Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Masz słabszy dzień/okres z derealizacją? Wyżal się swobodnie

Forum dotyczące derealizacji i depersonalizacji.
Dzielimy się tutaj naszymi historiami, objawami, wątpliwościami oraz wszystkim co nas dręczy mając derealizację.
Dopisz się do istniejącego tematu lub po prostu jeśli chcesz stwórz nowy własny wątek.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kondor
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 223
Rejestracja: 21 listopada 2016, o 20:54

8 lutego 2017, o 16:09

Właśnie to o czym piszesz, fajnie opisał Adam, poczytaj to jeszcze ;)

Uda ci się na bank, trzeba tylko troszkę włożyć w to energii. Ale warto. Bo tak przekierowana energia, to najlepsze co można w życiu dla siebie zrobić. To powinien być nasz piorytet nr 1, u mnie tak właśnie było. Nic się więcej nie liczyło, jak w końcu przestać dawać się temu badziewiu, bo ile można być oszukiwanym przez nasz własny umysł, no ile grrrr
Pomyliliśmy światy ! Świat naszego myślenia uznaliśmy za ten realny, a ten prawdziwy mamy tylko za tło. Za wszelką cenę trzeba to odwrócić !
user009
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 336
Rejestracja: 8 lutego 2017, o 15:03

23 marca 2017, o 17:59

Hey... To i ja się wyżale, od ostatnich dni robiłem ogromny progress, świadomie, nieświadomie, tak czy owak, progress był.
Po godzinie 14.. emocje zawsze już były :D Wieczorem w ogóle było świetnie, klimatu nie czułem, ale jakiś zapach mógł dawać chwilowo klimat, oczywiście rzeczy robiłem powoli, nie tak jak kiedyś, ale nie obchodziło mnie to! ;]


Niestety, aby 'przyspieszyć' proces umówiłem się z moją byłą psychoterapeutką, ba wcześniej pogarszało to sprawę, ale pomyślalem sobie, okay jest lepiej ogarniesz to..
Moi drodzy, po 1.. Sam byłem usatysfakcjonowany wszystkimi badaniami, ba jak była jakaś myśl to się z niej śmiałem, w sumie cieszyła mnie, ale genralnie ich nie bylo, dlaczego? bo byłem skupiony na tu i teraz.. tylko na zmysłach, nawet miałem wylane na to jak chodzę, na to na tamto, wiadomo słuch, zapachy , wzrok troche gorzej :D
Teraz.. po 1. jeden dzień było dobrze, mówiłem sobie 'ona jest tu żeby Ci pomóc itp' świetnei, dalej skupienie na tu i teraz..
Obudziłem się, no niby okay idę do przodu i znów zaczeły się natręty, a raczej jedno proste 'oo powiedz jej to na psychoterapii', ooo 'a powiedz to', lol 'powiedz jej, że się lepiej czujesz' tylko moi drodzy wtedy nie ciągne jakiejś emocji nie wczuwam się dalej, nie ma obrazów w głowie dalej, małych bo małych ale jednak i progresu nie ma, bo myśl, emocja jest przerwana... I taki natręt mam.. mam do niej pare pytań, mimo że zapisałem je na kartce.. TO oczywiśćie powstają nowe, tłumacze sobie nic..
NO oczywiście z tego powodu gorzej się czuję, mniej czuje, a ja wiem, że robie regress, a NIE CIERPIE robić regressu, staram się akceptować, być wyrozumiałym, ale to mi ciężko przychodzi, bo cofnąłem się do początku.. :| Bo doszły natręty, w które minimalnie nakręciłem ? Nie wiem wdalem sie z nimi w dyskusje ? zamiast uśmiechnąć się :D ? Zaczeło się, od 'jeszcze nie byłeś u kardiologa' choć sam stwierdziłem, że to nie jest potrzebne, bo wszytsko mi przeszlo, ba nawet jak coś było to widziałem BRAK STRESU, PRESJI, RUMINACJI = przechodzi!.. Ale uwaga uwaga... Zrobiony rezonans, po którym się uśmiechnąłem.. i nie sądziłem, że pomyśle nawet coś takiego 3 dni później (tak jak mi sie pogorszyło), to jest idiotyczne.. "aa zanieś go do neurologa, niech go zobaczy" , "jesteś pewny, że jest dobrze zrobiony?", no wkurzeniem to bym tego nie nazwał, ale to nawet już mi nie było do śmiechu. Przecież obawy o zdrowie pozbyłem się 100 lat temu, ale oczywiscie z ruminacji wychodzi 1000 innych problemów, nikt problemu tak nie rozwiązał. Problem polega na tym, że nie mogę się skupić na tu i teraz, bo ciągle wraca gdzieś myśl 'powiedz jej to.. ' itp. nawet jeśli to.. skupie się na tu i teraz, ale przez 10 min 20 ? Cóż, nie ma bodźców, to ciężko się skupić na tu i teraz, bo jak zaczne myślec 'ładny budynek bl abla,' to wchodzą zaraz natręty.. :O

