoich emocji i swoich reakcji i siebie w ogóle. Do tego jest straszna pasywność, uległość wobec innych- jakby oni patrzyli na świat mądrzejszym, bardziej realistycznym okiem. Zamknęłam się w tym micie siebie, jednostki chorej, zaburzonej, co jednocześnie dla mnie pierwotnie łączyło się z tym, że nie mam nic do gadania i nie mogę funkcjonować w społeczeństwie na równi i jest to wielka tragedia. No nie, nie jest tak. Muszę to jakoś wszystko poukładać.
Czyli nie miałaś szansy się rozwinąć jako samodzielna jednostka, czy tak? Wydaje mi się, że nie jest za późno by to zrobić, tylko musisz sobie trochę odpuścić. Nikt nie jest perfekcyjny i nigdy nie będzie. Po Twoich postach tutaj widzę, że jesteś bardzo inteligentną osobą i z pewnością masz coś do powiedzenia. Za duży wpływ na Ciebie miały inne osoby, ale wiem jak to jest - całe życie w wycofaniu, w roli obserwatora, a jak próbuje sie wyjść na światło dzienne to się człowiek czuje jak jakiś alien. Musisz się zastanowić czego oczekujesz od życia i czego TY byś chciała ;)
~ szukajcie mnie w innym świecie ~
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

5 lutego 2016, o 13:23

doedeer większość osób ma problem z perfekcjonizmem i brakiem zaufania do siebie:)
Większość osób się tego uczy dopiero jako osoby dorosłe w momencie jak zrozumieją że mają z tym problem.
Mnie negowanie własnych uczuć uświadomiono dopiero po 30-tce, jak poszłam na terapię i zeczęłam czytać o dda i w tą stronę chciałam pociągnąć
terapię.
Na szczescie moja terapeutka okazała się madrzejsza ode mnie i wyperswadowała mi szuflatkowanie się, diagnozowanie i spoczęcie
na laurach jako dda nieświadoma swoich uczuć i przypadek fatalny, aspołeczny:)
Przekonania i reakcje są dosyć plastycznym tematem i można je zmienić.
Nie jest to tragedia co piszesz o sobie tylko bardzo częsty problem ale to jest do rozpracowania.
Tragedią bym nazwała raczej osoby które znam w dosyć zaawansowanym wieku które sobie kompletnie nie zdają sprawy
że maja taki problem, że tak reagują, dlaczego ludzie w stosunku do nich zachowują się tak a nie inaczej.
Ty jesteś osobą świadomą, inteligentną i sobie to rozpracujesz krok po kroku.
Obserwatorem życia możesz sobie być, możesz sobie obrać styl bierny i uznać że nie musisz się z nikim szarpać
ani nic nikmu udowadniać i nie ma w tym nic złego jeśli złapiesz w tym spokój i będziesz się dobrze czuła
i słuchała siebie.
Ps: Gdybyśmy czasem nie ulegli innym, nie zatracili siebie to byśmy mogli nigdy nie zauważyć że to robimy.
Pomysłki i błędy są czasem potrzebne. Jak to mówią - jak się nie wywrócisz to sie nie nauczysz;)
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
doedeer
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 149
Rejestracja: 4 stycznia 2016, o 23:42

14 lutego 2016, o 22:40

"Tragedią bym nazwała raczej osoby które znam w dosyć zaawansowanym wieku które sobie kompletnie nie zdają sprawy
że maja taki problem, że tak reagują, dlaczego ludzie w stosunku do nich zachowują się tak a nie inaczej."

Cóż, widzę wiele osób robiących rzeczy durne, niebezpieczne i toksyczne, a potem machające na to ręką - zarówno one, jak i otoczenie, bo "takie już są", tudzież maskując się za jakimiś życiowymi wydarzeniami. I nikt się o to nie sprzecza. Bardzo często mnie to jednak irytuje, ba, doprowadza do szału. Zwłaszcza, jeżeli widzę kogoś, kto odwala jakieś chore akcje przy każdej okazji, a potem maskuje to uśmieszkiem i swoją rzekomą optymistyczną postawą. Do tego toksyczne związki. Często obrywam, bo to zauważam i krytykuję. Niestety fakt faktem, tworzenie sobie w głowie paranoicznych teorii (co nie znaczy, że nieprawdziwych tak do końca), zbędnych, bo do niczego nie prowadzących, na temat ludzkich motywów działania, jest moją domeną, mam w wyobraźni potworzone całe profile psychologiczne i nie wiem, po co. Prehistoria się skończyła, nie muszę chodzić cały czas wyczulona na wszystkich.

-- 14 lutego 2016, o 22:40 --
Nie, nie, nie. To się nie może udać. Mało tego, że wszystkie objawy i problemy odciągają mnie od ludzi i powodują skrajną izolację, to wcale nie czuję żadnych pozytywów płynących z kontaktu z innymi. Czuję za to niechęć i bezsens, pytam się siebie "po co?".
To mnie tylko stresuje, jak większość rzeczy obecnie zresztą. Ktoś może być dla mnie super miły i super fajny, a ja i tak będę czuła dyskomfort i napięcie. Nie daję sobie prawa do funkcjonowania wśród ludzi. Wstydzę się tego, co mówię, co piszę, tak, że to aż boli fizycznie. Napiszę coś normalnego, a w mojej głowie wyskakuje już seria pouczeń, bo nie wiem, ta osoba pomyśli sobie, że jestem nienormalna/słaba/dziwna/irytująca/leniwa/zazdrosna/głupia. Z nawet najdrobniejszej wymiany zdań wychodzę z nieprzyjemnymi uczuciami. Dużo osób budzi we mnie niechęć znowu, to się chyba nigdy nie zmieni. Zamiast szukać pozytywów, ja dopatruję się negatywnych cech i zachowań. Nie czuję tego wszystkiego kompletnie. Nie mam nic nikomu do zaoferowania, bo obecnie - oprócz przymusu pójścia do pracy - marnuję dni, śpiąc po 16 godzin, ledwo zachowując higienę, zaabsorbowana objawami i lękami. Od dziwnych snów prześladowczych, po typowe ataki paniki, lęk wolnopłynący, natrętne myśli, paranoiczne myśli, przez dolegliwości fizyczne, bóle głowy, a nawet halucynacje zapachowe. Moje napięcie sięga granic w ostatnim czasie, brakuje mi już wytłumaczeń i sensu. Nie taka chciałam być po dwudziestce, liczyłam, że z nadejściem dorosłości wszystko się polepszy, tyle rzeczy znosiłam w tej nadziei, a tymczasem jest jeszcze gorzej.
Zespół lęku uogólnionego i napadowego, zaburzenia obsesyjno- kompulsywne, C-PTSD, podejrzenie zaburzeń neurorozwojowych.
Awatar użytkownika
dziwny123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 994
Rejestracja: 24 kwietnia 2016, o 16:56

17 czerwca 2017, o 14:11

Odrobinę paranoiczności każdy powinien mieć. Zawsze trzeba na każdego trochę uważać, ktoś może nawet przez 20 lat być w porządku, a potem pokazać, o co mu tak naprawdę chodzi.
ODPOWIEDZ