Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica natręctw - nasze historie

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Edward27
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 217
Rejestracja: 29 marca 2016, o 20:35

18 kwietnia 2016, o 20:11

Witam

w zeszłym tygodniu dostałem od pani psychiatry anafranil 75 mg na noc (tzn. 1-7 dnia 1/2 tabletki a po tygodniu mam zwiększyć do całej). Na początku miałem zawroty głowy oraz mdłości. Teraz jest lepiej, ale nadal chodzę bardzo nerwowy i natręty występują wraz z ogromnym lękiem. Rzadziej bo rzadziej, ale występują. Ale chcę się pozbyć tych chorych myśli. Jestem już taki zmęczony nimi, a dodatkowo tak panicznie się boje, że te myśli to moje prawdziwe pragnienie czy coś. Najgorsze są chwile kiedy w lęku wydaje mi się, że mam to zrobić co mi myśli nakazują. Walczę z nimi i jest coraz gorzej. Dochodzę do momentu zdołowania, stanu depresyjnego w którym widzę tylko wszystko w czarnych barwach i nie chce mi się nic, nawet żyć... Nie wiem czy już wyjdę z tego stanu bo ubzdurało mi się w głowie, że te myśli to prawda... a tak pragnę, abym wrócił do stanu tego co było kiedyś, abym zaczął się cieszyć ze wszystkiego co mam...
Mały chłopczyk w dużym ciele w zwariowanym świecie ;)
Awatar użytkownika
boniasky
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 214
Rejestracja: 14 lutego 2016, o 16:36

18 kwietnia 2016, o 21:58

Dalej się kopiesz w tym samym bagnie, bo dopóki nie zrozumiesz mechanizmu powstawania natręctw to dalej będą one wywoływały u Ciebie lęk. Dobrze przecież wiesz, że przed nerwicą pojawiały Ci się czasami idiotyczne myśli, ale sęk w tym że wcześniej potrafiłeś je filtrować i je odrzucać. Teraz przez to że masz zachwiany stan emocjonalny to podszywasz je lękiem który zwala Cię z nóg. Od razu Ci mówię, że te myśli nigdy nie znikną, zawsze będą się jakieś dziwactwa pojawiały. Ty masz nauczyć siebie po prostu na nie nie reagować i ignorować, czyli zacząć filtrować je tak jak robiłeś to wcześniej. Tego nie da się zrobić od razu. Na to potrzeba czasu, ale kiedy nauczysz się tak postępować to nerwica sama zacznie odpuszczać, stan emocjonalny się uspokoi, a lęk i inne objawy znikną.
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

14 lipca 2016, o 21:33

Edward, im bardziej chcesz sie pozbyc mysli tym bardziej beda cie atakowac. anafranil jest doskonaly. Mailam spokoj przez 10 lat z delikatnymi nawrotami. Badz ciepliwy. Wysokie poziomy leku to normalne na poczatku leczenia. Przy obsesjach polecane sa wyzsze dawki lekow niz przy depresji. Nie rezygnuj z leku, nie probujac najpierw maksymalnej dawki leku, nawet, jesli bedziesz mial jeszcze obsesje. Poza tym potrzeba czasu, generalnie do dwoch miesiecy, by moc mowic o efektach dzialania leku przynerwicy natrectw.
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
Awatar użytkownika
Edward27
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 217
Rejestracja: 29 marca 2016, o 20:35

15 lipca 2016, o 12:47

Halina pisze:Edward, im bardziej chcesz sie pozbyc mysli tym bardziej beda cie atakowac. anafranil jest doskonaly. Mailam spokoj przez 10 lat z delikatnymi nawrotami. Badz ciepliwy. Wysokie poziomy leku to normalne na poczatku leczenia. Przy obsesjach polecane sa wyzsze dawki lekow niz przy depresji. Nie rezygnuj z leku, nie probujac najpierw maksymalnej dawki leku, nawet, jesli bedziesz mial jeszcze obsesje. Poza tym potrzeba czasu, generalnie do dwoch miesiecy, by moc mowic o efektach dzialania leku przynerwicy natrectw.


Wiem od tamtej pory jakoś sobie radziłem i nie miałem aż takich agresywnych myśli, przygnębienia, płaczu, rozdarcia na milion kawałków itp. jednak od kilku tygodni nie biorę nic na uspokojenie, żadnych antydepresantów itp. Po anafranilu nie mogłem przybrać na wadze (schudłem ponad 30 kg przez nerwy). Odrzuciłem z dnia na dzień wszystko i przestałem chodzić na psychoterapię prywatną. Sam sobie daję jakoś radę, choć nie jest różowo. Anafranil zażywałem z miesiąc może półtora. Nie wiem dokładnie. Chcę walczyć sam o zdrowie i spokojnie i szczęśliwe życie. Choć jak widać czasem mi to nie wychodzi!
Mały chłopczyk w dużym ciele w zwariowanym świecie ;)
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

