Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

jest doskonale, może być tylko lepiej

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
KonradW
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 26 lipca 2014, o 15:41

5 sierpnia 2014, o 20:38

Cholera wie, czy wszystko już realnie przeszło. Wydaje mi się, że tak. Od miesiąca nie miałem ani jednego ‘złego’ dnia. Czy to wspomniana w innym temacie kwestia leków? Wątpię, choć mogły mi nieco pomóc, zakładam 20-10% całokształtu. Przez pewne problemy z realizacją recepty od 5 dni ich nie biorę (brałem miesiąc, będę kontynuował jeszcze 1-2, choć już tylko czysto pro forma) i prócz lekkiego otumanienia, minimalnie gorszego fizycznego (bo nie psychicznego!) samopoczucia oraz senności (niewykluczone, że to po prostu kwestia upałów), nie mam żadnych lęków i całego tego nerwicowego szajsu ani nawet efektów odstawiania. Ale kij z tym wszystkim, wiem jedno – nie złamała mnie nerwica. Ludzie pieprzą się z nią miesiącami, latami, niektórzy całe życie. Ja od pierwszego ataku, sam, zasuwałem pakując wszelkie życiowe soki w walkę z nią. W życie. I dzięki temu nie gniłem w tym gównie tyle czasu co wyżej rzeczeni. I nikt mi nie powie że nie przeżywałem piekła, wiem czym jest nerwica. Doskonale wiem. To było Mount Everest mojego życia. Ale na mnie szczyty działają akurat stymulująco. W poprzednich 2 postach opisałem przebieg zaburzenia.

Po 2 miesiącach i tygodniu niemal wszystko przeszło jak ręką odjął (obecnie mamy 3 miesiące i tydzień od załamania).

Wszystko jest na tym forum, to się zgadza. Nie mam wiele do dodania. Ale niech będzie, jak biegła i moja droga do wolności:
- zrozumieć co to nerwica, jej istotę, wszystkie jej mechanizmy, biologiczne uwarunkowania organizmu, jego odruchy ewolucyjne etc.
- poznać sposoby jej zwalczania, kontrolowania emocji, myśli oraz odruchów ciała – rozluźniania, oddychania etc. Mi strasznie pomogło zapisywanie na kartkach/w zeszycie co mam dobrego, co we mnie jest dobrego, jakie problemy mnie męczą, z czego wynikają, jak je rozwiązać. Codziennie, wszystko co tylko przychodziło do głowy. Fenomenalnie oczyszcza umysł. No i rozmowy z sensownymi bliskimi. To też. A jeśli nie macie, to z ludźmi na forum. Do tego jeszcze wrócę.
- przestać się cackać, czy lepiej – p*erdolić – przestać robić z siebie ofiarę. A każdy kto tak robi zasługuje na kopa w dupę. Kop albo sukcesywne kopy w dupę to przepastnie mniejsze zło niż użalanie się nad sobą i w efekcie tkwienie w koszmarze. To raz. Jeśli rozumiesz już jak działa iluzja nerwicy, jej sztuczki, i wiesz że nie zwariujesz, że nie nabawisz się schizofrenii (to były moje dwa główne koniki), że nie walniesz na zawał, nie udusisz się etc. – to tak ciężko Ci to sobie wtłaczać w głowę? Jesteś 5-latkiem któremu nijak się nie wytłumaczy, że w szafie nie ma potwora? Polecam korzystać z myślenia, rozumu i logiki ile fabryka dała. Tak, w szafie nie ma potwora (równie dobrze takie wkręty moglibyśmy przecież mieć, no bo - czemu nie?). To dwa. Przełamywać lęki, angażować się we wszystko, w co jest choć trochę sensu się angażować. można zaczynać małymi krokami – spacery, rowery, wyjścia z bliskimi znajomymi, potem imprezy, kina, pomoc rodzicom, praca, nauka etc. To trzy. I zająć się życiem. Ułożyć je sobie, ułożyć to, co jest przyczyną u lwiej części ludzi. To cztery. Cztery z mojej perspektywy przede wszystkim.

A dalej pójdzie z górki. Zmieniać nawyki, być konsekwentnym, mieć wiarę (nawet jeśli mamy gorsze dni, progres jest ZAWSZE) siłę i determinację. I tyle. Mi starczyły dwa miesiące i tydzień a miałem nerwicę taką jak wszyscy, o ile są różnice pomiędzy nerwicami, jeśli zaś komuś to pomoże – przy pierwszej wizycie psychiatra powiedziała, że mój przypadek jest beznadziejny, pokłady lęku które mam w sobie są istną otchłanią, zaś moje wychodzenie będzie trwało bezterminowo długo. Po drugiej wizycie tydzień temu diametralnie zmieniła zdanie. Przestrzegła tylko, abym nie spoczął na laurach i robił dalej to co robiłem przez ten czas.

