Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

osobowość narcystyczna..co dalej?

Forum o zaburzeniach osobowości (boderline, unikająca - lękowa, zależna, schizotypowa itp)
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
munka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 581
Rejestracja: 22 sierpnia 2014, o 18:06

6 lutego 2015, o 15:45

Dostrzeglam w sobie pewien schemat funkcjonowania. Ja bylam uleglym dzieckiem, mama byla agresywna slownie i czesto mnie odrzucala...wiec ja staralam sie byc idealnym dzieckiem dla niej, robilam wszystko co chciala....chciala zebym przestala sie zloscic i plakac, to to robilam..az wkoncu przestalam w ogole czuc te emocje. Babcia dawala mi poczucie bezpieczenstwa..ale ona tez chciala 'cos' ode mnie...chciala idealna wnuczke...ktora sie nie ugania za chlopakami, nie maluje sie, itd. Wiec kolejne pragnienia tlumilam, bo chcialam czuc sie bezpiecznie. Zaczelam fantazjowac o tym jaka jestem wyjatkowa...fantazje, ze jestem superbohaterem, albo, ze odmieniam jakiegos zloczynce..generalnie, ze jestem podziwiana. To odgadywanie oczekiwan innych weszlo mi mocno w krew...potrafilam sie dopasowac do kazdego, byle dostac akceptacje. No i pragnienie bycia wyjatkowa, idealna, dobra ( bo bycie dobra, bylo nagradzane) ...modlilam sie gorliwie do Boga zeby odmienil moj los, dobre uczynki- za nagrode. Generalnie dawalam soba pomiatac, stlumilam wszystkie emocje typu zlosc, zal, smutek bo one nie byly nagradzane i nie pasowaly do 'dobrej Niny'...stad zaczelac tworzyc jakas iluzje Niny..milaq, dobra, slodka, poukladana, kontrolowalam wszystko w sobie...kazdy gest, odgrywalam swoja role. Ciagle myslalam co inni o mnie pomysla, jak mnie ocenia. Moj wewsnetrzny krytyk stawal sie coraz bardziej okrutny. Czulam, ze nie zasluguje na milosc, ze musze zrobic cos zeby kt6os mnie chcial i kochal, ze musze spelniac wszystkie jego oczekiwania. 3,5 roku temu poszlam na terapie ...przez pierwszy rok gralam soja role...potem zaczelam sie sypac...emocje zaczely wylazic, moje wady, slabosci, manipulacje....im bardziej tak sie dzialo tym gorzej sie czulam, bo nie bylam idealna ..nie pomagaly slowa terapeutki, ze to ok, ze tak czuje, ze inni te tak czuja....no i to, ze inni tak maja to chyba bylo najgorsze..no bo ja musze byc wyjatkowa za wszelka cene, nawet za cene wlasnego zdrowia psychicznego..wiec jak ona mowi, ze inni tez czuja zawisc i np. dowartosciowuja sie porazkami innych..to ja oczywiscie 'nie moge byc tak jak inni'.wiec koniec konców walcze tak sama ze soba..probuje byc kobieta luźna w udach mac jakims drugim Jezusem w aureoli, ktory poraza swoja wspanialoscia i inni mu zazdroszcza, szarpie sie z tymi myslami, emocjami....ze nie chce ich czuc, bo jak wyjdzie moja 'prawdziwa natura' (cokolwiek to znaczy, bo mam wrazenie, ze nie wiem jaka jestem..wkoncu tyle czasu odgrywalam jakies role), to bede porzucona i samotna...to dziecko znow bedzie samotne, bo czuje sie niekochane...a ja sama dopieero sie ucze co to znaczy milosc. NIe wiem co mam robic, bo z tej terapii ucieklam..bo stwierdzilam, ze tam tylko slysze sama krytyke ( dla mnie to co ludzkie, to juz krytyka...oł maj gad!) ...a mysle, ze ucieklam, bo balam sie prawdy o sobie...ze jestem narcyzem, ktory chce wygladac wspaniale w oczach innych, ktory bez ich akcdpetacji czuje sie nikim...a gdy nie ma innych to czuje sie bezwartosciowy i bezuzyteczny. Bo tak musialo sie czuc to dziecko, ktore czulo sie niechciane..bo myslalo, ze to z nim cos jest nie tak, .. ze jest złe, skoro sie go nie kocha. NIe wiem jak sobie odpuscic, przestac sie niszczyc. Zaczelam pisac listy do mojego wewnetrznego dziecka, ze sie nim zaopiekuje i, ze je kocham...ale to wszystko dzieje sie na poziomie racjonalnym...emocjonalnie wciaz pogardzam ta swoja krucha i wrazliwa czescia. Będę wdzięczna za jakies porady, moze ktos mial podobnie i wie jak wyjsc z tej samodestrukcji....moze powrot na terapie (chodzilam na psychodynamiczna)? W sumie zaczelam teraz beh.-poz. , bo przestalam sobie radzic z lękiem i natręctwami...ale mam wrazenie, ze nerwica jest wynikiem mojego zaburzenia osobowosci...serio nie wiem co robic, pewnie jak to bywa u dziecka 'chce, juz natychmiast' poczuc sie dobrze...a tyle co dokonałam wglądu w ten mechanizm.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