Tak powinniem się, odpreżyć uspokoić, ale najpierw wam się wyżale, może trochę pomoże?
To nie jest, że mam ataki jakieś czy coś, ale po prostu mnie odrealnia, albo inaczej obraz się rozmazuje i mimiki twarzy już nie ma.
Do tego na zewnątrz obraz rozmazuje się już zawszę, nie tylko czasami heh :D dlatego trzęsą mi się nogi jak wychodze na dwór, myśli zero, reakcja ciała jest.. wrr..
Czy ktoś tak miał, jak rozwiązaliście taki problem? Zamierzam zrezygnować z psychoterapii, na prawdę tylko przeszkadzam, pomysł, żeby wrócić był głupi, ale nie zerwe tego tak jak wcześniej, muszę wytrzymać 3dni(ale to czuje jakby miały być LATA, bo mi się pogarsza). W głowie, a CO JEŚLI masz traume i nie dojdziesz do siebie(ew. przyspiesz proces, pomoż sobie) bez terapii na traume, tak od tego się zaczeło i pomyślałem, ze to sensowne, dobrze się czuję umiem się kontrolować.
Tak w sumie trauma therapist, zawsze znajdzie jakąś traume... a ty później wyszukujesz 5 kolejnych, które wcześniej nawet Cie nie ruszały i ponoć to Cie w takim razie ruszało, sam nie wiem co myślec.
Jakaś magiczna metoda :D? Czy CBT Moja wiedza jeśli mi tak dobrze szło, czytanie nie wystarczy ? Czy traumy nie przerabiają się samę, dlatego że mózg działa na zasadzie skojarzeń ? :) no właśnie.. tak sobie mówie, co o tym sądzić.

uff nawet trochę przeszło :D SORRY ZA DŁUGIEGO POSTA, WYŻALONY !
nierealna23
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 8 kwietnia 2017, o 17:35

11 kwietnia 2017, o 17:12

Potrzebuje pomocy
Nie wiem co się ze mną dzieje, po prostu boję się że tracę zmysły, wcześniej miałam derealizację (tak mi si wydaje) teraz nie wiem czy jestem zdrowa czy jestem jeszcze bardziej chora, nie umiem się odnaleźć w samej sobie, nie umiem skupić myśli, ciągle towarzyszy mi dziwne uczucie tego ze nie umiem być sobą, że wszyscy ludzie na około mnie znają, widzą a ja nie umiem być dawną sobą, jakby coś mnie blokowało, najgorsze jest to że nie odczuwam emocji, nie czuje strachu, a to mnie jeszcze bardziej nakręca, bo wiem że kiedyś przed tym całym zajściem bałabym się tego co się ze mną dzieje, nie umiem poradzić sobie sama ze sobą, czegoś mi brakuje, takiej pewności że jestem tą osobą która powinna być w tym miejscu. Rodzice, siostra, rodzina patrzą na nie normalnie, jakbym była tym samym człowiekiem ale ja się nie czuje sobą, nie czuje tego cholernego bycia sobą, boję sie ze wpadnę w jakiś obłęd, że to jest jakaś psychoza z której nie umiem wyjść :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: błagam o jakies dobre słowo, cokolwiek
HomerSimson
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 134
Rejestracja: 19 stycznia 2017, o 15:28

12 kwietnia 2017, o 00:31

Nie jestes sama :friend: dobrze znane mi sa te objawy ktore opisalas. Tez nie czuje siebie, wlasnego JA, tego ze naleze do tego swiata, zero emocji, uczuc cokolwiek. Kiedys mi ma czyms zalezalo, teraz wszystko jest mi obojetne.
Czasami ciezko jest uwierzyc w to, ze dd moze dawac takie objawy. ale jak widac moze. Dla nas te objawy sa kosmiczne, bo jak mozna w ogole tak sie czuc.
Co mozemy zrobic, nie dawac sie w to wkrecac jakie objawy by nie byly, mielismy juz rozne objawy nic nam dalej nie jest wiec to samo mowi za siebie. Bo to jest mechanizm obronny, defensywny umyslu i on nam krzywdy nie zrobi. Umysl sam sie nie skrzywdzi. My nakrecajac sie na roznego rodzaju tematy, na objawy, na obecne samopovzucie sami sobie szkodzimy. Musimy przestac dawac sie temu wciagac w analize i co najwazniejsze przestac sie bac tego. To trudne ale wykonalne.
wszystkobedzieok
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: 11 kwietnia 2017, o 18:35

18 kwietnia 2017, o 18:25

Kochani bardzo Was proszę o wsparcie i kilka ciepłych słów. Jak sami wiecie, jeśłi ktoś nie przeżył DD, nerwicy i stanów depresyjnych nie jest w stanie nas zrozumieć, dlatego wolę tutaj Wam wszystko powiedzieć niż gderać za uchem moim znajomym czy rodzinie, która uważa że skoro dobrze mi się wiedzie w pracy, jestem młoda (26 lat) ładna i mam swoje mieszkanie od rodziców to osiągnęłam pełnię szczęścia.