I dziękuje swojej podświadomości czy czemu tam, co mnie w nerwicę wpędziło. Tego potrzebowałem, największy kop w dupę w życiu, dzięki któremu przestałem: dryfować zamiast podejmować decyzję i płynąć gdzie chcę i w zgodzie ze sobą, przestałem tworzyć wokół siebie iluzje zamiast przekształcać rzeczywistość, zacząłem pełną parą ŻYĆ tu i teraz zamiast babrać się w nic nie wnoszących marzeniach. Pokonałem sam siebie. Wiem, że nic, a na pewno niemal nic, złamać mnie już nigdy w życiu nie może. I nie złamie.

Każdy kto dłużej tu posiedział doskonale wie, że na forum są materiały zawierające całą niezbędną wiedzę teoretyczną. CAŁĄ. Wiele już dodać rzeczywiście nie można. Chłopaki postarali się, nagrali absolutnie fenomenalne opracowania, wrzucili na youtuba. A ile jest wyświetleń? Śmiesznie mało. (z resztą polecam je, szczególnie 3 część, moim różnym znajomym, którzy z nerwicą nic wspólnego nie mają, po prostu są cholernie wartościowe). Wtłaczajcie sobie to w głowy. Czytając, słuchając, aż wasze oporne po równo z waszej i nie waszej winy głowy zaczną wierzyć, że to tylko nerwica, że to co was męczy objawami wynika z niej, że gorzej nie będzie. I co macie robić. Wtłaczajcie, aż sami zaczniecie tak w końcu myśleć. I, jak nieraz też mówili tutaj liderzy – IGNORUJCIE i działajcie, od teraz, już, konsekwentnie, a możecie sobie płakać, wyć, ale róbcie, walczcie o każdy krok jeśli musicie. Wiem, na początku każda minuta czynności będzie walką z niechęcią, z brakiem motywacji, z poczuciem bezsensu. P*erdolcie to i róbcie. A powoli apetyt na życie sam zacznie wam wracać. A jeśli wyciągniecie kilka wniosków, to ten apetyt będzie taki, jakiego nigdy w życiu jeszcze nie mieliście.

I powrót do jednego z wątków wyżej – rozmowy z bliskimi osobami bądź ludźmi na forum. Zastanawiam się, czy nie przydałoby się tu założyć jakiś wątków w stylu ‘co z tym życiem’. Wszystkie niezbędne materiały odnośnie nerwicy już są, zaś użalanie się i opowiadanie jak to znów jest chu*owo nie prowadzi do niczego, no chyba że wpędza w jeszcze większe gówno, które demotywuje innych, zaś zapewnienia owych innych w stylu ‘stary, wszystko będzie dobrze’ przewalają się lawinami dawno temu straciwszy całą treść i przekaz. Istotne są jeszcze tylko i przede wszystkim świadectwa odburzenia oraz nasze małe zwycięstwa. Ale właśnie pomoc w życiowych problemach, rady, spojrzenie z boku – to mogłoby się ludziom przydać, o ile odpowiadający będą dość empatyczni i zaangażowani. Wiem, że to może być trudne – historie życia bądź poszczególne życiowe problemy bywają bardzo skomplikowane, często niemal niemożliwe do przelania na komputer, a do tego zazwyczaj mało kogo realnie interesują. Mimo wszystko coś takiego można by spróbować zrobić.

Mi nerwica dała więcej niż cokolwiek innego. Buduję siebie, scalam się, mój wzrok się wyostrza, kontrola siebie doskonalsza niż u ludzi, którzy nigdy tego przerobić nie musieli, oduczanie się marzycielstwa i przede wszystkim lenistwa. Kiedyś było – nie chcę mi się. Teraz było – ‘nie mogę’. Ale nauczyłem się działać mimo niechęci, mimo braku motywacji. Nawyk zaczął istnieć. I zaowocuje w całym życiu. Podobnie jak niebabranie się w całkowicie oderwanych od rzeczywistości myślach, czarnych scenariuszach oraz nieprzykładanie lub mniejsze przykładanie emocjonalnej wagi do tego co się dzieje, działo albo 'może dziać'. Owszem, przejmuję się czym trzeba się przejmować, myślę jak realnie rozwiązać problem, kiedy istnieje - bo to zdrowe i normalne. Dopiero teraz w pełni zrozumiałem poniższy cytat:

Panie, daj mi siłę, abym zmienił to, co zmienić mogę, daj mi cierpliwość, abym zniósł to czego zmienić nie mogę i daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.

