Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nowy "gracz" w nerwicy natrectw na forum publicznym - Witajcie..!

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
wiktor008
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 75
Rejestracja: 31 października 2017, o 21:16

1 listopada 2017, o 20:45

Witajcie.. Oto ja - i moja historia. Postaram sie skrocic ale mimo to po raz pierwszy w zyciu chce komus to wszystko wreszcie wyjawic - osobom trzecim - nie najblizszym jak matka czy partnerka - ktore jak to zdrowi ludzie, nie sa w stanie pojac. Pierwszy raz wyciagam dlon do ludzi ktorzy wiedza jak to jest zmagac sie ze samym soba i potrafia zrozumiec doskonale co jest ze mna nie tak.. Trzymajcie zatem kciuki. Ostatnim slowem wstepu napisze jeszcze ze poczytalem sporo artykolow z tego forum i nagle poczulem sie jak "miedzy swoimi" - jakbym znalazl "bratnie dusze" w cierpieniu.

Ale od poczatku moze.. Zanim w ogole zaczelo do mnie docierac co sie ze mna dzieje minelo sporo lat od wczesnego dziecinstwa, ktore jak mozecie sobie wyobrazic wsrod zdrowych ludzi bylo okrotnie ciezkie i zle je wspominam. Wlasciwie musialem juz byc nastolatkiem i jako milosnik kina ktoregos dnia obejrzalem film "Aviator". Innym wczesniej moze nawet byl film o tytule "Naciagacze".. Po trzecim juz wiecie co jest ich wspolnym mianownikiem - "Dzien Swira". - We wszystkich tych filmach glowny bohater ma zaburzenia OCD i nerwice natrectw jakby tego bylo malo. Oczywiscie te dwa sa chyba juz nie razlaczne i my dobrze o tym wiemy nerwicowcy. Jakze by moglo jedno istniec bez drugiego. Dopiero po analizie tych filmow i przeczytaniu kilku definicji z wikipedi oraz w necie nagle dotarlo do mnie ze moje zachowanie i stany psychiczne jakich doswiadczalem nie byly unilalne jak mi sie wczesniej wydawalo i nie tylko ja jedyny bylem "inny" niz reszta swiata.

Wczesniej nim to do mnie dotarlo oczywiscie przypisywalem temu nadzwyczajnosc - jakbym mial conajmniej "super moce" - chodzi tu o czeste uciekanie w melanholijne stany myslowe ze wzrokiem wedrujacym daleko za horyzont i przekonanie ze to co teraz chce myslec ma "wielka moc sprawcza". . Nawet teraz ciagle tak mysle.. Choc jestem juz tak dalece swiadomy i zycie nie raz udowodnilo mi jak bardzo sie mylilem.

Za mlodu kompulsje byly mniej uprzykrzajace i w zaleznosci od napiecia nerwowego czasem mniej lub bardziej znosne. Odczynialem sobie wiec swoje codzinne rytualy co rano i wieczorem (w ciagu dnia tez o innych zas nie zapominajac) i kladlem sie spac w nadzieji ze to co przemyslalem tracac na "magiczne ruchy i zaklecia" cale kwadranse oczywscie pomoze mi zmienic moje zycie - wrecz to pewnik - na lepsze jutro. I tak juz od ponad 15 lat...

Tak!! mniej wiecej liczac.. Zaczelo sie pewnie kolo 12 roku zycia tak na dobre - potem byla chyba z roczna przerwa gdy jak pamietam jedyny raz udalo mi sie niemal calkiem uwolnic od tych komletnych urojen.. Potem jednak wszystko z jakiegos powodu wrocilo i dzis w wieku 33 lat jestem juz prawie na skraju wyczerpania psychicznego.. Niestety w moim przypadku nie zostalo to nigdy oficjalnie zdiagnozowane ani leczone ale wiem co mi dolega po przeanalizowaniu bardzo duzej ilosci materialow na ten temat i "samooceny z zewnatrz". Dzieki temu dystansowi czesc z OCD dalo sie zagluszyc - pozwolilo mi to do dzis w jakims stopniu sprawnie funkcjonowac. Miec zycie zawodowe i rodzinne w jakims stopniu oczywiscie. Choc z tym co raz gorzej niestety przy okazji pojawienia sie objawow depresji wynikajacych z ciaglego przygnebienia swoim stanem i zyciem.
Po czesci udalo mi sie przejac jakas kontrole nad czescia nerwicy - reszta jednak -- ta jej gleboka ciemna zakorzeniona czesc ktora jakby byla mna samym - czescia samego mnie - duszy - jest niestety poza moja kontrola.. :(( Zyje mi sie juz jednak bardzo trudno bo zaczela ona w ostatnich latach przybierac na sile.. Nie wazne co bym robil i jak staral sie zapomniec - nie moge. Pochodzac z biednej rodziny nie bylo nigdy mowy o terapii prwatnej i farmakologi. Po jednej z wizyt u psychologa dawno temu pewnie z 12 lat - gdy sam jeszcze nie bylem pewny co jest nie tak - przepisal mi "Cital" ktory przestalem brac po tygodniu bo nerwica "wmowila mi" ze po nim gorzej widze - po przeczytaniu ulotki ze skutkami ubocznymi nie bylo jak mozecie zgadnac wcale lepiej. Nie wiem zatem do dzis czy to cos by mi pomoglo. Po prostu wolalem jakos nauczyc sie z tym zyc.