Po 1,5 roku brania sertraliny (niskie dawki, max 75mg od kilku miesiecy 12,5mg) pod wpływem tego forum :lov: , które od początku zaburzenia czytałam incognito :D i pod wpływem mojego lekarza psychiatry, który również stawia głównie na psychoterapię zdecydowałam się na świadome wychodzenie z tego piekiełka, które funduje nam własny umysł.

Ostatni czas jest dla mnie koszmarem. Od 1,5 roku trwa u mnie DD, z małymi przerwami. Nie jest to stan permanentny, czasami się strasznie nasila, czasami na chwilę mija ale generalnie trwa a ja jestem już wszystkim tak potwornie zmęczona, że oczywiście pojawiają się natręty samobójcze. Jestem przerażona że mam takie myśli. Mój mózg mi mówi: jesteś nikim, przecież ty nie istniejesz, ten świat nie jest dla ciebie miejscem, tutaj się tylko męczysz. Jestem tym zdruzgotana.

Obecność tylko oczami - to jakiś dramat. Wrażenie że ten świat wizualizuje się tylko w mojej głowie, zamykam oczy i go nie ma :( To mi się wydaje niepojęte żeby tak się czuć. Ale z drugiej strony jak to jest że ja się czuję, kim jestem ja? Czy ja mam jakiś charakter? Co to jest charakter, a może ja jestem tylko zaprogramowanym robotem? Skoro można sie nafaszerować lekami i zmienić postrzeganie świata to gdzie jest moja dusza, czy ja w ogóle mam na cokolwiek wpływ, czym ja do cholery jestem?!
Wrażenie że od siebie nie mam żadnej ucieczki, że muszę coś zrobić żeby to pokonać ale jak po co dlaczego skoro i tak umrę i wszyscy umrzemy i co potem? Wiem że to wszystko to objawy które jak pokazuje to forum mijają ale nie mogę sobie z tym poradzić na chwilę obecną.

Koszmarne uczucie braku mózgu i emocji, rodzina obca, wszyscy jak roboty. Czym ja jestem? Czy ja istnieję? Kim jest to coś w lustrze? Czemu mi jest smutno, jak to jest że jak jest mi smutno to świat wydaje mi się taki a jak wesoło to inny? Czyli jest świat jest wytworem naszej wyobraźni?!

To mnie totalnie dobija i odbiera wolę walki bo o co walczyć skoro nie wiem czym ja jestem i jak to jest że jestem…

Na święta widziałam się z dziadkami.. Tak strasznie się martwię o to że odejdą. Kocham ich tak strasznie ale to życie wydaje mi się tak totalnie bez sensu. Są sprawni umysłowo i ficzynie mimo wieku 81 i 74 lat. Nie mogę pojąć że umierają bo po prostu im się ciało starzeje ale przecież umysły mają takie młode. Ta myśl mnie totalnie zdołowała i nie czaję, naprawdę nie czaje czemu zostałam powołana na ten świat. Czemu istniejemy skoro tyle cierpienia nas spotyka? Jestem osobą wierzącą, a przynajmniej staram się znaleźć ukojenie w wierze i wyjaśnienie pewnych spraw ale mam wrażenie że totalnie zbzikowałam.

Nie wiem czym jestem i jak to sie stało że do tej pory żyłam. Nie rozumiem z tego totalnie nic.
Przepraszam za ten wywód, wiem że już pewnie czytacie tych historii podobnych do porzygu. Mam ostatnio moment okropnej załamki, nie w sposób tutaj opisać całe swoje zycie ale proszę odpiszcie coś na to pokrzepiającego :( Wszyscy uważają mnie za osobę zabawną, wesołą, mega inteligentną ale ja się czuję, że nie istnieję.
Boję się tego życia. Proszę Kochani o jakieś wsparcie.
Awatar użytkownika
Guett
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 841
Rejestracja: 1 września 2014, o 11:35

18 kwietnia 2017, o 18:45

Czasem trzeba się wyżalić, gdy dopadnie nas gorszy okres. Lepiej to zrobić niż trzymać to wszystko w sobie.
Doskonale Cie rozumiem, i chyba każdy kto przechodzi/przechodził te stany.
Objawy mam identyczne, więc wiem jak obecnie się czujesz, jak jest z tym cholernie ciężko.