I jeszcze kilka innych rzeczy udało mi się zmienić. Ale mniejsza z tym, to już moje wewnętrzne życiowe kwestie, które raczej nie są dla was interesujące.
W ramach wyrywka mini życiowego poradnika, coś adekwatnego dla wielu ludzi, nie tylko tych z zaburzeniami:

https://www.youtube.com/watch?v=LTC97LojAJI

i nieważne, czym są wasze megafony. A wiemy dobrze, że jest tu wielu, dla których megafonami są tylko i wyłącznie oni sami. Nie słuchajcie megafonów, nie dajcie sobie zabrać dalekich stron, życie mija jak z bicza strzelił. Rok za rokiem. Niech zaburzenie nie będzie waszą poczekalnią życia.
A już całkiem ze swojej strony wrzucam jeszcze jeden utwór. Cohen stoi na szczycie moich największych twórców. Ta piosenka, choć do porzygu ograna w radiu, kiedy już wsłuchałem się w tekst, ma jedną zwrotkę, która idealnie oddaje etap w którym dzięki nerwicy jestem:

hold on, hold on, my brother.
my sister, hold on tight.
I finally got my orders.
I’ll be marching through the morning,
marching through the night,
moving cross the borders
of my secret life

te słowa mówią wszystko.

https://www.youtube.com/watch?v=1MPw8pPIlOc (teledysk można sobie darować, jak większość amatorskich wizualizacji na youtubie ;) )

Skoro wiecie co macie robić, róbcie to. Tylko wy sami możecie sobie pomóc. Założyciele i aktywni uczestnicy tego forum dali mi i wam wszystko co tylko mogli. Za co dziękuję z całego serca. Reszta należy tylko do was. Świadomość i działanie. Uwierzcie, że ta potworna praca nad sobą jest znacznie mniej potworna od nerwicy. A dalej będzie już tylko życie. I znów tylko od was zależy, jakie ono będzie.

Jak powiedziałem na samym początku – wpadłem tu tylko na chwilę. Jeszcze raz dziękuję za to, co na forum znalazłem. A znalazłem ogromnie wiele. Może czasem jeszcze tu zajrzę. Gdyby ktoś miał fantazję zadać mi jakieś pytania, wrzucam adres profilu na fb (nie uważam, aby nerwica była czymś wstydliwym, czymś co powinno się ukrywać – ot ‘zwykłe’ rozchwianie, my wciąż jesteśmy normalnymi ludźmi):

https://www.facebook.com/konrad.wojewodzki.3


tak - myślę, że na końcu każdej nerwicy czeka tyle złota, ile tylko zdoła się udźwignąć.

powodzenia!
Lipski
Ex-administrator i do tego odburzony
Posty: 664
Rejestracja: 19 czerwca 2013, o 20:07

5 sierpnia 2014, o 20:48

Gratuluje wyjścia z zaburzenia kolego, bardzo fajnie że opisałeś tutaj swoją historie aby motywować innych :)

Co do Twojego linku, do profilu na facebook'u, to proponowałbym jednak usunięcie go. Niestety wchodzą tutaj różni ludzie, i może Cię to po prostu narażać na pewnego rodzaju nieprzyjemności z ich strony. Oczywiście to już kwestia Twojego wyboru.

Pozdrawiam
With your feet in the air and your head on the ground
Try this trick and spin it, yeah
Your head will collapse
If theres nothing in it
And you'll ask yourself

Where is my mind ?
Where is my mind ?
Where is my mind ?
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

5 sierpnia 2014, o 20:49

Super stary to opisałeś!
Co do tego ze na forum jest masa wiedzy potrzebnej do doburzenia to jest racja. Jest wszystko. Problemem jest to ze wiele osob nie korzysta z tego, nie raz pytam czytales to i to? No nie (rok na forum) bo nie wiem czy to mi pozmoze....
Albo czytale -, no tak czytalem ale
I wlasnie na tym ale ludzie opieraja wszystko zamiast w koncu sztywno krzyknac NIE, stopk, zadnych ale.
Mnie to zajelo 8 miesiecy meki zanim to uswiadomilem i zrobilem.
Niektorzy tlumacza sie ze nie maja czasu tego czytnac, nie maja kompa na taki czas ;p Wiele wytlumaczen widzialem, a w tym pytania czy to co przeczytalem o schizofrenii to prawda - na to jest czas ;)
Tu troche wina jest w lęku bo on pcha do tego zeby to robic i interesowac sie nie tym co potrzeba.

Co do tego ze jest tu duzo o nerwicy a nie ma o zyciu, wynika poniekad z tego ze niestety moim zdaniem ni ema takiej ilosci osob tu ktore chcialyby rozmawiac z innymi o ich zyciu, taka prawda ze wiekszosc osob tylko tworzy posty potrzeboskie.
A ta grupka znowu co ma checi odpowiadac w koncu czuje ze tego sie robi za wiele i daja krotsze wypowiedzi badz linki do postow obszerniejszych, takich co cos tlumacza.
I to sie kreci na takiej zasadzie w sumie obecnie.
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
KonradW
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 26 lipca 2014, o 15:41