Lata jednak leca i czasem czuje ze juz ich X spedzilem na samych tych nie potrzebnych kompulsjach i lekach.. Na odczynianiu zlego ktore nieuchronnie nadejdzie gdy go nie odczynie.. Wszystko u mnie co sam "wychodowalem" ksiazkowo sie zgadza - jeszcze zanim to w artykolach i definicjach wyczytalem. Od prostych rzeczy jak liczenie czynnosci do kolejnych liczb parzystych przez wielokrotne otwieranie i zamykanie szafek megbli, drzwi, sprawdzanie czy sa zamkniete.. Dotykanie twarzy - bardzo czeste - pocieranie czola w stanach napiacia.. To ostatnie jest najgorsze bo cierpie ciagle z powodu wypryskow pewnie z tego powodu wlasnie na czole pomimo ze rece myje dziesiatki razy dziennie wlasciwie po kazdej "nieczystej" czynnosci. Skora sucha jak pieprz a mi juz zaczyna brakowac pomyslow co dalej z tym wszystkim poczac.. Oczywiscie nauczylem sie dawac sobie rade i uciekac od tych rzeczy - w sport - silownia, rower, czasem jakies hobby jak samoloty RC - ale to wszystko nie zawsze pomaga. Czasem nawet biegnac wpadam w spirale odczyniania mysli idiotycznymi tikami glowa lub rekami. .. To akurat towarzyszy mi cale zycie. W ostanim roku pojawilo sie cos jeszcze - uczucie jakby cisnienia na prawej stronie czola.. W ostanich latach wiele slyszalem o udarach nawet u mlodych ludzi i symptomach. To zasialo we mnie oczywiscie przerazajacy lek przed tym wlasnie i wrecz uczucie gorca i cisnienia na skroni i czole i by to "odczynic" nerwica "kaze mi" ciagle to czolo pocierac prawa reka palcami po kilka razy i potem znow kilka i np liczac od 2 potem jest 3, 5, 7.. Czasem dochodze do 9tki. Na tej najczsciej poprzestaje. Dlaczego? Bo to moja zodiakalna szczesliwa liczba. O tak.. Okultyzm kotrego nie praktukuje jednak o kotrym sie dowiedzialem tez ma tu swoj wplyw. Znaki zodiaku i znaczenie gwiazd oraz tego ze od nich pochodzimy.. To w nerwicy nie jest bez znaczenia - bynajmniej mojej. Straszne o tym pisac. Jak na spowiedzi. Ale dziki wam Kochani wreszcie wiem ze moge.. Moze to choc po czesci mi ulzy.. Nawet jesli nikt tego nie doczyta.. Potrzebuje pomocy.. !! Bardzo.. nikt juz nie jest z najblizszych w stanie mnie sluchac. Bo nie potrafia pomoc. Chcialbym pomocy od was.. Szukalem takiej grupy wsparcia od miesiacy. W koncu sie udalo.. W koncu sie odwazylem zaczac o tym myslec i pisac. Czuje ze choroba chce mnie zniszczyc i co raz czesciej popycha mnie do mysli samobojczych... Bardzo zle sie czuje i zle znosze najmniejsze klotnie w domu. O drobnostki. To tak bardzo doluje.. Nie wierze juz ze moge calkiem wyzdrowiec ale choc chcialbym miec ulge.. chco krotkie wytchnienie od tego brzemienia.. Pomozcie jesli mozecie.
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
eyeswithoutaface
Moderator
Posty: 1515
Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44