Też mnie męczy ezgystencja, pytania typu po co to wszystko i cała reszta.
Przez ten stan w jakim się znajdujemy, takie myśli dają olbrzymie poczucie bezsensu.
Ale gdyby nie było d/d i naszłoby nas na egzystencje to tego typu myślinie wywarłyby najmniejszej reacji. Człowiek by pomyślał, i zostawił to potem.
Tego typu rozmyślenia zostaw filozofom.

Musisz przetrwać ten gorszy okres. Staraj się zmieniać uwagę z objawów na życie.
i'm tired boss
wszystkobedzieok
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: 11 kwietnia 2017, o 18:35

18 kwietnia 2017, o 19:18

Mam wrażenie, że jeśli nie rozwiążę tych kwestii to nie będę mogła dalej żyć...
Co więcej wydaje mi się, że oto ja odkryłam odwieczną prawdę o bezsensie istnienia, że to nie moje zaburzenie tylko oświecenie a ludzie są głupi bo nie mają takich myśli tylko chodzą jak te zwierzątka i myślą tylko o jedzeniu, piciu, pracy i spaniu. I wydaje mi się że te myśli to nie śmieci tylko prawda która w końcu do mnie dotarła.
Co za dramat :(
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

19 kwietnia 2017, o 22:49

wszystkobedzieok pisze:
18 kwietnia 2017, o 19:18
Mam wrażenie, że jeśli nie rozwiążę tych kwestii to nie będę mogła dalej żyć...
Co więcej wydaje mi się, że oto ja odkryłam odwieczną prawdę o bezsensie istnienia, że to nie moje zaburzenie tylko oświecenie a ludzie są głupi bo nie mają takich myśli tylko chodzą jak te zwierzątka i myślą tylko o jedzeniu, piciu, pracy i spaniu. I wydaje mi się że te myśli to nie śmieci tylko prawda która w końcu do mnie dotarła.
Co za dramat :(
Absolutnie nie jest to świecenie ;p To co opisałaś w poprzednim poście yo klasyk stanów odrealnienia, poczucie oczu i całą ta reszta to KLASYK.
A baaaardzo często towarzyszą temu takie myśli i co najlepsze Ci powiem to ... nie próbuj ich rozwiązywać :) Te mysli, zagadki, pytania nie mają zwykle rozwiązania, są do wiecznego rozważania a tego wierz mi nie chcesz sobie zrobić :) :)
Słuchałaś nagrania o takich myslach?
my-li-egzystencjalne-cz-1-wyja-nienie-t6848.html

Dodam Ci jeszcze, że miałem identyko ;)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
wszystkobedzieok
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: 11 kwietnia 2017, o 18:35

20 kwietnia 2017, o 03:23

Jasne, jasne że słuchałam !!!!! Czuję się jak debil, bo słuchałam wszystkiego i logicznie już to wszystko przyswoiłam, ale wiem że muszę się starać bardziej i bardziej, żeby to dotarło do warstwy emocjonalnej, nie tylko tej logicznej. Bardzo dziękuję Victor za tę odpowiedź, odpisujesz tyle razy na te same pytania, wątpliwości i obawy. Nie wiem jak masz jeszcze cierpliwość do tej rozhasanej gromadki zaburzonych na forum :P Podziwiam i szacuneczek super Chyba po prostu musiałam się wyżalić, bo czasami dopadają mnie takie stany, że wylewając to z siebie i tym samym widząc Wasze odpowiedzi działa to jak takie poklepanie po plecach :)

Ale skoro jesteśmy już w takim dziale, to jeszcze sobie ponarzekam:D nie chcę być taka żałosna i tylko stękać, ale naprawdę potrzebuję Waszego wsparcia.
Ostatnio mam straszny spadek formy, wiążę to z odstawieniem leków, ale kiedyś trzeba. Wasze historie dały mi do myślenia i zachciałam świadomie i bez pomocy farmakologii się odburzyć. Niestety jest to trudniejsze niż mi się wydawało. Mam taki mętlik w głowie.. Raz chcę wrócić do leków (zawsze to były bardzo niskie dawki, przez ostatnie kilka miesięcy 12,5mg sertraliny) innym razem mówię że dam radę, nie wiem czego chcę i nie wiem jaka decyzja jest słuszna. Może takie bohaterstwo na siłę też nie jest dobre? Uczestniczę w terapii, bo wiem że moje problemy wzięły się z domu rodzinnego, toksycznej relacji między rodzicami, wciąganiem mnie w ich konflikty, ekscesach alkoholowych taty, moim perfekcjonizmie, który doprowadził mnie do ataków paniki tak wielkich, że żegnałam się już z tym światem pewna że tak właśnie wygląda śmierć. Każdy dzień to totalna sinusoida humorów, mój charakter się rozpłynął, nie wiem jaka decyzja jest słuszna :(