12 grudnia 2014, o 00:11

Wpadam podzielić się wrażeniami z ostatnich miesięcy. Otóż mój ostatni wpis dotyczył etapu wychodzenia z nerwicy. No, takie miałem wrażenie, że wychodzę, szybko mi szło (od pierwszej jazdy do dziś to ok 7 miesięcy, w tym spokojnych już 3/4). Było sporo lepiej, zacząłem normalnie funkcjonować, a bardzo mi na tym zależało – egzaminy na studiach – wszystko skumulowało się we wrześniu. W tamtym czasie łykałem Mozarin – ech, za bardzo zależało mi na egzaminach, abym rezygnował z każdego możliwego wspomagacza. Realnie, prócz problemów z orgazmem (tak tak, to z pewnością) leki wpływały na mnie (pozytywnie) moooże w 10%, choć pod koniec było różnie. Tak więc po egzaminach rzuciłem je całkiem. Ogólnie byłem dobrej myśli. Egzaminy zaliczyłem wszystkie, tym samym praktycznie kończąc studia już na 4 roku (teraz tylko magisterka do napisania), znalazłem niezłą pracę, odbywam praktyki, zamieszkałem z dziewczyną i zrobiłem jeszcze sporo innych sensownych rzeczy (no dobra, mieszkanie z dziewczyną chyba nie jest do końca sensownym rozwiązaniem…).

I tak się teraz zastanawiam, czy ja mam jeszcze nerwicę, czy nie, czy to może jeszcze coś innego. Ogólnie nie mam żadnych myśli natrętnych, stanów lękowych, tym bardziej napadów paniki, wróciła koncentracja, normalnie funkcjonuję, w zasadzie nie wzdrygam się już nawet kiedy coś głośno i znienacka huknie czy piśnie obok mnie, o nerwicy już nie mam potrzeby ani z nikim gadać, ani samemu o niej czytać (przez ostatnie 3 miesiące zdarzyło się zajrzeć w związku z tym do Internetu może z 5 razy). Mam wrażenie, że udało mi się ogarnąć nerwicę w sensie jej objawów, nigdy nie daję się w nic łapać, myśl o schizofrenii czy szaleństwie (główne chochliki) powodują u mnie salwę śmiechu. Od czasu do czasu jednak jest taki scenariusz: ot wpada mi do głowy jakieś gówno, czuję sekundowy przypływ lęku, w UMYŚLE nagle robi mi się ciemno, lekki (LEKKI!) popłoch, chwilowa dezorientacja. Po czym mówię wewnętrznym głosem: SPOKÓJ K*RWA i podaję kilka logicznych argumentów. I rzeczywiście nie mam żadnych klasycznych nerwicowych jazd. Towarzyszy mi tylko jeszcze jakieś otępienie, wrażenie skomplikowania rzeczywistości, głównie wszystkiego co mnie dotyczy, czuję się rozsypany, a wtedy bardziej już depresyjnie niż nerwicowo. I czy nie mając lęków, natrętów, funkcjonując normalnie, takie epizodziki oraz częste wrażenie jakiegoś rozjeb*nia, skomplikowania rzeczywistości, ale bez żadnych jazd, to jeszcze nerwica, depresja czy co?

Ogólnie przeszkadza mi niepokój ducha – ciężko o koncentrację, np. znużyć się w książki (literatura faktu lepiej, najgorzej fikcja), wciąż jakiś niepokój, już nie lękowy, ale dekoncentrujący. Nie męczą mnie lęki, nie męczy mnie strach – dokuczają mi tylko obawy (normalne, RACJONALNE obawy, tylko dużo ich). Nic nie zostało z tych bzdur o schizofrenii, szaleństwie etc. Jedna ostatnio tylko drąży mnie myśl (nie natręt, ot lejtmotyw ostatnich czasów) – czy ja przez całe życie będę na huśtawce emocji? Przez całe życie jak Hemingway, Cohen, Dyjak, Kaczmarski? Szarpany jakimś niespełnieniem, jakimś smutkiem, poczuciem niesprawiedliwości i niezrozumienia, ewentualnie na przemian z euforią, z poczuciem mocy i wyjątkowością? Czy z tego się wyrasta?

Dużo osób mających zaburzenia (ale też i ‘zwykli’, mocniej stresujący się ludzie, których znam na pęczki!) funkcjonuje normalnie, mając na niepokoje i lęki jeden niezawodny sposób – zawsze wypełniony czas, aby za dużo nie myśleć. Ale kiedy mają za dużo wolnego, a już nie daj Boże zostaną wtedy sami w domu, zaczyna im odwalać (podkreślam – nawet wielu niezaburzonym). I właśnie – jak dla mnie, zapełnianie czasu nie jest rozwiązaniem długofalowym! Zawalanie głowy tysiącem zajęć na siłę, aby nie myśleć, jest dobre przy wychodzeniu z nerwicy, ale nie wyobrażam sobie tak życia. Toż to jest, w moim odczuciu, tak naprawdę wieczna ucieczka! I nie wiem, co dalej w związku z tym.