2 listopada 2017, o 13:00

Wybacz, ze to powiem, ale TOTALNIE źle podchodzisz do swojego zaburzenia. Ono nie ma nad Tobą kontroli. Żadnej. To Ty kontrolujesz siebie i swoje czyny w 100%, a wrażenie że moze być inaczej to iluzja. Poza tym nie jestes chory. Twoja psychika jest zaburzona, ale możesz to zmienić. Koniecznie zapoznaj się z większą ilością artykułów na temat natręctw, kompulsji tutaj na forum. Zrozum mechanizmy, które działają w Twojej głowie. Możesz sobie pomóc bardzo prosto: ryzykując. Ignorując natręctwa, przestając wykonywać kompulsje. To Ty nad nimi panujesz. Nikt inny.

Poczytaj, proszę. Uwierz, że możesz z tego wyjść raz na zawsze. I nie poddawaj się. Twoje nastawienie jest najważniejsze :)

P.S. OCD i nerwica natrectw to to samo, kwestia nazewnictwa.
P.PS. Psychiatrzy i psycholodzy działają również na NFZ. Gdybyś tylko chciał, mógłbyś już dawno pójść na terapię. Albo zdązyłbyś odłożyć na prywatne wizyty u terapeuty.

NIE STÓJ W MIEJSCU. DZIAŁAJ.
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
wiktor008
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 75
Rejestracja: 31 października 2017, o 21:16

2 listopada 2017, o 19:15

Czesc. Dzieki za odpowiedz. Przede wszystkim tematem jak sobie z tym zaczac radzic zaczalem sie interesowac dopiero od nie dawna.. moze rok lub dwa.. wczesniej po prostu zycie nie dawalo mi na to szans.. Bylem w bardzo trudnej sytuacji materialnej i musialem wyjechac za granice.. Pomimo wszystko, tych dolegliwosci i zlego stanu umyslu. Koncetracja nad nowym otoczeniem odkladala na bok jakies problemy zdrowotne. Jednak chory i tak sie czuje.. czuje ze chory jest moj umysl i dusza.. I tak, im wiecej czasu na zastanawianie sie nad tym mam tym bardziej tak mysle. Utwierdzam sie w tym. Przed laty nie dopuszczalem nawet do siebie prawdy ze nie jest ze mna wszystko ok.. A jak pisalem wczesniej wrecz towarzyszylo mi przekonanie ze kompulsje i natrectwa ktore mam mi pomagaja zyc..?!! Az trudno mi samemu w to teraz uwierzyc gdy tak o tym pisze. Ale to prawda.. Po czesci moze i ciagle tak mysle.. I wlasnie w tym sek. Bo jak gdzies nie dawno przeczytalem takim delikwentom ktorzy "wierza" w swoje natrectwa i przypisuja temu jakies nadzwyczajne moce i znaczenie - wrecz nadludzkie, sa najtrudniejszymi przypadkami do wyleczenia... Wiec to by sie zgadzalo.

Moi rodzice nigdy nie byli swiadomi co mi jest. Nauczylem sie kryc z tym przed ludzmi w wiekszym stopniu a jakies tam drobne tiki w chwilach zwiekszonego stresu kazdy dookola kto byl w stanie zauwazyc traktowane byly jako dziwactwo i raczej nikt sie tym nie przejomowal bardziej. W tamtych czasie w Polsce malo kto chyba jeszcze znal temat a przynajmniej w moim regionie. Zreszta przeciez to tak rzadkie u ludzi. Kiedys za granica w metrze zobaczylem elegancko ubranego mlodego mezczyzne ktory byl w swoistym ataku kompulsji nad ktorymi nie panowal publicznie w ogole.. wszyscy od niego stali jakby byl tredowaty.. Wiadomo.. - wiariat..! Tak wszyscy mysla.. A on za pewne mial akurat tylko swoj atak.. Ale wygladalo to bardzo zle i chyba nie byl juz w stanie tego kontrolowac. Kto wie moze mial napiecie nerwowe w drodze na rozmowe o prace. Przerazil mnie ten widok. Co innego widziec to na filmach co innego w realu.