Jak widzicie jest godzina 3 w nocy, ja się budzę po 3 godzinach snu, od godziny chodzę po mieszkaniu z kąta w kąt, zastanawiając się czy ja jeszcze żyję, bo znieczulenie mózgu trwa w najlepsze. Muszę wstać za kolejne 3 godziny i będzie to w pracy następny z rzędu zombie day. Obudziłam się z przerażającą pustką wewnątrz siebie, taką pustką która wręcz myślałam że mnie pochłonie. Nie wiem czy już dopada mnie depresja, bo zaczynam się zastanawiać jakby wyglądało moje samobójstwo (myśli absolutnie paraliżujące), co by zrobiła moja rodzina, jakby to było być pierwsza samobójczynią w rodzinie, osobą która z pozoru wyglądała na człowieka sukcesu, która była bystra i postrzegana jako przezabawna wśród wszystkich znajomych a skończyła na stryczku. Jestem przerażona tymi scenariuszami w głowie ale coraz ciężej mi się do nich zdystansować bo wydaje mi się że ja tego chcę. Wydaje mi się, że ten świat to jakaś pomyłka, miejsce samego cierpienia, pytam się siebie co ja tutaj robię? Myśli że powstałam przez przypadek nie mając na to żadnego wpływu przez złączenie się jakichś komórek,że zrobił się ze mnie jakiś stwór który tylko cierpi i nie chce więcej tutaj żyć sprawiają że jest mi niedobrze. Ale z drugiej strony jak to jest mi niedobrze skoro ja nawet nie czuję że mam jakiś brzuch więc skąd by się to miało niby wydostać? (wiem powalone na maxa, i tak to pewnie też klasyk dd ale jestem juz tak zaplątana jak nigdy wcześniej).

Boję się wszystkiego. Najgorsza jest ta pożerająca pustka, jak mam się do tego ustosunkować, jak to sobie wytłumaczyć i przeżyć jakoś ten czas? Czy warto walczyć o siebie skoro nawet nie wiem czym ja jestem? Boję się tak strasznie, że nie pasuję do tego dziwnego świata, że pojawiłam się na nim bez powodu i bez własnej zgody i tak też umrę, nie mając nic do gadania. Co więc mogę zrobić z tym dziwnym czymś czym jest życie skoro tak naprawdę i tak nie mam na niego wpływu a teraz na dodatek pisze do was jakiś wybryk natury bez mózgu, byt który się rozpłynął i nawet nie wie że istnieje :(

Wiem ten wywód to pewnie classic story, ale proszę niech mi ktoś to jakoś sensownie skomentuje i wyjaśni co się dzieje. Mój lekarz psychiatra dałby mi pewnie znowu sertraline i na koniec powiedział: wierzę w Panią, terapeutka ze mną przerobi traumy które wiem że muszę ogarnąc bo one mnie wewnętrznie męczą ale jest też życie codzienne, którego nie ogarniam i do którego nie mogę przyjąć właściwego stosunku bo już się w tym wszystkim gubię. Jestem zakręcona jak tzw. ruski termos.
Chcę wiedzieć że jakiekolwiek działanie, które podejmę ma sens. Bo sens wyjścia z tego zaburzenia gdzieś mi się rozpłynął. Po co to robić skoro znowu później będę musiała się zmierzyć z samymi problemami? Odejściem wiekowych dziadków, potem rodziców, na końcu swoim, pracą, brakiem osoby która by teraz mnie przytuliła, życiem ogólnie które wydaje mi się pasmem samych cierpień. Chyba potrzebuję od Was wirtualnego przytulenia i paru słów które mi wyjaśnią co się dzieje i czy ten dziwny twór zwany moim życiem może sie jeszcze zmienić bo moja nadzieja powoli gaśnie.

Z góry Wam dziękuję jeśli udało Wam się dotrwać do końca tych moich nocnych wywodów :buu:
Awatar użytkownika
podwarszawski
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 3 marca 2017, o 02:05

20 kwietnia 2017, o 08:56

wszystkobedzieok pisze:
20 kwietnia 2017, o 03:23
Jasne, jasne że słuchałam !!!!! Czuję się jak debil, bo słuchałam wszystkiego i logicznie już to wszystko przyswoiłam, ale wiem że muszę się starać bardziej i bardziej, żeby to dotarło do warstwy emocjonalnej, nie tylko tej logicznej. Bardzo dziękuję Victor za tę odpowiedź, odpisujesz tyle razy na te same pytania, wątpliwości i obawy. Nie wiem jak masz jeszcze cierpliwość do tej rozhasanej gromadki zaburzonych na forum :P Podziwiam i szacuneczek super Chyba po prostu musiałam się wyżalić, bo czasami dopadają mnie takie stany, że wylewając to z siebie i tym samym widząc Wasze odpowiedzi działa to jak takie poklepanie po plecach :)