Od dawna miałem napisać, że ogólnie jest bardzo dobrze, że naprawdę sobie poradziłem, że funkcjonuję normalnie bez żadnych leków, ot niech ludzie mają znów trochę więcej nadziei i pewności. Często myślę, czy już mam całkiem za sobą tą całą nerwicę, czasem są słabsze dni, ale ja już tego nerwicą raczej nie nazywam. W sumie, gdybym się tak czuł w okresie przed nerwicą, w żaden wyjątkowy sposób nie traktowałbym tych dni. Bo nerwica jako taka nie ma do mnie dostępu, wypracowałem za dużo technik, za dużo rozumiem, jestem poza nią. I choć nic nie może zrobić, wciąż to ścierwo kręci się wokół. Już mnie wkurw*ać zaczyna. Dziś piszę, bo więcej o tym myślałem, a myślałem więcej, bo dopadło mnie (tylko i aż…) zamroczenie, niechęć. A to dlatego, bo może w najbliższym czasie będę leciał samolotem 12h. Więc od razu jakieś obawy (ale tylko obawy, bez strachu i natrętów!) – mimo wszystko męczące. Więc pytam, to co mam, myślicie, to jeszcze ostatki nerwicy?
Nie chcę nic nikomu sugerować, bo zależy mi na spojrzeniu z boku, ale mam wrażenie, że wygląda to tak – samą nerwicę ogarnąłem bardzo dobrze, nerwicę czyli objaw, ale życia, choć poczyniłem ogromne postępy, jeszcze sobie zupełnie nie ułożyłem i to wciąż mnie rozpieprza. Mimo wszystko, co sądzicie?
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

12 grudnia 2014, o 11:17

Konrad przede wszystkim to wedlug mnie masz dobre podejscie do tego. po prostu lapiesz tego bakcyla, poszedles w zrozumienie tych stanow a to jest naprawde niezmiernie istotne, mimo terapii, leków to jest sprawa najwazniejsza wedlug mnie.
Zgadzam sie z tym, ze samo zajmowanie czasu, mowiac o zaburzeniu, jest rozwiazaniem nie calkiem skutecznym, bo jest zwykle organiczony czasowo i przyjdzie weekend, nuda i zaraz przyjdzie mysl (Wcale nie zwiazana z zaburzeniem) ale jaka depresyjna, nudna, i od razu laczymy to w zaburzenie i chwila moment moze przyjsc znany nam niepokoj, bo po prostu nie wiemy jak reagowac i reagujemy od razu strachem, jak nas zaburzenie wyuczylo.
Dlatego przy zaburzeniu dobrze jest jest laczyc zajecie, oraz praktyke, wobec tych mysli, chochlików aby naocznie zobaczyc sens tego.
Zreszta no ni musze ci tego mowic, bo sam widzisz ze efekty to jednak daje.

U ciebie moze byc tak, ze widac jeszcze ten stan wyczulenia, ta postawe wyczulenia, ona w tej calej nerwicy jest zwykle sprawa jedna z gorszych, bo stale nam przypomina o zaburzeniu i niepokoju.
Dla mnie ona tez byla wkurwiaj.aca i to mocno. Np u mnie kiedy juz (w koncu!) przestalem sie "wydurniac" i uspokajac tylko, doszukiwac, zyc odrealniemiem, objawami, natretami to 4-5 miesiecy zajelo mi unormowanie takiego mocnego stanu lękowego z atakami paniki. Nastepnie przez jakos 10-12 miesiecy trwalo wplywanie na te chochliki, oczywoscie roznie to bywalo bo byly kryzysy ale w koncu doszedlem do momentu gdzie "walilem salwa" smiechu z automatu a depersonalizacja w zasadzie zeszla.
Ale wlasnie wtedy zostala mi jeszcze ta postawa wyczulenia, czyli ogolnie okey ale NIE DO KONCA. Tak jak ty to opisujesz. A w luzniejsze dni od razu troche gorzej.
To jest taka postawa wylapujaca jednak gdzies z tylu glowy - czy na pewno jest wszystko dobrze. Nie ukrywam ze wkurzalem sie tym bardzo, bo wtedy wlasnie balem sie, ze nigdy nie bedzie tak zupelnie normalnie do konca. W tym okresie trzeba byc w miare czujnym, a dokladnie pamietac o tym ze byle jaki stres to zaraz reagujemy na to nadmiernie.
Ogolnie trzymalo mnie to tak jeszcze z moze 4-6 misiecy, trudno mi wzasadzie to nakreslic dokladnie czasowo teraz, bo juz tak nie zyjac nerwica czas sie zaciera, bo jak byly objawy czy mysli to sie to pamieta, a jak mialem ten okres wyczulenia to objawow juz nie bylo, czasem tylko mysl.
Ja ciagle trzymalem sie jednak rozumienia swoich stanow emocjonalnych, rozumienia tego co sie ze mna dzieje, nie dopuszczalem do glowy watpliwosci czy jakis teorii spiskowych. Porpzez zrozumienie emocji, swoich mysli dalem sobie pozwolenie na takie samopoczucie jeszcze. To mi ogolnie bardzo pomoglo. Oraz to, ze pamietalem jak duzo zrobilem, z czlowieka ktory zyl objawami, natrectwami, odrealnieniem w osobe, ktora tego nie ma. To tez daje powera.