6 lutego 2015, o 16:44

Co dalej?
Zmiana, założenie nowych okularów do patrzenia na świat wokoło.
Terapia psychodynamiczna dała ci ogromny wglad w siebie, psycholog miałą rację, emocje trzba umiec odczuwać a nawet ci powiem, że trzeba zawsze działac mimo emocji.
Bo teraz ty jesteś na etapie, ze ty to wiesz, zapisujesz ale ogólnie rzecz biorac nie ma zmiany, bo ciągle siedzisz w tym samym nawyku reakcji emocjonalnej na krytyke i potrzebę wartości ze świata zewnętrznego.

Masz racje co do wszystkiego skad sie to u ciebie wzięło, dziecko niekochane, lub niechciane albo po prostu odrzucane może mieć w późniejszym życiu potrzebe niesamowicie wielkich pragnień, może pragnąc dużych dokonań, ma potrzebe posiadania ogromnej wartości z zewnątrz.
Przez to też jest niesamowicie mało odporne na jakakowliek krytykę, co traktuje od razu jako atak i jako potwierdzenie tego, ze nie jest się doskonałym.

Czy masz wrócic na terapię psychodynamiczną? Ja ci nie powiem czy tak czy nie, jedyni zwróce uwagę tobie, ze możesz to zrobić, możesz wspierać się swoją psycholog, może cię ona motywować, możesz jej się zwierzać (już bez masek, jesli chcesz dokonać zmian!) ale też powiem ci jedno - nie może się to na tym konczyć.
Czyli to nie pora po 3,5 latach terapii tylko pisac na kartce do swojego dziecka wewnętrznego bo jak sama widzisz to jest racjonalne a ty racjonalizm już dojrzałaś, dzieki terapii.
To jest jeden z głownych powodów, dl aktórych ludzie czesto mówią - terapia nie działa - terapia działa, bo terapi m a wyjasniac stawiać cele, a nie dokonywac zmian sama z siebie.

No więc teraz zmiany.

Zmiany moga wymagac nie tylko grzebaniu w tym skad to sie wzielo, to masz przerobione, ale takze po pierwsze zrozumieniu.
Czyli teraz caly strach przed krytyka wynika z utrwalonych blednych osadow z uwagi na matke, babcie czy jakies inne jeszcze doswiadczenia. Ale trzeba sie zastanowic nad jednym...czy ich osądy byly prawidlowe? NIE!.
Oni byly skrzywieni emocjonalnie i dlatego to i owo od ciebie wymagali, polecam ci tu ksiazke "Toskyczny Wstyd", mnie ona pomogla zrozumiec i w sumie tez wybaczyc sobie i innym, odpuscic żal.