U mnie ataki nigdy nie byly tak mocne ale w odosobnieniu nie powiem bo nie raz minal caly kwadrans blednej petli zanim w koncu sie uspokoilem. Niekiedy przez caly dzien gdy mialem wolne bylo tego tak duzo ze juz popoludniu bylem wyczerpany psychicznie i fizycznie nie omal tez. Teraz jest tego mniej. Znacznie. Jakos nad tym nauczylem sie panowac.. Nie wpadam juz w takie bledne spirale i nie nakrecam ich sam gdyz wiem ze to tylko bledne kolo. Nauczylem sie ignorowac bardzo wiele natrectw i "skracac" kompulsje do minimum. I to wszystko bez farmakologii..!! JEdnak na to konto bardziej ostatnimi czasy weszla depresja.. Mysli samobojcze ktore nie sa natretne a raczej swiadome - srednio kilkanasie czasem kilkadziesiat razy dziennie. Poczucie bezsensu istnienia i tragizmu zycia na okropnym zimnym potwornym swiecie.. Oto niestety co zaczelo byc wiekszym pewnie problemem niz same kompulsje ktore w niczym nie pomagaja. Natrectwa ciagle sa. Budze sie z nimi i z nimi ide spac. Az do zamkniecia oczu. A bywalo nawet ze i w nocy we snie.

Co do lekarzy psychiatrow. Jedyna wizyta o ktorej wczesniej pisalem jeszcze w okresie bycia mlodym czlowiekiem - chyba nawet nastolatkiem jeszcze albo zaraz po skonczeniu 20 lat - to byla dla mnie okropna zenada. Pojechalem jakoby z przypuszczana u mnie depresja (tylko czesc prawdy) a sam jeszcze w tedy nie wiedzialem o istnieniu czegos takiego jak nerwica natrectw czy OCD jesli nawet to jest to samo. Psycholog nie do konca chyba umial stwierdzic - nie pamietam diagnozy ale i ja tez chyba nie do konca dobrze to tlumaczylem. Wrocicilem z poczuciem wstydu i zalem ze w ogole tam pojechalem. Zajelo mi kolejna dekade zrozumienie ze sam sobie nie dawalem nigdy pomoc. Zamkniety we wlasnym swiecie, bez przyjaciol i odcinajac sie od rodziny co raz bardziej. Z coraz wiekszymi problemi w edukacji czy zyciu zawodowym nie mowiac juz o towarzyskim. I tak dziwne jest ze znalazlem sobie w ogole dziewczyne.. Choc to tez juz wisi na wlosku przez moje stany m.in. Zrezygnowalem z rodzicielstwa i skreslilem sie w zyciu.. Sam.. niestety. Nie bylem w stanie sobie z tym wszystkim poradzic a dzis juz nie wiem czy nie jest za pozno. Sa dni ze czuje sie strasznie.. jakbym juz byl na skraju zalamania. Psychicznie zdewastowany. Nie potrafie sobie juz poradzic w interakacjach z najblizszymi. Chyba odszedlem w cien swojego cierpienia. by innych nie ranic i nie robic im problemow a samemu tam juz pozostac. Do tego nadwrazliwosc i slaba psychika wszystko poteguja. Zaczynam myslec by jednak zapisac sie na panstwowa wizyte - zniecheca jednak fakt czekania na terapie w kolejce minimum kilka miesiecy... Listy oczekujacych sa bardzo dlugie.. Wg mnie to jest porazka ze nie ma bezlpatnej pomocy w tej swerze zycia i zdrowia. Ale taki juz mamy swiat. To tylko u mnie poglebia poczucie beznadzieji i zniecheca do dzialania. Bo bardzo duzo potrzeba by zebrac w sobie energie na to by w ogole pojsc do obcej osoby mowiac o swoich problemach z glowa. A oni z drugiej strony - panstwo, spoleczenstwo, wcale tego nie ulatwiaja.
Tak tez sie wiec czlowiek musi meczyc..

Dzieki walce i uporowi sam siebie po troche uleczylem.. zanim jeszcze zaczalem czytac te forum i artykulu - droga warsztatow i samodoskonalenia doszedlem do podobnych jak Wy tutaj wnioskow i samoterapi. Brak mi jednak kogos kto by jeszcze dal mi dodatkowe wskazowki i no mnie posluchal i bym mogl sie wygadac jak teraz.. Do kogos ze zrozumieniem. Stad pewnie ten profil i post.
ODPOWIEDZ