I wtedy warto brachu pomyslec, czy cos nie dzieje sie w zyciu, moze jakies nadmierne potrzeby przrastajace obecne mozliwosci pomieszanie z brakiem cierpliowsci i frustracja? To taki przyklad.
Ja np w tym okresie poprawialem swoja asertywnosc, i ukladalem zale rodzinne, ktore niewatpliwie siedzialy mi tez w glowie.To dlugi temat i opisze go w swojej historii, wiec tutaj tylko krotko napisze, ze czasem praca nad nerwica i objawami da 95 % porpawy, a to 5 % trzeba doprawic ulozeniem jakis "spraw". I warto przemyslec swoje żale wewnetrzne, ktora moze powoduja presje? Zwiazek jest stresogenny? Obawa o samodzielne zycie?
To tylko takie przyklady.
Ogolnie to wykonales kawal roboty nad tym, poprawa przez zrozumienie i "staranie sie" daje ci w przyszlosci duze mozliwosci a przede wszystkim, teraz zastanawiasz sie jak to dokonczyc a nie "co ten objaw oznacza" ;) Doceniaj swoja robote :)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

22 grudnia 2014, o 01:38

Bardzo fajny i pomocny post Konradzie :)
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
KonradW
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 26 lipca 2014, o 15:41

31 stycznia 2015, o 19:54

od ponad miesiąca miałem wpaść i dopisać kilka rzeczy, głównie refleksji ogólnie dotyczących zaburzeń.

zacznę jednak pokrótce od tego co u mnie. otóż miałem napisać ponad miesiąc temu, ponieważ przed świętami Bożego Narodzenia rodzice zaproponowali mi oraz mojej siostrze wycieczkę do Tajlandii. ogólnie wiadomo - rzecz niecodzienna i w normalnych okolicznościach dotyczących własnego wnętrza powód do wycia z radości. przy ewentualnych zaburzeniach natomiast łatwo się domyślić co niesie za sobą wizja dwóch lotów po 9,5 i 12 godzin, niekończące się oczekiwania na lotniskach, wszystkie wycieczki, niebagatelna kwestia spędzenia prawie dwóch tygodni w towarzystwie rodziców w największym z nimi zwarciu. i dwa kluczowe pytania - czy nie odpi*rdoli mi i nie bedzie przeze mnie problemów albo, w nieco lepszym ale i tak strasznym scenariuszu - czy po prostu taki wyjazd bedzie zmarnowany na siedzenie wewnątrz siebie, całkiem wykrzywiony podłymi emocjami. otóż miałem odnosnie tego jedynie OBAWY, nie lęki, a to robi kolosalną różnicę. czyli czułem się względnie słusznie i normalnie, bez lęków i wkrętów. na 3h przed samym odlotem pojawiły się problemy obłędne i dramatyczne, że wymienie tylko przejechanie samochodem naszego kota, który był z nami 14 lat (zmiażdżona miednica, umarł po tygodniu). takie emocje i widoki (a to nie jedyna rzecz) potrafią roztrząść człowieka, szczególnie przed 10h lotem. ale co wam powiem - oba loty (nie licząc końcówki powrotnego, kiedy musiałem pociągnąć silny łyk rumu) przebiegły doskonale. pływałem na prującej pełne morze łodzi motorowej podczas sztormowo zapowiadającej się pogody, jeździłem na słoniu (słoń także wchodził do rzeki), nurkowałem z rurką na otwartych wodach z łodzi ('tylko' z rurką, część z was pewnie wie jak to jest, dla przypomnienia - zaburzona totalnie regulacja oddechu - nos nie funkcjonuje, rurka jest dziwna i zniekształca oddech ustami, uszy pod wodą, słychać tylko głuchość i przyspieszone walenie serca, podwodny zniekształcony i odrealniony obraz, ty bujany masą ciemnych fal (pogoda była chwilami ołowiana - taka pora roku w Tajlandii) na otwartej przestrzeni morza itd - w pierwszej chwili nawet moja siostra, jak potem mi powiedziała, dostała lekkiego ataku paniki). No i milion takich rzeczy, których człowiek tkwiący w nerwicy nie zrobi. Oczywiście nie zawsze czułem się pewnie, na co składała się zmiana czasowa, przygody, problemy, non stop rodzice i tak dalej. Ale ze mną problemów zewnętrznych nie było żadnych, wszystko robiłem i tylko czasem, trochę sam ze sobą miałem nieco gorzej, jednak nie na długo i było to kontrolowane. i wiem, że gdybym miał coś takiego zrobić po raz drugi - nie miałbym nawet żadnych obaw jak tym razem. czyli nie myślałbym o tym. wniosek jest jeden - poszerzyłem swoją strefę bezpieczeństwa z domu do Tajlandii. została mi jeszcze resztka 2/3 świata, ale jak wspomniałem - tym razem to będzie już banał <szeroki_uśmiech>