Idac tym tropem aby cos zmienic, trzeba zaczac miec postawe budujaca, a nie postawe w stylu jestem narcyzem - nic nie zrobie bo taka mialam przeszlosc.
Ale aby cos zrobic nie wystarczy w tym grzebac, nie wystarczy pisac, to zmian wielkich nie da.

Po pierwsze akceptacja, no niestety i tu jest wymagana, akceptacja siebie, akceptacja tego ze nie jestes idelana, nie bylas i nie bedziesz.
Oczywiscie to powoduje emocje! Ale chocby terapia poznawcza czy tez to co piszemy na forum, jasno mowi - emocje przy zmianach zawsze są! To nieodlaczny element, wiec niereaktywnosc, akceptacja, ignorowanie, oraz rozumienie po co mam to odczuwac i na to przyzwalac mimo wszystko sa kluczem do zmian :)

Kiedy akceptujesz powoli siebie, krok po kroku, kiedy powoli zrzucasz maski, nie manipulujesz aby grac idealnej, mimo emocji jakie to niesie, kiedy rozumiejac, ze twoje doswiadczenia i osoby z przeszlosci cie uksztaltowaly ale zrobily to bedac samymi w kiepskiej formie emocjonalnej, mozemy dojsc do wniosku ze wszystko co ci mowily jest bledem i dlatego pora zbudowac wlasne wartosci, i wlasne osady o sobie samej.

Wtedy tworza sie powoli bo powoli nowe wizje postrzegania nie tylko na poziomie logiki ale takze na poziomie emocjonalnym.
Dlatego ze poziom emocjonalny korzysta z logiki ale takze podswiadomosci, a to wlasnie w niej zapisane sa wszystkie zle osądy o nas samych. ZMieniajac to wplywamy na nawyki, reakcje, podswiadomosc i wtedy nasz stan emocjonalny dostaje nowe sygnaly, nie tylko od racjonalnego myslenia ale i podswiadomosci.
Stajesz sie wtedy pania zrozumienia swoich emocji, i stajesz sie po prostu inna, nie zalezy ci juz na manipulacji, byciu doskonalym a wartosc leci z ciebie a nie swiata zewnatrz.
Tutaj moze byc pomocne takze zainteresowanie sie filozofia, ale nie namawiam do tego bo trzeba miec do tego dystans.
Chodzi o to ze mozna sie spytac jak w takim razie uzyskac wartosc od siebie?
I niektorzy zyskuja to np religia, ze wierza w Boga, dla niego sie staraja, mnie np kwestie religijne nie pomogly w tym.
Ale za to mi pomoglo zrozumienie, ze jestem czescia natury swiata, czy tego chce czy nie, i tak naprawde wlasnie moja wartosc polega na tym, ze moge podjac decyzje, miec wlasne zdanie, nawet jesli caly swiat ma zupelnie inne!
Przestalem postrzegac krytyke i wlasne zdania i potrzeby jako ból dupy, ale jako cos co czyni mnie wyjatkowym, to jest wlasnie zmiana postawy do tego co nas blokuje, postawa budujaca.

Tak wiec psychoterapia jak najbardziej, dynamiczna takze o ile nie bedziemy stale tylko grzebac zamiast zmieniac, terapia poznawcza takze jak najbardziej, plus chocby forum, skad mozemy wyniesc wiedze, ze swiadomosc i racjonalnosc moze byc ponad myslami i emocjami, ale przede wszystkim zrozumienie, obrani postawy nowej i trzymanie sie jej.
To jest najwazniejsze, mimo emocji. A cierpieni epodczas tego, niepokój, traktowac jako budulec a nie tragedie b to sa twoje emocje, to jestes ty.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
munka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 581
Rejestracja: 22 sierpnia 2014, o 18:06

