Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Miłość i paradoks perfekcyjności

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
aluna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 46
Rejestracja: 10 marca 2016, o 18:55

31 października 2016, o 10:27

Jest pewna bardzo ważna (jak i nie najważniejsza w tej chwili) kwestia w moim życiu, która w ostatnim czasie przysparza mi zarówno najwięcej pozytywnych, jak i lękowych emocji. Pomijając już fakt mojej nerwicy i ciągłych objawów, które stale uczę się akceptować, po wielu miesiącach "izolacji" w domu, psychoterapii i uczenia się zycia od nowa, wróciłam ponownie na studia, dostałam pracę moich marzeń i poznałam chłopaka, który naprawdę spadł mi z nieba. To wszystko stało się zaledwie w przeciągu miesiąca, tak więc była to ogromna, naprawdę ogromna zmiana. Gdyby przypatrzeć się z boku na moje życie, to na pozór wygląda ono w tej chwili na idealne i gdybym powiedziała komuś o tym, że czasami nadal się czuję nieszczęśliwa, to zapewne ktoś kazałby puknąć mi się w głowę. Ale tak właśnie jest, czasami czuję taką rozpacz, że nie sprostam temu wszystkiemu i że to ze mną jest wciąż jakiś problem. Generalnie w skrócie powiem Wam, że pochodzę z bardzo prostej rodziny, w której mój ojciec od wielu lat ma problem z alkoholem. Wiem, że przez to też miałam gdzieś zaburzone poczucie bezpieczeństwa, u mnie w domu też często problemy się zamiatało pod dywan, a ja sama żyłam życiem samotnika, żyłam wyobraźnią i marzeniami i więcej było mnie w tym wewnętrznym świecie niż zewnętrznym. Zawsze miałam wielkie ambicje, stałam się z czasem perfekcjonistką, za dużo brałam sobie na głowę po czym później padałam bo nie wyrabiałam. Byłam strasznie zakompleksiona, wiecznie czułam się zbyt brzydka i zbyt głupia(gdzie gdy komuś o tym powiedziałam, to mówił mi właśnie żebym puknęła się w głowę). Tymi wszystkimi dodatkowymi zajęciami chyba próbowałam leczyć swoje kompleksy. Zawsze miałam powodzenie u mężczyzn, ale wybierałam sobie takich, którzy byli jacyś niedostępni i z którymi związki były zawsze pełne niestabilności i złych emocji, wręcz toksyczne. I tak żyłam sobie jakoś przez te wszystkie lata, a po liceum wyjechałam za granicę i tam dosłownie dałam sobie że tak powiem popalić, bo bardzo dużo chciałam za jednym razem. Zachłysnęłam się wielkim światem, a moje ambicje i wielkie marzenia doprowadziły mnie do załamania nerwowego i nerwicy. Po półtorej roku naprawdę wielu cierpień, okropnych objawów i stanów lękowych wróciłam do zycia. Mam świadomość tego, że wiem już o sobie naprawdę dużo, ale dalej łapię się na tych samych błędach. Rzecz w tym, że poznałam teraz tego chłopaka, którego kocham z wzajemnością. Jest to bardzo dobry człowiek pod wieloma względami (szczerze, to nawet nie myślałam, że jeszcze tacy faceci istnieją, a jednak :D). Poznałam go w sumie przez moich znajomych i każdy mówi mi o nim same dobre rzeczy, wszyscy go lubią bo jest bardzo serdeczny. Generalnie jest z bardzo dobrej rodziny, którą poznałam i na której też mi zależy, żeby wypaść dobrze. Ale w tym wszystkim moja mała fobia społeczna i nerwica zaczynają się nakręcać. Mnie trzeba cały czas zapewniać, że się mnie kocha bo inaczej zaczynam się martwić, że coś jest nie tak. Cały czas mam jakiś taki lęk, że to wszystko