ten wyjazd dał mi sporo istotnych refleksji odnośnie nerwicy, ale zanim przejdę do sedna nadmienię tylko - sama wycieczka była skrajnie przepełniona emocjami, co w zrozumiały sposób musiało mieć oddźwięk w moim wnętrzu. oddźwięk był słaby, powiem szczerze - zdecydowanie poza nerwicą i wolny od niej, choć jeszcze nie całkiem swobodny. jedyne natomiast gorsze chwile ostatnimi miesiącami, pomijając Tajlandię, raczej depresyjne niż nerwicowe, miały miejsce tylko podczas zmiany miejsca, pociągającej zmianę okoliczności sposobu spędzania czasu - dużo krążę między Krakowem, gdzie studiuję, Warszawą z rodzicami i ukochanym dziwacznie Lublinem. to rozwinę zaraz. w ostateczności, wraz z początkiem nowego roku (dosłownie!) nawet pozostałości nerwicy mi minęły. jakby mój mózg potrzebował symbolicznego zamknięcia tego rozdziału i całkowitego odcięcia tego, co ze mną się działo. banalny, symboliczny, ale jak całkowicie skuteczny podział stary/nowy rok. obecnie nie boję się zupełnie nerwicy jako takiej, jestem POZA NIĄ i zdaje mi się, że stan w którym jesteśmy poza nią jest czymś wypracowanym tak, jak równowaga podczas jazdy na rowerze. nie mówię ogólnie o równowadze emocjonalnej, ale o zjawisku nerwicy. wypracowany dzięki temu co wiem, jak nauczyłem się reagować, jak omijać EWENTUALNE zasadzki. nie mam realnie 'fizycznej' szansy wpaść w regularną nerwicę. no myślę - po prostu się nie da, mimo jej pewnej niezależności od nas, mimo jej irracjonalności względem nas (to ostatnia wątpliwość, której jeszcze nie przerobiłem). ewentualne motywy depresyjne maja nieco inne mechanizmy i warto, abym wziął ją na warsztat jak nerwicę. myślę, że da radę tak samo nauczyć się równowagi przeciwdepresyjnej, nauczyć się 'jazdy na depresyjnym nastroju' kiedy czasem może nam się podstawić niczym magiczny rower pojawiający się czasem pod dupą.

bo widzicie, taka jest natura ludzka, że człowieka szarpie wewnątrz. i jest to powszechne wśród ludzi, wśród ludzkości i tak stare jak człowiecza zdolność złożonego myślenia. weltschmerz (tak tak, to mam, z tego obecnie wychodzę), parcie na szkło, oczekiwania i marzenia, wiara lub jej brak, uzależnienie od sukcesów, jeśli już raz nam się uda, konieczość wyborów i wieczne problemy, traumy. ludzie zawsze są, byli i będą szarpani życiem i sobą, szczególnie ci myślący i pragnący więcej. a któż, k*rwa z nas nie miał trudno? a to ojciec alkoholik, a to tyran, a to umarł albo sam się zabił, a to za opiekuńczy rodzice, zbyt ulegli, a to nas bili w szkole a tomy bylismy szefami band, biliśmy i mieliśmy ogromną 'odpowiedzialność' i głód sukcesów, a to starzy prostacy a to sztywni naukowcy a to jebnięci hipisi, parcie na szkło albo nieudacznictwo. KAŻDY zawsze MA 'TRUDNE" dzieciństwo i życie, warunki i wzory. k*rwa każdy. dodatkowo większość z nas tutaj to osoby wrażliwe (ale nie znaczy, że słabe - absolutnie nie! i nie pier*olę żeby było miło, po prostu siła i wrażliwość to inne płaszczyzny), myślące, świadome, o dużym potencjale. czytałem sporo o zaburzeniach u znanych ludzi. wpiszcie sobie w Internet i sami poczytajcie - Churchill, Newton, Tesla, Einstein, van Gogh (ale ten nie budzi mojej sympatii, on wg mnie taki los sam sobie gotował) i dużo, dużo więcej. nie chcę porównywać ani siebie ani nawet was z nimi, ale czyż nie można wysnuć pewnych wniosków? większość ludzi stąd, jak zresztą mniemam i o sobie, ma duży wewnętrzny potencjał. może nie wybitny (choć kto wie), ale ponadprzeciętny - z pewnością. tylko nie wiem co wynika z czego - potencjał z problemów z samym sobą czy problemy ze sobą przez poczucie ponadprzeciętności na niektórych polach. po prostu jesteśmy pewnego rodzaju ludźmi, ktorzy może i mogą więcej, ale i więcej muszą znosić. tego się nie pozbędziemy, nie można na przykład wyłączyć albo ograniczyć sposobu myślenia czy wrażliwości. więc - jesteśmy jacy jesteśmy z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli wszystkimi jasnymi i ciemnymi stronami. więc pogódźmy się z tym. tego nie zmienimy. ale wierzę, że możemy niwelować wpływ naszej ciemnej strony. możemy nauczyć się minimalizować jej zakres, zaś pewien jej konieczny zakres kontrolować. i ważna rzecz, której sam się bałem kiedy wpadłem w nerwicę - czytałem wtedy różne artykuły i wpisy ludzi i często przewijał się motyw: "spoko, już nie mam nerwic, KONTROLUJĘ złe stany". i myślałem dalej - 'kontrolujesz'? ja nie chcę 'kontrolować', ja jej nie chcę k*rwa zupełnie! bo wydawało mi się, że kontrola to jest coś, nad czym musisz się zastanawiać, że cały czas musisz być czujny i świadomy, musisz poświęcać temu uwagę, a to zabiera czas, jest męczące i co najgorsze stanowi pewną formę wiecznego, wewnętrznego niewolnictwa . otóż tak jest, ale tylko na początku. na początku (przez dłuuuuuuuuuugi czas) faktycznie musisz się męczyć i starać, myśleć o tym. przy wychodzeniu z nerwicy kontrola jest świadoma, koncentrujesz się na kontroli, bo musisz. i tego sie bałem, że tak musi być zawsze, tego nienawidziłem. ale potem jest inaczej, z tym jest chyba właśnie jak z jazdą na rowerze - na początku, ucząc sie jazdy, cały czas jesteś skoncentrowany na łapaniu równowagi, na prostej jeździe. wtedy to nie przyjemność a męczenie się. ale potem! potem, twoja kontrola jest automatyczna, to jest nawyk który budujesz, o którym pisał Victor i o którym jeszcze wspomnę. potem 'dzieje się samo' - nie myślisz o tym, nie musisz nic robić świadomie, nie musisz strać się za bardzo albo wcale - robi się to naturalnie i automatycznie. i do tego, myślę, dążymy podczas zaburzeń i po nich - zniwelować złe stany w nas do minimum, zaś to co jest konieczne z naszej natury, nauczyć się kontrolować i to kontrolować nie świadomie, ale wypracować automatyzm, który odciąży nasze głowy na przyszłość.