15 lipca 2016, o 12:53

Cieze sie, ze sa chcesz walczyc, ale wielkim bledem jest odrzucenie lekow z dnia na dzien, nawet jesli nie bralo sie dlugo ! To powoduje nawrot nerwicy z podwojna sila, chociaz, brales tylko miesiac, zatem twoj organizm nnie powinien miec tego problemu !!!
Poza tym, jesli decydujesz sie na branie lekow, ZOSTAN Z TA DCYZJA, nie zmieniaj jej tysiace razy! Bierz i juz! Za tyzien powiesz, ze chcesz znowu jakis lek, tym razem inny bo tamten byl do dupy?
Skoro chodzisz na psychoterapie, to chodz dalej! Czemu rezygnujesz! To wlasnie jest bardzo swoiste dla NERWICOWCOW: robimy cos, za chwile se mowimy "e po co, to nie pomaga, lepiej jak sam zaczne walczyc" Rezygnujemy ze wszsytkiego a za kilka dni powiemy "a nie to jednak dobry lek, to ja go znowu wezme, i pojde na terapie jednak, nie byla taka zla"

Ja na przyklad tak mam, kazde takie dzialanie u mnie to dzialanie obsesyjne......

Jesli to byla terapia behawioralno-poznawcza lub terapia, ktora uwolni twoje emocje, ktore cisniesz w sercu od lat, to spoko, nie rozumiem, czemu rezygnujesz.
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
Awatar użytkownika
Edward27
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 217
Rejestracja: 29 marca 2016, o 20:35

17 lipca 2016, o 11:33

Halina pisze:Cieze sie, ze sa chcesz walczyc, ale wielkim bledem jest odrzucenie lekow z dnia na dzien, nawet jesli nie bralo sie dlugo ! To powoduje nawrot nerwicy z podwojna sila, chociaz, brales tylko miesiac, zatem twoj organizm nnie powinien miec tego problemu !!!
Poza tym, jesli decydujesz sie na branie lekow, ZOSTAN Z TA DCYZJA, nie zmieniaj jej tysiace razy! Bierz i juz! Za tyzien powiesz, ze chcesz znowu jakis lek, tym razem inny bo tamten byl do dupy?
Skoro chodzisz na psychoterapie, to chodz dalej! Czemu rezygnujesz! To wlasnie jest bardzo swoiste dla NERWICOWCOW: robimy cos, za chwile se mowimy "e po co, to nie pomaga, lepiej jak sam zaczne walczyc" Rezygnujemy ze wszsytkiego a za kilka dni powiemy "a nie to jednak dobry lek, to ja go znowu wezme, i pojde na terapie jednak, nie byla taka zla"

Ja na przyklad tak mam, kazde takie dzialanie u mnie to dzialanie obsesyjne......

Jesli to byla terapia behawioralno-poznawcza lub terapia, ktora uwolni twoje emocje, ktore cisniesz w sercu od lat, to spoko, nie rozumiem, czemu rezygnujesz.

Dzięki wielkie za porady. Jednak co do leków to mam swoje zdanie. Pomogły mi, ale nie chcę ich brać do końca życia. Wolę już żyć z małymi lękami czy natrętami i po prostu czuć że żyje, a nie chodzić zamulony przez chemię. W tej kwestii nie zmienię zdania.
Co do psychoterapii, może faktycznie było błędem, że zrezygnowałem, ale mojej prywatnej specjalistce zależało tylko i wyłącznie na kasie, a nie na moim komforcie psychicznym. Tak więc na razie nic nie zmieniam i walczę z tym ścierwem (nerwicą) na gołe klaty.
Nie dam sobie, aby coś takiego mną kierowało, to ja tutaj wykładam karty i robię to co chce, a nie to co nerwica chce.
Pozdrawiam
Mały chłopczyk w dużym ciele w zwariowanym świecie ;)
Awatar użytkownika
fruszka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 17 lipca 2016, o 15:59

17 lipca 2016, o 21:51

Dzień dobry wszystkim :) To mój pierwszy post na forum, więc postanowiłam zacząć od podzielenia się swoją historią.