6 lutego 2015, o 16:51

dzięki Wiktor :)
a tak w ogole P. S. Ty wiesz, ze jak tu zaczelam wchodzic na forum i sie zorientowalam, ze jestes 'guru'...to momentalnie pojawila sie chec zwrocenia Twojej uwagi na mnie..fantazje, ze jestem tak wyjatkowa, ze Cie rozkocham w sobie, itd...przeszlo mi to, ale mechanizm zadziałal blyskawicznie :D:D:D
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

6 lutego 2015, o 16:54

No to jako to "guru" ciesze się, że ci to przeszło...
chociaż to akurat mogłaś zostawić na koniec :DD
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
munka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 581
Rejestracja: 22 sierpnia 2014, o 18:06

6 lutego 2015, o 17:17

hehe jedna zauwazalna zmiana na poziomie emocjonalnym jest dosc blaha i wlasciwe jedyna poki co haha..ale daje mi nadzieje...w ogole sie nie malowałam, szczegolnie zle czulam sie z pomalowanymi paznokciami..doslownie jak kobieta lekkich obyczajów, czasem sobie malowałam, chociaz nie wiedzialam czemu i zaraz po 5 min. zmywalam, bo czulam sie taka brudna (tutaj wplyw babci:D)..teraz rozkoszuje sie dlugimi, pomalowanymi paznokciami:), czuje sie bardziej soba z nimi:). No wiec malymi kroczkami..
DillyDally
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 68
Rejestracja: 27 września 2014, o 10:47

6 lutego 2015, o 19:58

Przeczytałam Twój post w pracy i to był mój błąd. Płaczę jak dziecko. Ty to nazywasz osobowością narcystyczną, ja neurotyczną, ale nazwy tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia. To moja historia, Munka. Zawsze zastanawiałam się co jest ze mną nie tak, a od dłuższego czasu dochodzę do sedna sprawy. W przeciwieństwie do Twojej rodziny, moja mama chciała, żebym była silna, niezależna, samowystarczalna i męska. Byłam silnym dzieckiem, ale nie do takiego stopnia co moja mama (zdarzało mi się płakać, więc byłam wyzywana), przez co zawsze czułam się gorsza. Zawsze przegrywałam, zawsze byłam tą słabszą, zawsze byłam tą, która "histeryzuje". Doświadczałam przemocy psychicznej, ale NIGDY bym tego nie powiedziała o moim dzieciństwie... Jeszcze kilka miesięcy temu byłam pewna, że po prostu urodziłam się jakaś niedoje***a. Owszem, uważałam moją mamę za trudną osobę, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że niemal mnie zniszczyła. Też muszę być idealna, też nie trawię krytyki, też często mam takie posrane myśli jak Twoja o Victorze. Naprawdę. Zawsze myślałam o sobie jako o "bohaterce książkowej". Musiałam zachowywać się tak, jak postacie w moich ulubionych książkach. Więc trochę udawałam, chociaż nie robiłam tego świadomie. Jeśli coś mi nie wychodziło, to karciłam się za to. Od niedawna doświadczam też strasznego poczucia winy. Zasypują mnei pytania - czy jestem prawdziwa? Czy kocham naprawdę? Czy zależy mi na moich przyjaciołach? Czy cokolwiek co do tej pory zrobiłam było zgodne ze mną? Panicznie boję się, że nie. Panicznie boję się, że ich wszystkich okłamuję.
Victorze, na Twój post odpiszę dopiero jutro.
Awatar użytkownika
munka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 581
Rejestracja: 22 sierpnia 2014, o 18:06