stracę. Znów próbuje być idealna dla niego pod każdym względem, gdzie on mnie zapewnia o tym cały czas, że kocha mnie taką, jaką jestem. Wie właściwie już o mnie wszystko i to akceptuje, nawet moje chore strachy, lęki i ataki paniki. I mam wrażenie, że to ze mną jest coś nie tak, że cały czas robie z igły widły, zamiast cieszyć się chwilą i tym co mam. Za dużo myślę do przodu i o przyszłości i nie potrafię żyć teraźniejszością. Tak bardzo mi na nim zależy, że wpadam w to błędne koło perfekcyjności, co wiem, że często kończy się źle. Chodzi także o jego rodzinę. Wiem, że zależy mu na tym, abym była jej częścią, ale ja tak bardzo staram się dobrze wypaść, że suma sumarum jestem zawsze przy nich wszystkich tak zestresowana, że nie potrafię świeżo myśleć i robię straszne gafy. Moim kolejnym problemem jest to, że że od dłuższego czasu, krępuje mnie jedzenie przy ludziach. Nigdy nie miałam problemów z wagą, zawsze byłam szczupła i też sporo ćwiczyłam bo grałam od podstawówki w siatkówkę więc nie wygląd jest tutaj przyczyną ale raczej to,że u mnie w domu posiłków nigdy nie jadło się wspólnie i nie jestem tego nauczona, dlatego problemy z tym jedzeniem przy ludziach zaczęły się gdy wyjechałam za granicę jako au pair (opiekunka do dzieci) i mieszkałam z moją rodziną goszczącą i tam miałam z nimi razem jeść. Wtedy to się zaczęło, ponieważ przy tych ludziach czułam się bardzo nieswojo ale to już dłuższa historia. No ale wracając do rodziny mojego chłopaka, jego mama cały czas zaprasza mnie na obiad, a ja z tego wszystkiego nie potrafię nic przy nich zjeść, bo mam jakąś taką blokadę i trzęsą mi się ręce. I z tego wszystkiego ona myśli, że mi nie smakuje, a ja się denerwuję, że ona może mnie nie polubić przez to. Wiem, że jak ktoś to wszystko teraz przeczyta, to się pewnie uśmieje i pomyśli sobie ale mam problemy, ale właśnie rzecz w tym, że ja takimi pierdołami się przejmuję, chcę żeby wszystko było idealnie, żeby ludzie mnie akceptowali i to mnie potem wszytko gubi. Tak bardzo mi zależy na moim chłopaku, że nie chcę tego wszystkiego zepsuć. Mam wrażenie, że przez całe życie ze wszystkim sie ukrywałam, próbowałam pokazywać tylko dobre rzeczy a złe właśnie chowałam pod dywan. I w tym wszystkim mam wrażenie, że nie jestem autentyczna i nie jestem sobą. Zawsze chciałam być kimś innym, zamiast właśnie być sobą. I zastanawiam się czemu tak jest, co jest tego przyczyną i czemu to wszystko się dzieję. Byłabym wdzięczna za jakąkolwiek odpowiedź i poruszenie tego tematu, mam nadzieję, że znajdą się tutaj osoby, które bedą umiały to zrozumieć :) Pozdrawiam!
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

31 października 2016, o 11:51

Bardzo podoba mi sie Twój post i to ile masz w sobie determinacji i ile pracy już włożyłaś.
I pewnie też dlatego że znalazłam wiele podobieństw do mnie:)

Nie wiem czy to Ci pomoże ale ja nauczyłam sie na terapii akceptować i dawać sobie prawo do różnych odczuć.
Nie udawać przed sama soba i innymi że zawsze sobie ze wszystkim radzę i np. nie bać się przyznać że się czymś
stresuję. Więc zdarza mi się powiedzieć szczerze że np. stresuję się i troche ręce mi sie trzęsą:)
Jak przestałam to ukrywać i zaczęłam jasno o tym mówić to bardzo mi to pomogło.
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
ODPOWIEDZ