Mam dwadzieścia trzy lata i już od przeszło dziesięciu borykam się z długo zaniedbywaną i nieleczoną nerwicą natręctw. Wszystko zaczęło się pewnej nocy gdy miałam trzynaście lat i jako miłośniczka wszelkiej maści horrorów/dramatów postanowiłam przed snem obejrzeć film. Główny bohater tegoż filmu był żyjącym z dala od ludzi samotnikiem, który nie mógł wybaczyć narzeczonej tego, że porzuciła go dla innego mężczyzny i zabił ją i wszystkich związanych z nią ludzi nie będąc tego świadom, ponieważ cierpiał na rozdwojenie jaźni. Po obejrzeniu tego filmu nastąpił u mnie pierwszy, straszliwy atak lęku, tak mocny, że byłam pewna, że tego nie przeżyję. Lęk dotyczył tego, że ja sama mogę mieć rozdwojenie jaźni i zamordować najbliższe mi osoby. Leżałam przerażona, mokra od potu i zwijająca się w swojej jedwabnej pościeli, nie rozumiejąc zupełnie, co się ze mną dzieje. Pamiętam przeraźliwe mrowienie rąk i silny scisk w okolicach mostka - miałam wrażenie, że w mojej klatce piersiowej zagnieździł się kamień. Po kilku godzinach męki udało mi się usnąć, jednak, ku mojemu przerażeniu, po przebudzeniu wszystko to wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Myślałam, że od tego ścisku w klatce piersiowej postradam zmysły, czułam potrzebę, żeby ktoś ten lęk i ten kamień po prostu ze mnie wyjął, nawet operacyjnie. Pierwsze, co tamtego dnia zrobiłam, to nie mówiąc nic nikomu pojechałam do lekarza pierwszego kontaktu szukając jakiejkolwiek pomocy. Możecie sobie to wyobrazić - zimna jesień, trzynastoletnia dziewczynka w domowych ubraniach trzęsie się na krześle i próbuje bez ładu i składu wyjaśnić, co się z nią dzieje. Pamiętam zdumienie personelu, przez który lęk tylko się nasilił - bo nie dość, że potwornie bałam się, że mam rozdwojenie jaźni i że kogoś skrzywdzę, to jeszcze odchodziłam od zmysłów na myśl, że nikt mi nie pomoże i już nigdy nie będę normalna.

Moja rodzina na tę nagłą zmianę zareagowała zdziwieniem i strachem. Pamiętam, że zanim rozpoczęła się moja hospitalizacja, uparłam się, że przez jakiś czas będę mieszkać u wujostwa, bo nie byłam w stanie wrócić do domu. Nie byłam w stanie spać w swoim pokoju, którego każdy szczegół wrył mi się w pamięć. Żółte ściany, szary telewizor firmy MANTA z niebieskim ekranem, śliska i zimna czerwono-fioletowa pościel. Nie byłam w stanie spać w jednym mieszkaniu ze swoją rodziną, bo w jej obecności lęk tylko się wzmacniał — fizyczne oddalenie się od rodziny było więc moją pierwszą konwulsją mającą na celu złagodzenie lęku. W okresie przed hospitalizacją (kilkanaście dni) moja waga drastycznie spadła ze względu na kompletny brak apetytu i mdłości prowadzące do wymiotów.
Pobyt w szpitalu wspominam raczej źle, choć przynióśł mi pewną ulgę w postaci złagodzenia objawów. Pamiętam jednak, że czułam się kompletnie nierozumiana przez psychiatrę i psychologa, miałam wrażenie, że moje problemy traktują z pobłażliwością. Słyszałam jak pani doktor mówiła na przykład mojej mamie: "Wie pani, niedługo ferie zimowe, a przed wakacjami i feriami zawsze mamy wśród dzieciaków nagłą falę cudownych ozdrowień". Jednocześnie ja sama nie potrafiłam ani zrozumieć, ani wyjaśnić co się ze mną dzieje, cały czas powtarzałam że to wszystko zaczęło się od filmu i boję się rozdwojenia jaźni i skrzywdzenia innych, a tymczasem pani psychiatra przerywała mi i pytała, czy liczę lub układam przedmioty. Sytuację komplikowały przy tym moje próby wyjaśnienia samej sobie swojego stanu - przypisywałam mu znaczenie magiczne, myślałam że zupełnie jak w filmach opętała mnie zła siła. Ostatecznie przepisano mi rispolept i jakieś leki antydepresyjne, po czym po trzech miesiącach na prośbę matki zostałam zwolniona.

Po hospitalizacji nie wróciłam do domu, ale zamieszkałam u babci w kawalerce na ósmym piętrze wieżowca. Ten okres był najgorszy - po lekach czułam się całkowicie oderwana od rzeczywistości, budziłam się z bardzo dziwnych snów i nie mogłam odróżnić snu od jawy. Potrafiłam siedzieć na kanapie i płakać z wyczerpania psychicznego, bo jednocześnie byłam zbyt otumaniona, by być w stanie myśleć. Do tamtego mieszkania nie wróciłam już nigdy - niedługo później rodzice kupili dom jednorodzinny i przeprowadziliśmy się do niego całą rodziną, razem z babcią.