7 lutego 2015, o 12:34

Dilly, mam dokladnie tak samo. Masa pytań w stylu ' a czy to udawanie czy to ja'? wciaż kuźwa kontroluje wszystko ..analizuje swoje mysli i slowa i szukam tam 'siebie'...zero spontanicznosci i autentycznosci. Ja mam pierdolca na punkcie 'byciu dobra'...przez wiekszosc zycia mialam mocno stlumiona zlosc, myslalam, ze ja po prostu jestem spokojnym czlowiekiem..w terapii zalała mnie fala morderczej wscieklosci...i moj mozg wciaz traktuje ta emocje jako obca..jako 'zlo wcielone'..za kazdym razem jak ja poczuje, to czuje lęk..bo przypomina mi sie (od niedawna) ze za zlosc bylam odrzucana. W ogole ciagle jestem czujna i probuje wypalywac kazda forme odrzucenia..normalnie jakbym miala jakis radar. Co do wyjatkowsci..to np. jak powiedzmy faceci marudzili, ze ich kobiety przed okresem staja sie wredne jędze...to ja oczywiscie nie mam takich humorków.....albo ktos sie boi jakiegos horroru, ja oczywiscie jestem twardziel (hahahaha teraz w nawrocie nerwicy doslowanie odchorowuje kazdy straszny film:D)...koledzy marudzili, ze ich kobiety nie lubia seksu, ja sie stalam gwiazda porno ( hahaha szkoda tylko, ze tak to wszystko kontrolowalam i udawalam, ze satysfakcji nie mialam zadnej :/)...teraz za wszelka cene chce udowodnic, ze mozna byc idealna hahahahah no obłęd jakis. Aktualnie najbardziej szczera sie czuje, jak pol dnia rycze i sie trzese z lęku...i sie zastanawiam czy to moje prawdziwe ja i juz tak zawsze bedzie? Tak sobie mysle, ze wlasciwe caly swiat moj legl w gruzach....ja autentycznie wierzylam w 'prawdziwa milosc i wieczne motylki w brzuchu'...albo, ze jak sie juz ma męża, to myslenie np. o jakims seksi pleksi facecie to juz prawie rozwod....w ogole kompletnie zylam w nierealnym swiecie. NIe wspomne o tym, ze serio myslalam, ze mozna byc idealnym ( ostatnio czytalam o tych tzw. Przebudzonych...oczywiscie pierwsza mysl ' ja tez chce tak!' zaraz potem zlapałam sie na tym, ze chce byc lepsza od innych i zeby mi zazdroscili tego stanu i oczywiscie biczowanie sie, ze taka pycha ze mnie wylazi)'.
Kiedys pisalas, ze nie masz problemu ze zloscia, za to nie odczuwasz smutku ( ja mam odwrotnine)..moze wlasnie przyczyna Twoich lęków jest strach przed odkryciem tych pokladów bólu i smutku..moze Twoje wewnetrzne dziecko mialoby ochote wkoncu sie wyplakac i wyzalic, ze nie mialo prawdziwego dziecinstwa pelnego beztroskosci i bezwarunkowej akceptacji. Ja wiem...zaraz wlacza sie wewnetrzny krytyk ' ale jestes slaba, i co beczysz'...ale ten krytyk to tak naprawde uwewnetrzniona matka, ojciec, babka, ksiadz, itd. Moj krytyk to sadysta ale probuje mu mowic 'spier. dalaj' ..roznie wychodzi :D.

Nasz problem generalnie wynika z tego, ze mamy posrane, nierealne wyobrazenie o swiecie, o ludziach i o sobie. Amen
DillyDally
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 68
Rejestracja: 27 września 2014, o 10:47

