Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - nasze historie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kataraka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 365
Rejestracja: 16 grudnia 2016, o 20:30

19 stycznia 2017, o 18:09

Opiszę Wam moją krótką historię nerwicy.
Przed konkretnymi atakami w dzieciństwie miewałam epizody nerwicowe. Były to m.in. Strach przed zostaniem samej w domu, bo coś mi się stanie, w szkole kiedyś dostałam takiego napadu, bo sobie ubzdurałam że jest mi niedobrze z głodu i muszę ciągle jeść (nie pamiętam też już jak to było dokładnie), miałam taki okres że bałam się chodzić do szkoły w obawie że coś się mi stanie, kiedyś na świetlicy ciągle wydawało mi się, że chce mi się pić i w efekcie kobita mi przynosiła herbaty ze stołówki wypiłam ich chyba z 7 :D

W okresie dojrzewania zaczęła się erytrofobia - każde wystąpienie publiczne nawet zwykłe odpytywanie przy biurku kończyło się burakiem na twarzy i stresem. Chodziłam do psychologa i muszę powiedzieć, że dużo mi to dało, bo się tym zwyczajnie nie przejmowałam, pozwoliłam na to :)

W wieku 20 lat miałam za sobą dość traumatyczny związek i kilka miesięcy po rozstaniu nerwica rozszalała się na amen. Był to sierpień 2010 rok. Ataki paniki przeplatane ciąglym niepokojem, niemożność skupienia się na niczym, dosłownie niczym, brak snu, nie mogłam w siebie wmusić jedzenia. Strasznie się przeraziłam, oczywiście zrobiłam wszystkie badania, ale patrząc na moje akcje z przeszłości wiedziałam świadomie, że to jakiś problem natury psychicznej jest. Poszłam do psychiatry, który trochę zbagatelizował sprawę przepisał mianserynę 5mg na noc i wysłał na badania psychologiczne. Na badania poszłam i wyszło jak nic że mam zaburzenia nerwicowe. Przeczytałam, żeby się relaksować oddechem i tak się nakręciłam, że non stop od rana do nocy duszności, sypiałam bardzo źle, mimo wszystko starała się wychodzić (miałam wtedy praktyki) z tymi dusznościami, każdy dzień to męka była. I powiedziałam, że już mam tego serdecznie dość i zapisałam się prywatnie na wizytę do psychiatry, diagnoza ta sama - zaburzenia nerwicowe i przepisała mi cudowną tabletkę, którą jem do tej pory. Na początku straszne uboki, ale pamiętam, że 4tego dnia obudziłam się w trochę lepszym świecie i z tygodnia na tydzień było coraz lepiej, po 6ciu miesiącach już było tak jak przed zaburzeniem.
A jak od razu się człowiek lepiej czuł to się piwko napiło, to winko i czasami nastrój i samopoczucie się pogarszało, ale zawsze wracało do normy. W międzyczasie poszłam na terapię grupową, z której uciekłam :D Na forum weszłam, bo ostatnio też miałam po alko zjazd samopoczucia i wkręciły mi się natręty samobójcze, i wizje spędzenia życia w psychiatryku :D Od tej pory zero alko, sport i powoli pojawiają się myśli o świadomym odburzeniu.

Nie ukrywam, że z lekiem jest wygodniej, pewnie gdyby nie zjazd samopoczucia to nie weszłabym tu na forum w ogóle, bo generalnie czułam się jakby nerwica mnie nie dotyczyła i cały czas tak się czuję :D

Dla mnie największy strach to ten, że umrę z głodu bo w stresie po prostu nie mogłam jeść :D
Ansimare
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 26 stycznia 2015, o 00:02