Przez około pół roku od hospitalizacji czułam się jeszcze bardzo źle - lęk utrzymywał się na stałym poziomie, ja doświadczałam derealizacji - wydawało mi się na przykład, że jestem zamknięta w swojej głowie, a moim ciałem steruje ktoś inny, podczas gdy ja bezradnie patrzę przez okna w postaci swoich oczu. Ataki lęku występowały często i utrzymywały się dość długo - cały czas dotyczyły zrobienia krzywdy swoim bliskim. Pojawiła się fobia przed ostrymi narzędziami, które wyrzucałam do kosza i płakałam, gdy ktoś je stamtąd wyjmował, w końcu stanęło na chowaniu ich poza pole widzenia. Często po prostu np. rzucałam nożyczki za siebie gdzieś w bałagan, bo nie tylko chciałam ich nie widzieć, ale w ogóle nie chciałam wiedzieć, gdzie się znajdują. W tamtym okresie pojawił się też nowy lęk - kiedyś spojrzałam w giazdy i wydawało mi się, że jedna, bardzo duża i jasna gwiazda ma pionowe ramię (jak patyczek lizaka). Bardzo mnie to przeraziło i od tamtego momentu całkowicie unikałam wychodzenia w nocy i patrzenia w niebo, bo jak już do tego doszło, to nie mogłam się powstrzymać przed sprawdzeniem, czy wciąż to widzę.

Wszystko to powoli się uspokoiło, ja wróciłam do szkoły, zawarłam nowe przyjaźnie, znalazłam ciekawe zainteresowania i wreszcie po iluś miesiącach wróciłam do w miarę normalnego życia. Ataki lęków jeszcze się zdarzały, na początku częściej, potem sporadycznie, aż w końcu w okresie liceum i pierwszego zakochania się - zniknęły zupełnie. Przez niemal trzy lata nauki, zajęta rozwijaniem swoich umiejętności, czytaniem książek, przyjaźniami i dramatami nastolatków, całkowicie zapomniałam o nerwicy i czułam się całkowicie normalnie. Ta sielanka trwała aż do momentu, gdy pewnego całkiem zwyczajnego dnia, jadąc z mamą samochodem nagle przypomniałam sobie to uczucie lęku - i wybuchło ono u mnie z nową siłą. Miałam wtedy około 18 albo 19 lat.
Na szczęście ten "drugi" okres nerwicy okazał się o wiele krótszy od pierwszego i o wiele łagodniejszy. Nie skorzystałam wtedy z pomocy psychiatry. Całkowite wyjście z niego zajęło mi dwa lub trzy tygodnie, ale od tego czasu nerwica już nigdy nie zniknęła "całkowicie" - do dziś pojawiają się "okresy nerwicowe" które trwają zwykle do kilku tygodni, choć towarzyszy im strach przed pogłębieniem się objawów do poziomu derealizacji (która jednak nigdy później już nie nastąpiła).

Właśnie przechodzę jeden z takich okresów, który zaczął się pod koniec letniej sesji i trwa do dziś, jednak tym razem postanowiłam wreszcie wziąć się za siebie i już jako dorosły człowiek świadomie poszukać pomocy. Zniknęło już to dziecięce przerażenie, że nikt mi nigdy nie pomoże (bo przeciez nie wejdą mi do głowy i nie poczują tego, co ja), pojawiła się determinacja i chęć prawdziwego zrozumienia tego, na co choruję. Niedawno poszłam do psychiatry, dostałam diagnozę i lekarstwa (Anafranil, Alpragen), jestem jeszcze na etapie skutków ubocznych. Zaczęłam czytać polecone przez psychiatrę książki ("Dramat udanego dziecka" A. Miller), trafiłam również na to forum, przeczytałam niektóre historie i zrozumiałam, że w tym, co przeżywam nie jestem sama i wielu ludzi boryka się z lękami takimi jak moje. W tym momencie naprawdę wierzę, że nerwicę natręctw uda mi się zrozumieć i pokonać.

Poniżej, dla większej przejrzystości, wypunktuję swoje lęki i objawy:

— Lęk przed zabiciem swojej rodziny (główny)
— Lęk przed schizofrenią, chorobami psychicznymi, utratą kontroli nad swoimi działaniami
— Lęk przed tym, że moje życie już nigdy nie będzie normalne (sporadycznie)
— Chowanie ostrych narzędzi poza pole widzenia
— Unikanie kontaktu z najbliższymi, ograniczanie go do minimum i pośpiech, by móc jak najszybciej zamknąć się w swoim pokoju
— Rozdrażnienie i zdenerwowanie gdy kontakt z członkiem rodziny przedłuża się (śpieszę się)
— Przymus zamykania przesuwanych drzwi od pokoju, nie mogą być otwarte ani niedomknięte, bo to nasila lęk
— Przymus zamykania drzwi od łazienki na zasuwę (chociaż mam oddzielną łazienkę, z której nikt poza mną nie korzysta)
— Unikanie krojenia, przygotowywania jedzenia i spożywania posiłków w obecności członków rodziny
— Unikanie wychodzenia z pokoju nocą
— Bezsenność (przymus czekania do rana aż wszyscy pojadą do pracy, wtedy w pustym domu mogę iść spać)