7 lutego 2015, o 16:22

Z drugiej strony, munka, w nerwicy wszystko jest tysiąc razy bardziej nasilone. Myśli, które choć trochę nas martwią, wracają ze zdwojoną siłą. Biczowanie samej siebie za wszystkie cechy, które posiadamy, jest bezsensowne. W większości nie miałyśmy na to wpływu. Jestem wkurwiona, że coś takiego mi się przytrafiło, ale chcę wierzyć, że to nie określa mnie jako człowieka. Mam prawo popełniać błędy, mam prawo nie wiedzieć, czy kocham własną matkę i chłopaka. Mam prawo ich nie kochać, chociaż potwornie się tego boję. Myślę schematami, które doświadczyły mi książki. Skoro mam dziewiętnaście lat i jestem tak zgorzkniała i niesamodzielna, to czy cokolwiek osiągnę? Czy nie powinnam być taka i taka? W rzeczywistości nic nie muszę. Tylko i wyłącznie mogę.
Co do związków, to ja też miałam chore wyobrażenie na ten temat. Dopiero teraz uczę się, że związek to partnerstwo i przyjaźń. Czuję, że miłość jest trochę wyborem. Nie możesz wyłączyć w sobie pożądania na widok innych facetów. Możesz PODJĄĆ DECYZJĘ, że nigdy nie zdradzisz męża. Nie ma sensu wiecznie ganić się za myśli, bo nie jesteśmy jedynie myślami i uczuciami. Wierzę w to. Uczucia nie są stałe. Jednego dnia poczujesz, że Twój mąż jest najbliższą Ci osobą i nie chcesz za nic w świecie go stracić, a przez następny tydzień będzie irytował Cię każdym słowem. Jesteśmy ludźmi. Mamy prawo czuć takie rzeczy. MY, w nerwicy, ganimy się za to, odczuwamy przez to lęk. A w rzeczywistości nie ma w tym niczego strasznego.
Jeśli zechcesz, napisz do mnie. Nie zawsze mam w sobie tyle siły, ale dzisiaj myślę, że nerwica jest błogosławieństwem :) Może dzięki temu zacznę w pełni odczuwać świat. I wreszcie wezmę odpowiedzialność za swoje życie.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

8 lutego 2015, o 00:51

Bardzo fajnie Dilly to podsumowalas :) W tym wlasnie rzecz.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
muoda
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 24 sierpnia 2014, o 15:54

16 lutego 2015, o 23:02

Nawet nie wiesz Dilly jak się cieszę gdy czytam ten post ;)
Awatar użytkownika
manquegriot
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 43
Rejestracja: 17 listopada 2013, o 19:27

1 kwietnia 2015, o 08:14

Rety... jak ja się cieszę, że napisałaś tego posta, Munka. Też wyraźnie mam osobowość narcystyczną - odkrywam to w relacji z moja dziewczyną. W dzieciństwie miałem bardzo nieprzewidywalny świat - przeżywałem ciągły lęk, brat ze schizofrenią i mama chcąca idealnego dziecka (jeżeli nie robiłem czegoś po jej myśli, był foch lub złość). Dlatego teraz ciągle czuję się samotny i przeżywam pustkę wewnętrzną. Jedyny moment, gdy tak na prawdę tego nie czuję to bliskość emocjonalna z moją dziewczyną (najlepiej jak leżymy przytuleni, jesteśmy w podobnym nastroju i cieszymy sie sobą lub podobne sytuacje). Gdy tylko jakaś sytuacja odbiega od tego schematu, czuję się zagrożony. Wystarczy, że siedzimy odseparowani od siebie, albo gdy sie nie spotykamy czy dłużej nie dzwonimy lub nie piszemy do siebie, a ja mam wrażenie, że związek się sypie. Oczywiście przez to zacząłem wymagać od mojej dziewczyny tego, czego bym chciał, czyli np. częstszych spotkań itd. Do tego ciągle się zastanawiam czy wszystko jest w porządku, czy nadal jesteśmy razem, czy wszystko jest jak być powinno..... ostatnio urosło to wręcz do rozmiaru obsesji - przeżywałem ciągle tak silny niepokój i potrzebe kontroli, że miałem problemy ze snem, problemy żołądkowe, odechciało mi się robić cokolwiek poza myśleniem o tym, jak sobie z tym poradzić (juz od dłuższego czasu jestem świadom mojego zachowania, więc zastanawiam się, co zrobić, żeby zacząć funkcjonować normalnie) i poza spotkaniami z dziewczyną, które wprawiały Ją tylko w poczucie winy. Oczywiście przez to nasza relacja ulega pogorszeniu, no bo ja jestem w tym związku dla siebie, a moja dziewczyna widzi, że tak na prawdę interesuję się głównie sobą i do tego wzbudzam w Niej negatywne emocje.