23 stycznia 2017, o 02:08

Witajcie Zaburzeni!
Śledzę forum już od kilku ładnych lat, ale czuję, że nadszedł czas, aby w końcu się podzielić moją historią i wraz z tym wziąć się wreszcie w garść. Byłoby mi ogromnie miło gdyby ktoś z Was to przeczytał, bo oczywiście przy tym wszystkim nasuwają się typowe pytania "czy też tak macie?", "czy to normalne w nerwicy?" lub "czy może mam coś innego?" :)
W skrócie. Mam 26 lat, a choruję od lat 9.
Podczas mojej przygody z nerwicą udało mi się skończyć studia, wyjść za mąż oraz wyjechać za granicę i rozpocząć nowe życie. Pomimo tego przez te wszystkie lata towarzyszy mi masa objawów somatycznych. Moim głównym problemem są duszności i kłopoty z oddychaniem. Każdy dzień to walka o pełny oddech, to bitwa z samą sobą, żeby nie myśleć, żeby się nie nakręcac, żeby się nie poddawać, żeby żyć..
Do duszności dochodzi cała masa innych objawów. Tj.,zawroty głowy, objawy derealizacji i depersonalizacji, wrażenie jakbym miała głowę jakoś mega wysoko, szybsze bicie serca (znacie to oczucie kiedy leżycie w łóżku,a ciało zachowuje się jakbyście właśnie wbiegli na 10 piętro?), lęk przed śmiercią, lęk przed byciem samemu, lęk w miejscach, w których nie ma w pobliżu szpitala lub jakiejkolwiek pomocy, lęk przed zwariowaniem itd.
Ostatnio w nocy było tak źle, myślałam że pękną mi płuca od nabierania powietrza, serce waliło jak po maratonie, nogi zaczęły mi drżeć aż zadzwoniłam na pogotowie. Jak tylko panowie pojawili się przy moim łóżku wszytko ustąpiło jak za dotknięciem magicznej różdżki... I jak tu się teraz tłumaczyć? Taka dowcipna ta nasza nerwiczja...
O ile z lękami potrafię sobie już całkiem nieźle radzić i pojawiają się sporadycznie to gorszym zmartwieniem są somaty występujące 24h na dobę.
To one sprawiają, że czasem wątpię w to czy to nerwica.
Jak się zapewne domyślacie przez te 9 lat jestem dość częstym pacjentem w przychodni, ale juz skończyły mi się organy które mogłabym jeszcze przebadac :D
Wyniki krwi w normie, problemy w tarczycą i cukrzyca wyeliminowane, czynność płuc ok, ekg i echo serca ok. Miałam założonego holtera oraz robioną tomografię głowy, które też nic nie wykazaly..
Mój lekarz nawet powiedział, że gdybym była poważnie chora to po tych latach już bym dawno umarła ;) mądrala!
Ostatnio oprócz somatów doszły mi tiki nerwowe. Konkretnie : ciągłe pokaslywanie i pochrząkiwanie, podczas stania lekkie wspięcie na palce i kiwanie się, długie żucie jedzenia a potem wypluwanie połowy poprzez lęk przed zadławieniem(np jedzenie kanapki zajmuje mi przez to godzinę), dziwne dźwięku które wydaję jakby tyłem podniebienia, praktycznie przy każdym wdechu i wiele innych.
I to jest dla mnie najgorsze. Dla mnie, dla mojej rodziny i ludzi z mojego otoczenia. Odsunęłam od siebie wiele znajomych, bo się po prostu tego wszystkiego wstydzę. Nie potrafię normalnie funkcjonować, a wręcz mam wrażenie, że to wszystko się pogłębia..
Najbardziej żal mi mojego męża, który nie ma ze mnie żadnego pożytku. Wspiera mnie jak tylko może i próbuje zrozumieć.
A ja tylko leżę, użalam się nad swoimi objawami i ciężko dyszę łapiąc oddech.
Najbardziej na świecie marzą mi się dzieci, ale jak to zrobić skoro zdarzają się 3 dni kiedy czuję się cudownie, normalnie a potem wszytko wraca. To głupie, błędne koło nerwicowe :/
Moi drodzy proszę Was o pomoc. Dodam tylko, że wdrażam wszytko w życie. Pokonuje swoje lęki, wychodzę sama, jeżdżę autem mimo napadów paniki i na prawdę jestem z siebie dumna, bo widzę świetne efekty. Przestałam chodzić po lekarzach i się badać, przestałam mierzyć puls. Zaakceptowalam, że zaburzenie i rozmawiam z własnymi myślami. Ale jednak coś robię źle.
Jak sobie poradzić z somatami tymi trwającymi non stop po kilka dób i z tymi tikami? Czy w ogóle ktoś z Was tak ma? Przeszperalam forum, ale znalazlam tylko informacje o lękach i objawach.
Za jakąkolwiek pomoc będę wdzięczna.
Pozdrawiam Was ciepło i trzymam za nas wszystkich kciuki! Damy radę :)
Nikoniarz
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 105
Rejestracja: 8 stycznia 2017, o 16:25