Objawy lęku:
— pocenie się dłoni
— ścisk w głowie i klatce piersiowej
— palące ciało
— drżenie

Impulsy wywołujące lęki:

— przebywanie z członkiem rodziny sam na sam, nocowanie w jednym pokoju z którymś z nich
— żółte ściany w pokoju, jedwabna pościel, srebrny kolor telewizorów
— tragiczne wiadomości w mediach dotyczące zabójstw, ataków terrorystycznych w szczególności popełnionego przez chorych psychicznie
— wszelkie drastyczne obrazy, sceny w mediach, książkach, filmach

Trochę się rozpisałam, za co przepraszam, ale naprawdę dobrze było to po raz pierwszy w życiu ująć w słowa :) Pozdrawiam i życzę wszystkim wytrwałości i sukcesów w walce z nerwicą natręctw!
Awatar użytkownika
elala73
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 439
Rejestracja: 5 listopada 2014, o 09:44

17 lipca 2016, o 22:09

witaj fruszka, przeczytałam do końca :)
Życzę powodzenia
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

17 lipca 2016, o 22:25

Witaj fruszka. Czytam twoj post i dokladnie odnajduje w twoich myslach, wszystkie moje natrectwa! Nawet sie zasmialam, gdyz wczoraj zginelo w Nicei sto ludzi pooprzez atak terrorystyczny, i przeszla mi mysl "gdybym rostrzaskala tak samo ludzi, skoro on byl depresyjny, to ja tez moze jestem zdolna zabic".

Nie jestes sama.

Musisz bardzo dokladnie przejrzec materialy na forum. Posluchac, sa swietne. Dalam tez kilka metod oddychania i technike niebieska "tu i teraz".
Dobrze by bylo, gdybys przerwala kompulsje, ktre prowadza do jeszcze wyzszego stanu napiecia i leku i co za tym idzie - mamy wiecej mysli, wiecej i intensywniej analizujemy.

Zacznij od niechowania ostrych narzedzi. Oczywiscie to nie przyjdzie od razu. Wez taki noz do reki przy czlonkach rodziny, i wyobraz sobie, ze podchodzisz zabic matke? Przekonasz sie szybko, ze tego nie jestes w stanie zrobic, bo twoj lek nerwicowy wzrosnie bardzo wysoko. Pozostan w tym leku Wystaw sie na ten lek. To nazywa sie ekspozycja. Trwaj w tym leku, gleboko oddychajac. Nie analizuj. Stopuj kazda obawe, kazde pytanie "a moze jednak to zrobie, ale nie dzisiaj, ale jutro". STOP i zaierz sie za cos innego, za jakas prace: krojenie salatki cokolwiek Skup sie na tym. Mow sobie w myslach: marchewka jest pomaranczowa, salata zielona, jaka duza, jakie duze liscie! Jesli raz jeszcze przyjdzie ci mysl o zabiciu kogos, kto akurat bedzie obok ciebie, to na nowo powiedz STOP, ok rozumiem, nie jestem zabojczynia. STOP (ostro i konkretnie, ja uzywam gumki na przegubie reki, by poczuc lekki bol, albo klaskam w rece mowiac stop) i zajmij sie czyms innym: rozmowa z mama, tata etc...... Mowi sie latwo, trudniej sie wykonuje, ale..... Mozg trzeba cwiczyc. te mysli to iluzja, wynikajaca z wysokiego stanu napiecia twojego ciala. Tak dlugo cwicz STOP + skupienie sie na czyms innym, az zauwazysz, ze ta mysl, o zabiciu kogos po prostu odejdzie, nie od razu, nie z dnia na dzien, ale odejdzie.


Jesli chodzi o przymus zamykania drzwi to nalezy rowniez przestac to robic. Na poczatku rob to 10 razy dziennie; Nie pozwol sobie na wiecej. Nie, stop i koniec. Nie! Twardo! Kolejnego dnia zmniejsz do 9 razy. Etc Nie i koniec. Musisz byc twarda! Pamietaj, by ta chec zamkniecia drzwi od szafy zastopowac glosno, jesli jestes sama, najleiej klaskajac w dlonie, nastepnie nalezy zajac mozg czyms innym. Lazienka: identycznie.

Zacznij wychodzic z pokoju w nocy. Powiedz sobie, no strachu, no zobaczymy, nie bedziesz mi narzucac nie wychodzenia z pokoju!!!!! Najpierw wyjdz z pokoju na minute, potem na dluzej, coraz dalej, az przejdz caly dom. Jesli zaczniesz miec leki i niepokoje "nie nie ide, cos zrobie komus". STOP. IDE. IDE.

Podobnie z reszta obaw!