Prawda jest taka, że mam spaczony obraz relacji damsko - męskich i ogólnie świata. Związek daje mi poczucie własnej wartości i zaspokaja potrzebę bliskości, której tak bardzo potrzebowałem jako dziecko a jej nie dostawałem. Ciągle działam pod wpływem swoich skrajnych emocji, zamiast działać jak mi rozum mówi. A rozum podpowiada, żeby wrzucić na luz, dać Jej więcej swobody, zająć się swoim życiem a nie tylko "ratowaniem" związku, którego nie trzeba tak na prawdę ratować, a trzeba tylko nie starać się tworzyć idealnego związku z mojej wyobraźni. Wystarczy być niereaktywnym, nie spinać się aż tak, i po prostu być bez tej całej kontroli w lęku przed nieznaną przyszłością i światem.
Też chcę natychmiast poczuć się dobrze... ale tak się nie da. Ile razy bym nie czułsię dobrze dzięki czemuś, za jakiś czas potrzeba kontroli wraca. Dobrze można się poczuć gdy będzie się działało tak jak rozum podpowiada pomimo swoich emocji. Teraz rozumiem, że taki właśnie jestem - pospinany, z potrzeba kontrolowania świata, dbający o swój interes. Ale to nie moja wina, dlatego staram się działać dla dobra innych, dla dobra mojej ukochanej, na której (w odcięciu od narcyzmu i lęku) bardzo mi zależy, i aż tak nie martwić się o jutro - bo co by nie było, będzie dobrze. :-)

PS. Długo nie było mnie na forum, także Witam ponownie :-)
PS 2. Ten post chyba niewiele wnosi do tematu, ale gdy przeczytałem ten temat, poczułem się lepiej i chciałem napisać, jak to wygląda u mnie.
"Cogito ergo sum."
DillyDally
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 68
Rejestracja: 27 września 2014, o 10:47

5 kwietnia 2015, o 21:45

Można powiedzieć, że u mnie wygląda to tak samo :) Bombarduję mojego chłopaka wszystkimi moimi lękami do takiego stopnia, że on sam zaczyna być spięty, wątpić w nasz związek. W takim wypadku po prostu MUSZĘ zacząć je ignorować, inaczej stracę przyjaciela, brata i chłopaka w jednym.
zagubiona1984
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 23 kwietnia 2015, o 08:40

6 maja 2015, o 08:10

DiallyDally też tak myślę musimy zacząć ignorować te myśli bo ich stracimy :(
Awatar użytkownika
nigra88
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 240
Rejestracja: 17 lutego 2015, o 12:34