Ale skoro jesteśmy już w takim dziale, to jeszcze sobie ponarzekam:D nie chcę być taka żałosna i tylko stękać, ale naprawdę potrzebuję Waszego wsparcia.
Ostatnio mam straszny spadek formy, wiążę to z odstawieniem leków, ale kiedyś trzeba. Wasze historie dały mi do myślenia i zachciałam świadomie i bez pomocy farmakologii się odburzyć. Niestety jest to trudniejsze niż mi się wydawało. Mam taki mętlik w głowie.. Raz chcę wrócić do leków (zawsze to były bardzo niskie dawki, przez ostatnie kilka miesięcy 12,5mg sertraliny) innym razem mówię że dam radę, nie wiem czego chcę i nie wiem jaka decyzja jest słuszna. Może takie bohaterstwo na siłę też nie jest dobre? Uczestniczę w terapii, bo wiem że moje problemy wzięły się z domu rodzinnego, toksycznej relacji między rodzicami, wciąganiem mnie w ich konflikty, ekscesach alkoholowych taty, moim perfekcjonizmie, który doprowadził mnie do ataków paniki tak wielkich, że żegnałam się już z tym światem pewna że tak właśnie wygląda śmierć. Każdy dzień to totalna sinusoida humorów, mój charakter się rozpłynął, nie wiem jaka decyzja jest słuszna :(

Jak widzicie jest godzina 3 w nocy, ja się budzę po 3 godzinach snu, od godziny chodzę po mieszkaniu z kąta w kąt, zastanawiając się czy ja jeszcze żyję, bo znieczulenie mózgu trwa w najlepsze. Muszę wstać za kolejne 3 godziny i będzie to w pracy następny z rzędu zombie day. Obudziłam się z przerażającą pustką wewnątrz siebie, taką pustką która wręcz myślałam że mnie pochłonie. Nie wiem czy już dopada mnie depresja, bo zaczynam się zastanawiać jakby wyglądało moje samobójstwo (myśli absolutnie paraliżujące), co by zrobiła moja rodzina, jakby to było być pierwsza samobójczynią w rodzinie, osobą która z pozoru wyglądała na człowieka sukcesu, która była bystra i postrzegana jako przezabawna wśród wszystkich znajomych a skończyła na stryczku. Jestem przerażona tymi scenariuszami w głowie ale coraz ciężej mi się do nich zdystansować bo wydaje mi się że ja tego chcę. Wydaje mi się, że ten świat to jakaś pomyłka, miejsce samego cierpienia, pytam się siebie co ja tutaj robię? Myśli że powstałam przez przypadek nie mając na to żadnego wpływu przez złączenie się jakichś komórek,że zrobił się ze mnie jakiś stwór który tylko cierpi i nie chce więcej tutaj żyć sprawiają że jest mi niedobrze. Ale z drugiej strony jak to jest mi niedobrze skoro ja nawet nie czuję że mam jakiś brzuch więc skąd by się to miało niby wydostać? (wiem powalone na maxa, i tak to pewnie też klasyk dd ale jestem juz tak zaplątana jak nigdy wcześniej).

Boję się wszystkiego. Najgorsza jest ta pożerająca pustka, jak mam się do tego ustosunkować, jak to sobie wytłumaczyć i przeżyć jakoś ten czas? Czy warto walczyć o siebie skoro nawet nie wiem czym ja jestem? Boję się tak strasznie, że nie pasuję do tego dziwnego świata, że pojawiłam się na nim bez powodu i bez własnej zgody i tak też umrę, nie mając nic do gadania. Co więc mogę zrobić z tym dziwnym czymś czym jest życie skoro tak naprawdę i tak nie mam na niego wpływu a teraz na dodatek pisze do was jakiś wybryk natury bez mózgu, byt który się rozpłynął i nawet nie wie że istnieje :(

Wiem ten wywód to pewnie classic story, ale proszę niech mi ktoś to jakoś sensownie skomentuje i wyjaśni co się dzieje. Mój lekarz psychiatra dałby mi pewnie znowu sertraline i na koniec powiedział: wierzę w Panią, terapeutka ze mną przerobi traumy które wiem że muszę ogarnąc bo one mnie wewnętrznie męczą ale jest też życie codzienne, którego nie ogarniam i do którego nie mogę przyjąć właściwego stosunku bo już się w tym wszystkim gubię. Jestem zakręcona jak tzw. ruski termos.
Chcę wiedzieć że jakiekolwiek działanie, które podejmę ma sens. Bo sens wyjścia z tego zaburzenia gdzieś mi się rozpłynął. Po co to robić skoro znowu później będę musiała się zmierzyć z samymi problemami? Odejściem wiekowych dziadków, potem rodziców, na końcu swoim, pracą, brakiem osoby która by teraz mnie przytuliła, życiem ogólnie które wydaje mi się pasmem samych cierpień. Chyba potrzebuję od Was wirtualnego przytulenia i paru słów które mi wyjaśnią co się dzieje i czy ten dziwny twór zwany moim życiem może sie jeszcze zmienić bo moja nadzieja powoli gaśnie.