Wiesz jak ja sie balam cmentarzy i trumien, bo wyorazalam sobie, ze widnieje na nagrobkach moje imie i nazwisko zaczelam chodzic na cmentarze i co? I co z tego? Nic ! Najadlam sie strachu, ale pozniej bylo coraz lepiej.

Ja rowniez bardzo nie lubie sluchac info o zabojstwach, drastycznych informacji. Ale ostatnio chyba zrozumialam, ze co? nie wolno mi wiadomosci posluchac? Bo co? Wiesz i robie to teraz na sile, slucham, utrzymujac dystans do tego. Ja nie jestem psychopatka, ja nie jestem podniecona, jak mysle, z emam kogos zabic, ja sie nie ciesze z tego powodu, ja sie BOJE. Ktos, kto sie boi nigdy nikogo nie skrzywdzi, nawet muszki, bo to jest sprzeczne z jego natura !!!

Pedofil czerpie przyjemnosc i zadowolenie z tego, ze moze zaraz zajac sie jakims dzieckiem. Nerwicowiec bedzie sie BAL przed byciem pedofilem. Zatem bedzie unikal kontaktu z dziecmi..... Bedzie bal sie nawet przy uszlyszeniu krzyku dziecka w piaskownicy. Az w koncu przestanie wychodzic z domu w obawie, ze moze kogos skrzywdzic. A prawdziwy psychopatyczny pedofil? Bedzie sie cieszyl, podniecal, radowal tego faktu Rozumiesz roznice ?

Na twoim miejscu zaczelabym oswajac mozg z metalowym telewizorem posciela z jedwabiu i zoltymi scianami. Musisz nauczyc mozg, ze nie ma w tych przedmiotach niebezpieczenstwa, ze czujesz sie wsrod nich bezpieczna. Wprowadzilas niepoprawne dane do mozgu "zolte sciany - niebezpieczenstwo, strach, panika". Musisz sama te dane zmienic.

Bralam anafranil rowniez. jest bardzo dobry i postawil mnie szybko na nogi. Do czasu, kiedy go odstawilam. Problemem brania lekow jest to, ze leki nie lecza z natrectw (bo to nie jest choroba, tylko zaburzenie), nie lecza z nerwicy. One tylko zamroza to wszystko przez czas brania lekow. Ja bralam leki 10 lat. :hehe:
Zdiagnozowano mnie jako osoba depresyjna chronicznie, nie wiedzialam ze mam nerwice do roku 2013.

Mysle, ze wtedy w pokoju, nie pierwszyraz bylas zlekniona. Zastanow sie, jak ukladaly sie relacje w domu, z rowiesnikami etc ? Czy nie stresowalas sie ciagle czyms?
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

17 lipca 2016, o 22:31

tak, schodze, jestem na najmniejszej dawce. Ale biore inne. Gdyz anafranil spowodowal przytycie 25 kilosow.
Zdecydowalam, ze nie chce brac lekow, ale schodze bardzo powolutku. Potem napisze jak schdzic powoli, by nie dobily nas symptomy odstawienne.
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
Awatar użytkownika
fruszka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 17 lipca 2016, o 15:59

17 lipca 2016, o 23:09

Halina, bardzo dziękuję ci za tak długą i konstruktywną odpowiedź. Muszę przyznać, że ciężko mi się to czytalo, ale pomogłaś mi zrozumieć, że chociaż będzie to bardzo trudna walka, to jednak trzeba walczyć. Oczywiście po uświadomieniu sobie tego pojawiła się u mnie typowo nerwicowa chęć ucieczki (lepiej nie wystawiać się na próbę), ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że terapia MUSI właśnie tak wyglądać i do przerwania błędnego koła NIE MA innej drogi. Masz rację, zapomniałam wspomnieć o epizodycznym lęku przed skłonnościami pedofilskimi, którego też doświadczyłam w okresie gdy moja siostra była mała (myślę, że wynika to z tego, że sama zostałam w ten sposób w dzieciństwie skrzywdzona), zapomniałam także wspomnieć o (o zgrozo!) najważniejszym: o beznadziejnym lęku przed lękiem, który przecież sam w sobie jest TYM WŁAŚNIE LĘKIEM.

Jeśli chodzi o autoterapię, myślę o zaangażowaniu w to swojej rodziny (już udało mi się przełamać, przyznać do tego, że nerwica wróciła i opowiedzieć im o wizycie u psychiatry i jej rezultacie), bo zauważyłam, że sama często po prostu nie daję rady i brakuje mi konsekwencji. Wygląda to mniej więcej tak: zaczęłam zmuszać się, żeby wyjść z pokoju i pójść porozmawiać z rodziną w kuchni, gdzie muszę siedzieć i rozmawiać z nimi przy leżących wokoło nożach, czasem pokroję cebulę, zjem ze wszystkimi przy stole, czasem nie zamknę drzwi od pokoju czy też od łazienki, jednak następnego dnia już pochowam noże, zamknę drzwi i będę wszystkich unikać. Domyślam się, że tutaj potrzebna jest żelazna dyscyplina i mam nadzieję, że takim czy innym sposobem uda mi się ją wyrobić.