26 stycznia 2017, o 15:53

@Ansimare, ja też nowy na forum. Cóż mogę Ci napisać. Po pierwsze to współczuję, że tyle lat musisz się z tym męczyć. Ja dopiero od niecałego roku mam te objawy nerwicowe trwające z przerwami non stop a mimo to ciężko mi to wytrzymać. A jak pomyślę, że jeszcze przez lata mogę je mieć to mnie coś bierze. Też mam objawy somatyczne trwające cały czas, tylko u mnie są one trochę inne: zawroty głowy, pobudzenie, brak koncentracji, derealizacja, przyspieszone bicie serca, bóle mięśni. Ogólnie czuję się jakbym miał z 70 lat a mam 30. Głupio mi jest patrząc na znajomych jak rodzą im się dzieci, rozwijają firmy, mój szwagier po godzinach dom remontuje. No ogólnie wszyscy do przodu, a dla mnie często sukcesem jest przesiedzieć kilka godzin przy kompie i popracować. A gdzie siła i energia na aktywności po za pracą? Brak.
Mam tak samo jak Ty. Tzn. są dni, że jest lepiej a potem boom wszystko wraca. Ty masz plany związane z dziećmi, ja z wzięciem kredytu na mieszkanie i jego remont. Tylko nerwica to na razie uniemożliwia. Czasami jak się objawy nasilą to nic nie jest w stanie się zrobić. I jak w takich warunkach planować przyszłość? A rodzina to chyba teraz uważa mnie za lenia.
Od znajomych też się odcinam. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie wiem kiedy mi się lęki nasilą, a wtedy zachowuję się dziwnie i też się tego wstydzę. Po drugie, że nie mam ochoty, nie wiem czy stan depresyjny jest nieodłącznym elementem nerwicy, ale mnie te ciągłe nerwy wpędzają w dół.
Masz męża, który Cię wspiera - to ważne. Ja nie mam drugiej połówki. Mogę liczyć na rodziców i siostrę. Tylko wiadomo, oni nas nie rozumieją. Też kiedyś bym tego nie rozumiał. Po za tym życia za nas nie przeżyją. My sami musimy to zwalczyć. Musisz mieć jakiś głęboko zakorzeniony w podświadomości lęk, który wychodzi. Chodziłaś do psychologa? Ja się nie wybieram (przynajmniej na razie;) bo nie wierzę, że gadka z nim rozwiąże moje problemy. Sam muszę zagłębić się w swoją podświadomość - tutaj widzę klucz do wyjścia z nerwicy. A u psychiatry byłaś? Brałaś leki? Mi pomaga suplementacja magnezem i witaminami b. Biorę też trittico przed snem żeby się trochę wyciszyć i on też pomaga. Kilka razy wziąłem benzo i to mnie utwierdziło w tym, że mam nerwicę. Lęki i niepokój minęły a ja czułem się zdrowy :shock: Oczywiście tylko na czas działania leku... Czyli to wszystko siedzi w głowie. Uprawiasz sport? Ja czasami się wręcz zmuszam, a czasami robię to z przyjemnością. Teraz basen, w lecie rower. To jest obowiązkowy punkt programu. Rekcja uciekaj lub walcz. Jak się przejedzie 20km na rowerze to organizm myśli, że już uciekł przed zagrożeniem i luzuje:D
pozdrawiam, jak chcesz odezwij się na priv.
Awatar użytkownika
zlekniona
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 217
Rejestracja: 18 września 2015, o 22:53