6 maja 2015, o 10:35

Hej, też w zasadzie mogę odnaleźć sie w tym co napisała munka i DillyDally. Tylko teraz tak... Jeśli pomalowanie sobie paznokci/kupienie koronkowego biustonosza itd było postrzegane u mnie w domu jako próżność to ja się teraz pytam- co do cholery jest tak na serio złego w byciu próżnym? Czy za to ktoś przyjdzie i mnie zje? Nie. Mogę być próżna ile tylko wlezie. Moge brać kredyt na ciuchy. Mogę. I dużo ludzi tak robi. Ci z tego, ze moja babcia ma na ten temat inne zdanie. Babci już podziękujemy :) Czy myśl, żeby być wyjątkową choćby na forum czy w jakimkolwiek innym towarzystwie jest tak na serio zła? Haha, ciekawe czy jest dziewczyna, która nie chciałaby być wyjątkowa tak samo jak ciekawe czy jest facet, który kobiety nie osądza najpierw po wyglądzie. Plis, To jest normalne jak świat światem :) to widac wszędzie, nawet u wyznawczyń Ewy Chodakowskiej, która głosi "bądź najlepszą wersją siebie". Obejrzyjcie sobie te wszystkie selfiki na insta czy fejsie... Nawet zdjęcie Victora na forum. Wygląda na nim jakby miel przynajmniej ze dwa metry wzrostu a ma może 173 i kto mu zabroni? :D (Victor, nie obrażaj się) To tylko my mamy w głowach zakorzenione, ze to jest niewłaściwe. Broń Boże tak wnuczko nie rób :roll: A to, ze w wieku dwudziestu lat ktoś nie do końca wie czy jest sobą, to raczej też normalne. Każdy jest jakiś, nawet jakby bardzo czuł sie nijaki. Przecież nie wszystko Ci sie podoba. Książki wybierasz takie, które tobie sie podobają. Zachowania u ludzi kopiujesz te, ktore tobie sie wydają fajne. Każdy jest zlepkiem doświadczenia, wychowania, własnych upodobań i wielu innych rzeczy. I chyba jak sie jest młodym, wchodzi w dorosłość to zawsze są jakieś zgrzyty bo świat okazuje sie nie taki jak w książkach, szkole, w domu. Okazuje sie, że nie ma miejsca na bycie Joanną d'Arc ;col

-- 6 maja 2015, o 09:35 --
A ta książka co Victor tam jej tytuł dał wcześniej o tym wstydzie- bardzo dobra rzeczywiście na takie problemy.
"Zastanów się, przed czym chroni cię twój strach, a zgodzisz się ze mną. I zobaczysz swoje szaleństwo."
Panikarra
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 361
Rejestracja: 18 lutego 2015, o 15:27

6 maja 2015, o 11:33

Hej munka :) a ja sobie myśle ze strasznie lecisz za ta diagnoza . Jesteś juz bardziej narcystyczna niz sam narcyz ;) wszystko interpretujesz przez to zaburzenie osobowosci i sobie wkrecasz coraz bardziej ze skoro tak masz to juz nic nie poradzisz. Na osobowosc masz wpływ przecież. Kazdy ma jakaś osobowosc. Większość ludzi po prostu nie ma jej zdiagnozowanej:) , większość ludzi nie ma takiego wglądu by zauważyć to co ty zauwazylas. Mam wrażenie ze ta wiedza jaka masz osobowosc bardziej cię dobila i ugruntowala w objawami niz pomogła z nimi walczyć , wiec chyba to nie jest dobre narzędzie ;)

-- 6 maja 2015, o 10:33 --
Ja tez mam rys charakteru narcystcyznego i chociaż akurat guru nie chciałam zarywac mogłabym wysokie znaleść wiele cech dążenia do wyjątkowości ;) . Ale powiem ci ze gdy diagnoza narcyzmu padła zamaist mi pomoc spowodowała wykwit natrectw odpowiadających osobowobowosci narcystcyznej. Ale potem sobie pomyślałam ze to bardzo wygodne rozwiazanie z tym ze podtrzymujace mnie w objawie. Myślałam o sobie w kontekście jestem biedna mam osobowosc narcystyczna i poblazalam sobie zamaist pracować nad objawami i złymi cechami zmalałam je na to ze ejstem narcystyczna i to mi absolutnie zrujnuje zycie. Potem zrozumiałam ze to moja odpowiedzialność za to jakie cechy w sobie pielęgnuje a jakie zwalczam . I plakietka narcyzmu nie zwalnia mnie z obowiązku prądy nad sobą i nie zabiera mi szans na zmianę siebie!!!!
ODPOWIEDZ