Co do leków - nie liczę wyłącznie na wyleczenie farmakologiczne, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to tylko iluzja. Zrozumiałam to już wcześniej dzięki epizodowi alkoholowemu - krótkiemu, ale jednak przeraził mnie on wystarczająco, by zrozumieć, że to nie jest lek. Od tamtego czasu ani razu nie wypiłam alkoholu (nie jest to kompulsja, po prostu wiem, że mam skłonność do uzależnienia). Najbardziej liczę na jak najdokładniejsze przepracowanie tej choroby ze wsparciem terapeuty, rodziny i swoim własnym wkładem w postaci ciągłego poszerzania wiedzy na temat tej choroby.

Nie będzie łatwo, ale mam szczerą nadzieję, że się uda - jakkolwiek dziwnie to zabrzmi dla osoby z nerwicą natręctw, jest we mnie taka malutka część, która ufa sobie samej i swojemu zdrowemu rozsądkowi.
justyna_
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 71
Rejestracja: 27 sierpnia 2016, o 20:13

27 sierpnia 2016, o 21:24

Cześć
Forum przeglądam już długi czas ale dopiero teraz odwazylam się zalogować i coś napisać :) 2 lata temu zdiagnozowano u mnie nerwicę natręctw. Z dużym oporem umowilam się do psychiatry. Dopadły mnie nagle katastroficzne myśli. Z czasem stały się agresywne i bluzniercze. Płakałam każdego dnia. Lekarz zaproponował mi terapię grupowa. Czekałam na nią w kolejce tak z pół roku. Serytonine brałam przez rok. W trakcie terapii stopniowo ja odstawialam. Okazało się że mam też zaburzenie osobowości zależnej. Na terapii jestem już od 9 miesięcy. Natręctwa już prawie zupełnie ustąpiły. Forum dało mi wiedzę o mechanizmach powstawania natrętnych myśli natomiast terapia nauczyła jak radzić sobie z frustracja i że złość jest pozytywna emocja która trzeba odpowiednio wyrazić.
michal30
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 28 listopada 2016, o 21:29