26 stycznia 2017, o 16:52

Nikoniarz pisze:Mam tak samo jak Ty. Tzn. są dni, że jest lepiej a potem boom wszystko wraca. Ty masz plany związane z dziećmi, ja z wzięciem kredytu na mieszkanie i jego remont. Tylko nerwica to na razie uniemożliwia.
Moim zdaniem to złe podejście. Wygląda na to, że wychodzisz z założenia, że najpierw musisz się "tego" (czyli nerwicy) pozbyć, a dopiero potem możesz "brać się za siebie". A tego się nie pozbędziesz w takim prostym rozumieniu. Nie pozbędziesz sie, bo to należy zaakceptować. Zaakceptować, że teraz obecnie, ze względu na różne czynniki nerwica się rozszalała, i przechodzisz to ciężko, ale to nadal Ty, i nic nie zmieni Twojej osobowości, jedynie Ty możesz zmienić nieco podejście do różnych kwestii.
Przez długi czas podchodziłam do tego tak samo. Od kilku lat chce otworzyć firmę, ale ciągle miałam wymówki. Najpierw muszę to, najpierw tamto, m.in. najpierw muszę pozbyć się nerwicy. Dupa Jasiu! To właśnie teraz jest ten moment, aby się za to wziąć, aby w końcu zacząć realizować to, za czym tak długo gonię. I tak nie jestem w stanie przewidzieć, czy się uda czy nie - jest to przecież poza moją kontrolą. Więc zakasałam rękawy i biorę się do roboty ;-) nawet, jeśli czuję się czasem jakbym miała 70 lat. Trudno, warto ;-)
To oczywiście tylko moje przemyślenia i wnioski, jednak zastanów się nad tym, może warto to rozważyć.
Trzymaj się!
Nikoniara ;-)
Matką wolności jest dyscyplina - Leonardo Da Vinci
Nikoniarz
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 105
Rejestracja: 8 stycznia 2017, o 16:25

26 stycznia 2017, o 17:12

@zlekniona - tak, oczywiście masz rację. Czytałem o tym żeby mimo wszystko działać. Optymizmem napawa mnie to, że są dni kiedy jest lepiej. To takie światełka w tunelu. Jak sie uda działać mimo lęku, to być może te lepsze dni w końcu przeważą nad słabszymi i jakoś wyjdziemy na prostą :P Ja już dużo czasu w życiu zmarnowałem czekając z wieloma rzeczami na "odpowiednią chwilę", na to aż będę lepiej przygotowany. Tak się nie da:) Czasem tylko człowiek załamuje ręce jak znowu wszystkie objawy wracają.. ale jak to mówią raz na wozie, raz pod wozem:)
p.s. pozdrawiam i życzę udanych fotek;)
Ansimare
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 26 stycznia 2015, o 00:02

27 stycznia 2017, o 00:02

Hej @Nikoniarz dziękuję za odpowiedź i witaj w świecie znerwicowanych nerwicowców!
Zacznę po ludzku,czyli bardzo egoistycznie. Nic mnie nie motywuje tak bardzo jak to, że jest tyle ludzi,którzy przeżywają to samo :)
Wiesz, czasem sobie myślę, że żałuję, że nie odnalazlam tego forum 9 lat temu. Kiedy mi się to wszytko zaczęło, kiedy myślałam, że mam zawał, raka i wszystkie inne choroby świata. Oczywiście zacny wujek Google mnie w tym wszystkim utwierdzal dlatego też rozpoczęłam pielgrzymki po lekarzach i wpadłam w koło nakrecania się. Czasami myślę, że po 9 latach to już czas minął i tak już zostanie. I myślę ze takie właśnie myślenie powoduje trwanie w chorobie.
Byłam u kilku psychologów, ale dla mnie to niestety banda nie znających życia nudziarzy :D ja przynajmniej na takich trafialam, nikt nie pokazał mi światełka w tunelu. Ostatnio nawet poszłam pierwszy raz do psychiatry. On natomiast stwierdził, że mam depresję, że w ogóle co ja sobie myślę, że psycholog mi nigdy nie pomoże, tylko leki coś dadzą.
Po tym jak zaprzeczyłam i powiedziałam, że wszędzie mnie pełno mam mnóstwo znajomych i ciągle gdzieś mnie nosi. Skwitowal to suchym: " pfff Pani? No nie sądzę... ". Według moich doświadczeń większość z nich wrzuca wszystkich do worka DEPRESJA, przepisuja leki i tyle. Pieniądze się zgadzają, pacjent odhaczony. W każdym razie ja leków nie brałam i nie mam zamiaru ;)
Ciężko mi stwierdzić czy masz depresję. Na pewno, te wszytkie objawy i lęki nie motywują do bycia wiecznie uśmiechniętym, ale im bardziej się zamkniemy w domu tym bardziej pozwolimy nerwicy na kontrolę naszego życia .
Pytasz czy uprawiam sport. Stety, niestety poza użalaniem się nad sobą i chodzeniem do pracy nie robię nic innego poza sportem. Wykorzystuje każdą wolną minutę czy to na bieganie czy wyjście na siłownię. Jest to jedyna rzecz, która potrafi odsunąć moje myśli, ale przez to też chudne w oczach i nie mogę już na siebie patrzeć, bo niedługo zostanie ze mnie tylko szkielet :(
Tak jakby się głębiej zastanowić to te nasze problemy są takie błahe, gorzej jak nas złapie atak to wtedy noe jest tak do śmiechu ;)