Z góry Wam dziękuję jeśli udało Wam się dotrwać do końca tych moich nocnych wywodów :buu:

Ja dotrwałem do końca tych Twoich nocnych wywodów :friend:

Hmm ja często mam podobnie z niektórymi objawami, które opisujesz, co prawda nie zawsze, ale jednak ;)
Oczywiście nie jestem żadnym ekspertem czy znawcą, od tego są tu inni użytkownicy :P nie zmienia to jednak faktu, że nie jesteś tu sama z tym, jest tu wiele nowych użytkowników, w tym sporo młodych osób, które mają podobnie, serio.

A filozofia to już w ogóle moja specjalność, jedna z wielu zresztą :P
Awatar użytkownika
Guett
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 841
Rejestracja: 1 września 2014, o 11:35

16 maja 2017, o 13:47

Może to być dla Was błachy temat ale mnie lekko wpędza w analize, obawy itp.
Od lipca 2015r. postanowiłem, że zapuszcze włosy od tak sobie. Oczywiście, też tak się stało. Od sierpnia ubiegłego roku nosiłem włosy zwinięte w kucyk, ale często myślałem sobie o tym, że to powoduje u mnie większe odcięcie i muszę je ściąć, bo przed dd gdy było normalnie nosiłem krótkie włosy. Myślałem sobie, że chce je ściąć bo chce być taki jak przed stanami odcięcia.
Dziś postanowiłem pojechać do fryzjerki i się obciąć. Najpierw padł pomysł, by je skrócić i kawałek zwijać a resztę rozpuszczoną nosć. Ale zdecydowaliśmy by je ściąć.
Teraz wróciłem do domu i jeb. Jeszcze bardziej nie poznaje siebie w lustrze :) i od razu myśli typu: po co je sciąłeś skoro tyle czasu się męczyłeś by je zapuścić itp. A jak zobaczę np. kogoś z długimi włosami zwiniętymi w kucyk, np. Ibrahimovicia od razu wpada mi do głowy myśl, że mogłem sobie zrobić tak jak on ma. I taki żal mnie łapie. Plus odcięcie wwiększe bo dziwnie czuje się z krótkimi włosami. Wiem, przywyknę, ale jest dziwnie, dziwnie to odbieram, ludzie znajomi mnie nie poznają xd
Wiem dla Was takie coś to może być pierdoła ale mnie to jakoś nakręca.
Przyzwyczaiłem się do długich włosów i nagle mam krótkie.
Lekko żałuje że aż tak krótkie obecnie mam, mogłem zostawić troszkę dłuższą góre.
Taka radykalna zmiana nie jest zbyt dobra w tym stanie.
Wiedziałem, że przez to mnie bardziej odetnie. :)

I pytanie do Was, jak mam przestać zwracać uwagę i to olać ? skoro wystarszy że obczaje kogoś z kitką z długimi włosami, i myśl typu "tak mogłeś sobie zrobić a nie na krotko"

Tak jakbym był lekko uzależniony od innych się czuje.

Wszystkiego w tym stanie może się doczepić xD
i'm tired boss
kptdarek
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 34
Rejestracja: 9 listopada 2015, o 19:12

16 maja 2017, o 14:09

Ja tak mialem jak kiedys zmienilem tapete w salonie gdzie spedzalem duzo czasu pracujac przy kompie :) Nakrecalo mnie to jakis czas, czulem sie gorzej, dereala od razu wieksza :)
Minie troche czasu i przywykniesz, innego wyjscia nie ma :)
Awatar użytkownika
Guett
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 841
Rejestracja: 1 września 2014, o 11:35

16 maja 2017, o 14:12

No nie ma, przywykne ale z początku lekki szok jest. I troszkę żal. Ale i to i to przejdzie mi zapewne z czasem :)
i'm tired boss
Awatar użytkownika
Guett
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 841
Rejestracja: 1 września 2014, o 11:35