28 listopada 2016, o 22:30

Witam,

Jestem nowy na tym forum. Chciałbym podzielić się krótko moim przypadkiem nn, może komuś to pomoże. Mam 30 lat. Od dawna jestem osobą religijną. Tą też sferę zaatakowała nerwica. Zaczęło się na drugim roku studiów, od razu gwałtownie. To był rok 2006. Od tego czasu moje myśli natrętne miały przede wszystkim dwie formy: 1. myśli bluźniercze wobec Boga i osób świętych; 2. przeklinanie innych ludzi, życzenie im zła, najczęściej oddawanie ich diabłu, szczególnie małych dzieci.
Od tego czasu męczyło mnie to strasznie, szczególnie, że drugi rodzaj natręctw wiązał się z milionami wątpliwości: a co jeśli moje myśli naprawdę sprowadziły na kogoś diabła? A co jeśli kuzynka z rodziny naprawdę poroni (bo tego życzyły jej moje myśli). Myśli bluźniercze były straszne. Najgorsze wulgaryzmy skierowane pod adresem Boga, Jezusa, Maryi. Świadome i usilne odcinanie się od nich tylko pogarszało sprawę. Zdarzało się, że natręctwa trwały wiele godzin pod rząd, doprowadzając mnie na skraj wytrzymałości psychicznej. Stopniowo zacząłem pić coraz więcej, zdarzało się, że upijałem się samotnie tydzień pod rząd. Spędzałem całe noce nad pornografią - przynosiło to tymczasową ulgę. Bardzo dużo czytałem na temat nerwicy natręctw w internecie, sięgałem też po książki. Właściwie to bardzo szybko sam siebie zdiagnozowałem. Miałem świadomość, że działa u mnie mechanizm nerwicy natręctw, miałem dość sporą wiedzę teoretyczną jak sobie z tym radzić. Mimo tego mój stan nie poprawił się ani trochę. W 2007 roku, czując się jak wrak człowieka, poszedłem do psychiatry. Pani psychiatra powiedziała, że jestem jeszcze młody, leki to ostateczność i odesłała mnie do psychologa. Psycholog stwierdziła zaś, że psychoterapia w moim przypadku tylko pogorszy sprawę, bowiem grzebanie w przeszłości w przypadku osób z nn tylko zaostrza natręctwa (była chyba psychoanalitykiem). Zniechęcony do specjalistów przeżyłem kilka kolejnych długich lat, aż do roku 2013. Myśli nie ustępowały ani trochę, byłem zrozpaczony, piłem coraz więcej. Sam przeżywałem swoją udrękę, nie dzieląc się nią z nikim z rodziny czy przyjaciół. Z pozoru jakoś to moje życie szło, skończyłem studia, pracowałem. W 2013 roku przez myśli natrętne byłem bliski samobójstwa, rozpacz i myśli samobójcze stale mnie nachodziły. Znów trafiłem do psychiatry. Po prostu poczułem, że leki to jedyny ratunek, bo inaczej ze sobą skończę. Początkowo leczyłem się lekiem cital. Po ok. dwumiesięcznej kuracji z powodu braku wyraźnej poprawy lek rzuciłem z dnia na dzień. Po kilku miesiącach, po długiej lekturze wszelakich forów wróciłem do psychiatry. Poprosiłem o anafranil. Zacząłem go brać pod koniec 2013 roku. Równolegle zacząłem psychoterapię behawioralno-poznawczą, jednak rzuciłem ją po kilku miesiącach, widząc w niej stratę czasu i pieniędzy. Pierwsze efekty leku, początkowo bardzo niewyraźne, zacząłem odczuwać po jakiś dwóch miesiącach stosowania. Stopniowo zwiększałem dawkę, aż do maksymalnej 250 mg dziennie (końska dawka- trzy duże tabletki i jedna mała dziennie). Z miesiąca na miesiąc czułem się coraz lepiej, aż do czasu, kiedy ku swojemu niedowierzaniu natręctwa opuściły mnie całkowicie - stało się to gdzieś pod koniec 2015 roku. Dziś jestem na etapie odstawiania anafranilu. W tej chwili biorę 1,5 tabletki dziennie. Czuję się cudownie. Wszystkie natręctwa zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie boję się nawrotów - myślę sobie, że nawet jak po całkowitym odstawieniu leku natręctwa wrócą, to ja znów wrócę do leku i będzie ok. Nie boję się tego.
W moim przypadku całkowitym rozwiązaniem problemu są leki. Nie żałuję porzucenia psychoterapii, uważam, że jej nie potrzebowałem i nie potrzebuję. Oczywiście nie zniechęcam do niej - w Twoim przypadku może być inaczej. Co z mojej historii może się Tobie przydać - jeśli jest z Tobą naprawdę źle, jeśli masz natręctwa myślowe nad którymi już nie panujesz i boisz się o swoje życie - spróbuj leków. I pamiętaj - one wolno działają (mam na myśli antydepresanty - a konkretnie anafranil). Jeśli nie zauważysz efektów po miesiącu - nie zniechęcaj się, to nic nie znaczy. Mi te leki uratowały życie. Dostałem nowe życie. Bez nich byłbym w czarnej dupie.
Dziś na nowo cieszę się z życia i wiary z Boga. Moja religijność jest zdrowa i jest dla mnie źródłem radości.
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

28 listopada 2016, o 22:56

Dziękuję Michał za tę historię, nawet nie wiesz, ile otuchy dodała!
Wielkie gratulacje za zmagania z nn i wszystkiego dobrego! ;)
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
Awatar użytkownika
anton
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 56
Rejestracja: 26 października 2015, o 20:23

19 grudnia 2016, o 15:40

Dzięki za ciekawe historię, ja choruję jakieś 18 lat, tzn. choruję od kiedy pamiętam, czyli pewne symptomy około 5 - 6 roku życia, dowiedziałem się jednak o tym, że coś jest nie tak około 1998-1999r. Oczywiście przerabiałem szpital, 20 psychiatrów, 10 psychologów itd.
Mam taką uwagę propozycję: piszecie o klomipraminie stosowanej na ocd, sam ją brałem 3-5 lat. Nie pamiętam dokładnie ile czasu, ale wiele się dowiedziałem o tym leku. Maksymalną dawkę przyjmowałem 3x75, prawie maks. Dla mnie to był straszny lek, może trochę pomógł wyciszył. Na samym początku zupełnie nie widziałem związku między braniem tego i ocd, po jakimś czasie przytyłem, pryszcze na plecach i klatce piersiowej, ale i całkiem dobry sen. To było do zniesienia, jednak przy takiej dawce kończąc zdanie nie wiedziałem jak je zaczynełem, więc miałem trochę czarną dziurę. Na nowszych lekach było nieco lepiej: fluoksetyna - trochę słaba, ale niezła, inne sertralina, citalopram już znacznie lepiej. Teraz biorę 100 mg sertraliny i 40 czyli maks citalopramu. I muszę powiedzieć, że efekt jest znacznie lepszy niż przy anafranilu i znacznie mniej skutków ubocznych. Dlatego, wydaje mi się, że czasy nieco poszły do przodu i zaczyna się od ssri, a gdy one zawodzą dopiero sięga się po klomipraminę.
Dotknął mnie kryzys: piję stare wino, jem spleśniały ser i jeżdżę samochodem bez dachu.
ODPOWIEDZ