Ja dzisiaj korzystam bo mam dobry bezobjawowy dzień i nic mi di szczęścia więcej nie potrzeba :)
Oby takich dni jak najwięcej! Pozdrowienia
Awatar użytkownika
monika98
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 245
Rejestracja: 26 października 2014, o 14:26

27 stycznia 2017, o 10:27

Oo tu jeszcze nie pisałam :D No więc... mam 31 lat dwójkę wspaniałych dzieci i cudownego męża noo wszystko byłoby idealnie ale na dokładkę mam swoją "przyjaciółkę" nerwę z którą żyję od 3 lat :huh O objawach nie będę pisała bo robiłam to nie raz na forum powiedzmy, że miałam to "szczęście", że przerobiłam wszystkie :D Od początku stwierdziłam, że wychodzę bez leków ( pewnie głównie dlatego że choleeeeeeernie się ich bałam) psychoterapię próbowałam ale miałyśmy inną wizję z terapeutką i po kilku spotkaniach zrezygnowałam. Więc wszystko co robiłam, robiłam samodzielnie kierując się wiadomości z forum :huh Wierzyłam, że mam nerwicę, że wszystkie objawy to nerwica i wierzyłam i cały czas wierzę w siebie. Mialam wiele kryzysów z których starałam się wyciągać wnioski zawsze pokazywały mi co jeszcze robię nie tak. Był pewien moment kiedy myślałam, że wszystko robię ok ale nie zauważałam, że zafiksowałam się na odburzaniu zrobiłam sobie z tego jakieś wyzwanie... bardzo ciężko było mi się tego pozbyć ale przyszedł moment, że musiałam się mentalnie poddać, gdzie już miałam dość gdzie mi nie zależało to był jeden z przełomów. Pozostał jeszcze na długo strach przed lękiem często tego nie widziałam ale gdzieś w środku ten strach był co dalej nakręcał mi nerwicę i nie pozwalał do końca jej zaakceptować. Jestem typem człowieka który lubi analizować, musi wiedzieć co, dlaczego, po co jestem typem wojownika często to wszystko tylko mi przeszkadzało... No ale jak wiemy nawyki można zmieniać i tak pracowałam nad sobą :huh Niedawno miałam najważniejszy przełom jak to mówię zrobiłam ten krok i przekonałam swoje emocje że nic mi nie grozi bo logicznie wiedziałam to od bardzo dawna. Od tego czasu mam objawy ale automatycznie ich nie zauważam są jakby obok mnie i nie mają żadnego znaczenia. W tym czasie przestałam myśleć o odburzeniu o tym czy nerwica mi minie, kiedy minie zajęłam się życiem z myślą że mogę mieć ją już zawsze. Nie wiem co będzie dalej czy nie przyjdzie moment, że się w coś wkręcę być może tak będzie ale jestem na to gotowa.... Jestem gotowa na kolejne kryzysy :dres: Aaaa dodam jeszcze, że w tej chwili potrafię z boku spojrzeć na swoje emocje często zapala mi się czerwona lampka w głowie i nie mówię tu o nerwicy tylko o życiu bo jestem bardzo wybuchowa teraz po chwili potrafię się sama uspokoić, wyciszyć i na spokojnie coś zrobić szcz>
Nikoniarz
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 105
Rejestracja: 8 stycznia 2017, o 16:25