1 lipca 2017, o 21:22

ja p.... już jestem tym wszystkim zmęczony i mam dosyć. Nie dość, że przechodzę przez męki psychiczne to jeszcze dochodzą męki fizyczne. Zastanawiam się na ile je może powodować samo DD...
ale do rzeczy. Dziś miałem prowadzić nie swój samochód po trasie którą bardzo rzadko jeżdżę. Niby wszystko fajnie, pięknie. Ale jak to w moim przypadku wszystko układało się tak jak nie powinno. Oczywiście zaczął lać potężny deszcz, a ja miałem prowadzić autko kumpla, a do tego odcięcie było do tego stopnia, że nie wiem co robię i gdzie się znajduje. No i czekałem na telefon, zrobiłem się osłabiony, dostałem jakiś uderzeń ciepła. Chciałem się pobudzić ziel herbatą ale nic nie dało.
Okey, pojechałem, wróciłem, lecz dalej jestem ogromnie zmęczony jakbym miał zaraz paść, jakbym przebiegł jakiś maraton. Jechałem i czułem, że jestem nie obecny, że nie ma mnie tam w środku. Kontakt ze mną zerowy. Dobrze, że jakoś dojechałem, ale w nocy mam jechać i ich odebrać.
Nie wiem, niby się tym nie stresowałem, bo tego nie odczułem, ale może w głębi gdzieś był ten stres jak to będzie.
Nie mam siły ani ochoty na nic, a gdy pomyślę o jutrzejszym dniu to aż mi się robi nie dobrze. Bo wiem, że te cierpienie będzie dalej.
Jak tu widzieć jakieś pozytywy, że ten naturalny mechanizm obronny mija, skoro ciągle daje on bez powodu coraz to silniejsze objawy, odcięcie...

Jest sobota, a ja kobieta luźna w udach nie wiem, że żyję i męczę się z tymi kosmicznymi objawami zamiast korzystać w pełni z tego życia.
Okej, może paść argument, że mogę z niego korzystać mniej, ale ja wiem, że nie mogę bo nic nie da przyjemności i podobnych odczuć.
Nie widzę sensu w niczym, kompletny bezsens...
i'm tired boss
Awatar użytkownika
Iwona29
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1899
Rejestracja: 10 maja 2017, o 08:53

1 lipca 2017, o 21:41

Guett pisze:
1 lipca 2017, o 21:22
ja p.... już jestem tym wszystkim zmęczony i mam dosyć. Nie dość, że przechodzę przez męki psychiczne to jeszcze dochodzą męki fizyczne. Zastanawiam się na ile je może powodować samo DD...
ale do rzeczy. Dziś miałem prowadzić nie swój samochód po trasie którą bardzo rzadko jeżdżę. Niby wszystko fajnie, pięknie. Ale jak to w moim przypadku wszystko układało się tak jak nie powinno. Oczywiście zaczął lać potężny deszcz, a ja miałem prowadzić autko kumpla, a do tego odcięcie było do tego stopnia, że nie wiem co robię i gdzie się znajduje. No i czekałem na telefon, zrobiłem się osłabiony, dostałem jakiś uderzeń ciepła. Chciałem się pobudzić ziel herbatą ale nic nie dało.
Okey, pojechałem, wróciłem, lecz dalej jestem ogromnie zmęczony jakbym miał zaraz paść, jakbym przebiegł jakiś maraton. Jechałem i czułem, że jestem nie obecny, że nie ma mnie tam w środku. Kontakt ze mną zerowy. Dobrze, że jakoś dojechałem, ale w nocy mam jechać i ich odebrać.
Nie wiem, niby się tym nie stresowałem, bo tego nie odczułem, ale może w głębi gdzieś był ten stres jak to będzie.
Nie mam siły ani ochoty na nic, a gdy pomyślę o jutrzejszym dniu to aż mi się robi nie dobrze. Bo wiem, że te cierpienie będzie dalej.
Jak tu widzieć jakieś pozytywy, że ten naturalny mechanizm obronny mija, skoro ciągle daje on bez powodu coraz to silniejsze objawy, odcięcie...

Jest sobota, a ja kobieta luźna w udach nie wiem, że żyję i męczę się z tymi kosmicznymi objawami zamiast korzystać w pełni z tego życia.
Okej, może paść argument, że mogę z niego korzystać mniej, ale ja wiem, że nie mogę bo nic nie da przyjemności i podobnych odczuć.
Nie widzę sensu w niczym, kompletny bezsens...
Hej.To nie takie proste.To ze juz wrociles i nie jedziesz nie znaczy ze od razu stres minie.On bedzie trzymal tak jak i mnie.Po prostu miales w sobie tyle adrenaliny i ogolnego leku ze trzyma Cie dluzej bo wyladowuje sie organizm.
Mam identycznie.Np.jest stresujacy moment i powiedzmy nie czuje tego lęku-ale na wieczor czy drugi dzien wychodzi mi bokiem.Wszystko co moze z somatyki mi wychodzi :buu:
Walcz ! Nie uciekaj bo wygrasz😉
Jak nie Ty to kto.
" Będziesz kiedyś bardzo szczęśliwa,powiedziało życie...Ale najpierw sprawię, że będziesz silna"🙂
ODPOWIEDZ