28 stycznia 2017, o 14:21

Ansimare pisze:Hej @Nikoniarz dziękuję za odpowiedź i witaj w świecie znerwicowanych nerwicowców!
Zacznę po ludzku,czyli bardzo egoistycznie. Nic mnie nie motywuje tak bardzo jak to, że jest tyle ludzi,którzy przeżywają to samo :)
Wiesz, czasem sobie myślę, że żałuję, że nie odnalazlam tego forum 9 lat temu. Kiedy mi się to wszytko zaczęło, kiedy myślałam, że mam zawał, raka i wszystkie inne choroby świata. Oczywiście zacny wujek Google mnie w tym wszystkim utwierdzal dlatego też rozpoczęłam pielgrzymki po lekarzach i wpadłam w koło nakrecania się. Czasami myślę, że po 9 latach to już czas minął i tak już zostanie. I myślę ze takie właśnie myślenie powoduje trwanie w chorobie.
Byłam u kilku psychologów, ale dla mnie to niestety banda nie znających życia nudziarzy :D ja przynajmniej na takich trafialam, nikt nie pokazał mi światełka w tunelu. Ostatnio nawet poszłam pierwszy raz do psychiatry. On natomiast stwierdził, że mam depresję, że w ogóle co ja sobie myślę, że psycholog mi nigdy nie pomoże, tylko leki coś dadzą.
Po tym jak zaprzeczyłam i powiedziałam, że wszędzie mnie pełno mam mnóstwo znajomych i ciągle gdzieś mnie nosi. Skwitowal to suchym: " pfff Pani? No nie sądzę... ". Według moich doświadczeń większość z nich wrzuca wszystkich do worka DEPRESJA, przepisuja leki i tyle. Pieniądze się zgadzają, pacjent odhaczony. W każdym razie ja leków nie brałam i nie mam zamiaru ;)
Ciężko mi stwierdzić czy masz depresję. Na pewno, te wszytkie objawy i lęki nie motywują do bycia wiecznie uśmiechniętym, ale im bardziej się zamkniemy w domu tym bardziej pozwolimy nerwicy na kontrolę naszego życia .
Pytasz czy uprawiam sport. Stety, niestety poza użalaniem się nad sobą i chodzeniem do pracy nie robię nic innego poza sportem. Wykorzystuje każdą wolną minutę czy to na bieganie czy wyjście na siłownię. Jest to jedyna rzecz, która potrafi odsunąć moje myśli, ale przez to też chudne w oczach i nie mogę już na siebie patrzeć, bo niedługo zostanie ze mnie tylko szkielet :(
Tak jakby się głębiej zastanowić to te nasze problemy są takie błahe, gorzej jak nas złapie atak to wtedy noe jest tak do śmiechu ;)

Ja dzisiaj korzystam bo mam dobry bezobjawowy dzień i nic mi di szczęścia więcej nie potrzeba :)
Oby takich dni jak najwięcej! Pozdrowienia
Właśnie mi się zaraz ciśnienie podnosi na myśl o rajdzie po lekarzach, z których większość to konowały albo w dupie mają człowieka, a jedynie chcą kasy.
Fajnie, że masz dobry dzień, czasem jednak nerwica odpuści, tylko oby już nie wróciła:D
ananas333
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 34
Rejestracja: 23 grudnia 2016, o 23:15

7 lutego 2017, o 22:01

Witam opowiem wam moją historię , która zaczęła się dwa lata temu. W nocy obudziłam się i nie mogłam oddychać myślałam że umieram. Zrobili EKG i ciśnienie wszystko dobrze dali lek na uspokojenie. Rano poszłam do lekarza znów EKG i znów dobrze, dał skierowanie na krew i tez idealnie wyszła. Powiedział ze pewnie się zestresowałam. Pomyślałam ok czułam jeszcze ucisk w klatce przez tydzień ale przeszło. Pół roku później zaczął się koszmar.Kłucia w klatce, sztywny i obolały kark,gula w gardle,uczucie omdlenia(tego się najbardziej boję) ścisk w głowie itp i dziwne uczucie nie wiem jak opisać jakbym nie była trochę sobą.Znów lekarze badania krew , echo serca, neurolog eeg i wszystko dobrze mówią ze może nerwica , neurolog przepisał sedam ale boję się takich leków. Lekarz rodzinny mówi że nie radzę sobie z życiem , że mam sobie znaleźć jakieś zajęcie. Mąż mnie nie rozumie, nikt nie rozumie a ja już nie daję radę jestem zmęczona nic mi się nie chce. Mam dzieci i męża których kocham (był strach że chyba nie kocham bo nic nie czuję) Najgorsze jest to ze tydzień lub dwa mam spokój jestem mega szczęśliwa i znów to wraca na tydzień lęki bóle myśli o guzach zawalach itp i nic innego się nie liczy. I tak w kółko. Pomóżcie czy iść jeszcze na badania ? Czy wy też tak macie że tydzień spokoju i to wraca cały czas ?
Awatar użytkownika
Kondor
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 223
Rejestracja: 21 listopada 2016, o 20:54

8 lutego 2017, o 16:14

Ananas, ale czemu Ty dalej chcesz iść na jakieś badania, skoro wszystkie Twoje objawy jakie opisałaś, jak i wyniki badań wskazują na nerwicę. Na PW masz post powitalny Victora, przeczytaj tam wszystkie tematy. Czy przesłuchałaś także wszystkie nagrania z 1 działu na forum ? Bo to powinno być priorytetem przy twoich "dolegliwościach", a nie badania.
Masz nerwicę i tylko na tym się skup. Powodzenia :)
Pomyliliśmy światy ! Świat naszego myślenia uznaliśmy za ten realny, a ten prawdziwy mamy tylko za tło. Za wszelką cenę trzeba to odwrócić !
ananas333
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 34
Rejestracja: 23 grudnia 2016, o 23:15

8 lutego 2017, o 16:40

Dziękuję za odpowiedź :) Tak czytałam i słucham nagrań pomagają bardzo. Ale to wszystko tak często wraca że nie jestem pewna nerwicy :/
Awatar użytkownika
Kondor
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 223
Rejestracja: 21 listopada 2016, o 20:54

8 lutego 2017, o 17:22

ananas333 pisze:Dziękuję za odpowiedź :) Tak czytałam i słucham nagrań pomagają bardzo. Ale to wszystko tak często wraca że nie jestem pewna nerwicy :/
I znów potwierdziłaś, że masz nerwicę. Nerwica właśnie na tym polega, że po wynikach jest w nas ciągłe to "ale co jeśli to nie ona".
Człowiek bez nerwicy, gdy mu mówią, że EKG wyszło poprawne, to mówi "Wow extra idę balować dalej". A my nie. My mamy wątpliwości i obawy i zaczynami dalej skanować nasze ciała, bo przecież nas dalej "boli". I się ponownie nakręcamy. Kluczem jest właśnie to żeby całą sobą uwierzyła, że wyniki są poprawne, a te myśli "o ale" podsyła nam właśnie nerwica. :DD Słuchaj, wdrażaj zawarte tam wskazówki jak działać, a będzie dobrze, zobaczysz :D
Pomyliliśmy światy ! Świat naszego myślenia uznaliśmy za ten realny, a ten prawdziwy mamy tylko za tło. Za wszelką cenę trzeba to odwrócić !
ananas333
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 34
Rejestracja: 23 grudnia 2016, o 23:15

8 lutego 2017, o 17:54

Tak właśnie niestety jest. Tak bardzo chce w to uwierzyć ale zawsze jest ta myśl (ale, pewnie nie to) I tak każdy dzień.Charakter też mam niestety taki że zawsze się wszystkim martwię, zawsze czarne scenariusze. Dużo musze zmienić i myślę że to forum będzie pierwszym krokiem do przodu. U mnie w miejscowości nawet nie ma blisko żadnego psyhiatry czy psychologa więc naprawdę nie mam nikogo.. Trochę się użalam nad sobą wiem :) pozdrawiam i dziękuję
Awatar użytkownika
Kondor
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 223
Rejestracja: 21 listopada 2016, o 20:54

8 lutego 2017, o 18:13

Nic się nie użalasz, po to jest to forum, żeby wyjaśnić wątpliwości i się wspierać, bo nikt nie zrozumie drugiego nerwicowca jak inni nerwicowiec.
Pomyśl tak. Dobra obecnie chwilowo mam te "ale" cały czas, niech sobie jest. Mimo wszystko poczytam, będę słuchać, pogłębię sobie wiedzę na temat nerwicy. I rób to, niech to się stanie twoim priorytetem.A po jakimś czasie przekonasz swój stan emocjonalny, że to co Cię spotyka to jednak nerwica i że da się z niej wyjść. Wymaga tylko to trochę czasu i pozytywnej energii poświęconej w proces odburzania ;)
Pomyliliśmy światy ! Świat naszego myślenia uznaliśmy za ten realny, a ten prawdziwy mamy tylko za tło. Za wszelką cenę trzeba to odwrócić !
coelebs
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 14
Rejestracja: 7 listopada 2016, o 21:53

11 lutego 2017, o 15:41

Witam na forum. Tym powitalnym postem dołączam do grona nerwicowców. U mnie od 3 lat istne szaleństwo. Wyjazd do nowej pracy w mieście które już znałem.
Pierwszy atak paniki po kilku tygodniach od rozpoczęcia pracy i myśli " a co jeżeli analiza fizykochemiczna mi nie wyszła i trzeba będzie ją powtórzyć"? Takie napięcie, że cały weekend prawie nie jadłem. Jakoś udało się to uspokoić było w miarę ok. Później kolejna zmiana pracy, tym razem zwyczajne układanie towaru w markecie. W miedzy czasie spotykałem się z dziewczyną. I dodatkowo targały mną wątpliwości co do wspólnej przyszłości naszego związku. Ciągle porównywałem to jak się czułem w poprzednim związku i jak się czuję w obecnym. Doszło nawet do tego, że kilka razy doprowadzałem do zerwania. Jednak z inicjatywy dziewczyny wracaliśmy do siebie. Tak się życie toczyło do chwili, gdy znalazłem kolejną pracę. Dużo bardziej wymagającą i odpowiedzialną. Dziewczyna wyjechała na badania do doktoratu za granicę no i nerwica się roszalała. Do tego masa stresu, jak to na początku w pracy człowiek jest nowy, nie ma obycia i wiedzy. Doszły dylematy moralne. Prawie pół roku istnego koszmaru, z nielicznymi dniami, gdy nerwicy jakby nie było. W międzyczasie badania na traczycę, bo objawy podobne jak w przypadku problemów z jej nieprawidłową pracą. Objowowo typowo dla tych zaburzeń. Trafiłem do psychiatry, dostałem leki oraz zacząłem po kilku próbach uczęszczać na terapię, którą kontynuuję ponad dwa lata. Leki już dawno odstawione. Myślałem, że po lekach będę czuł się jak dawniej, gdy nie miałem nerwicy, jednak spotkało mnie małe rozczarowanie. Cały czas towarzyszy mi lęk, który już samoistnie mnie opanowuje. Czasami, jak mam trudniejszy okres w pracy zwalam wszystko na karb stresu, jednak nawet podczas urlopu jest tak samo. Do tego brak odczuwania radości, cała spontaniczność poszła w las. Ciągle żyje tym jak się czuje, dlaczego to nie przechodzi, ile jeszcze to bezie trwać. Zastanawiam się nad zmianą terapety, bo mam wrażenie, że nie bardzo mi pomaga. Próbuję normalnie funkcjonować, pomimo objawów, ale tro trudne. Chodzę w ramach samorozwoju :) na Jogę oraz stosuję trening Schltza, w trudnych chwilach bardzo mi pomaga. Jednak ten ciągle towarzyszący lęk jest najgorszy. Czasami zdarzają się chwile, że wszystko jest OK, ale to trwa krótko. Ostatnio łzy jakby same momentami napływały do oczu. Przesłuchałem nagrania, czytam też trochę forum i książki, jednak cały czas to nie przechodzi. Pocieszające, że nie jestem sam w tym cierpieniu. bo tak to odbieram. Jak podejść do tego tematu, żeby się odburzyć i pozbyć lęku?
ODPOWIEDZ