przechodząc dalej:

-- 31 stycznia 2015, o 20:54 --
Jak we wszystkim, tak odburzenie musi oprzeć się na jakiś podstawowych filarach. Myślę, że najważniejszym filarem jest WIARA. Wiara w to, że nasza droga jest ciągłym progresem oraz w to, że na końcu drogi jest całkowite odburzenie. Bez tego nie zrobimy wiele a na pewno nigdy nie uwolnimy się całkiem. Tak jak u Anonimowych Alkoholików – wiara w to, że „będzie dobrze” potrafi trzymać człowieka kiedy ten upada, kiedy pojawia się regres, bezsilność, zmęczenie, zwątpienie. Daje ona sens męczarni, pozwala mieć motywację i determinację mimo braku tak zwanej pewności co do tego co nas czeka. Przeciwwaga dla lęków i obaw, wiara która podnosi najpierw jedną nogę, potem drugą i sprawia, że myślisz – jest sens iść, choć trudno, bo wiem że dojdę. Nie wierząc że dojdziesz myślisz – „to po co mam iść, po co się starać”? Jeśli wiesz, że dojdziesz to naprawdę chcesz iść i idziesz – proste. Wątpliwości Cię nie złamią. A nerwica, co poświadczy każdy kto się odburzył czy choć daleko zaszedł wie, że odburzanie to droga na zasadzie dwa/trzy kroki do przodu, jeden/dwa w tył. Ile razy wątpiłem! Ile razy już miałem tego dość! Znów łapało mnie złe i myślałem – wszystko na nic! Ale potem trzeźwość kazała mi porównać jak jest teraz i jak było. I wiedziałem, że naprawdę jestem znów dalej. Wtedy najgorszą myślą było – a jeśli zostanę na tym etapie? Ale szedłem i potem było znów lepiej i lepiej.

Z wiarą, którą w tym przypadku też trzeba wypracować, wiąże się kolejna kluczowa kwestia szczególnie ważna na dalszych etapach odburzania – nawyk. Podczas pobytu w Tajlandii czytałem zabraną przez siostrę książkę pt. „Siła nawyku” Charlesa Duhigga. Raz, że życiowo przydatna, dwa że podtrzymywała mnie na duchu kiedy miałem gorsze chwile. Jest ona kierowana m.in. do nerwicowców, alkoholików, choć uprzedzam – tu nie ma stricte porad co masz zrobić mając lęki. Tu w ogóle nie ma nic o nerwicy. Ale jest o nawykach, czyli czymś, co w nerwicy jest wyjątkowo kluczową kwestią. Jeśli ktoś ma świadomość co jest w książce i chęć do myślenia przy niej – bardzo polecam.
O nawykach pisał sporo Victor. Cieszy mnie, że przykłada do tego tak wielką wagę – to k*rewsko słuszne. Sam fakt, że ma świadomość roli nawyków jest już nie do przecenienia. Nie będę się więc za dużo rozpisywał na ten ogromnie złożony problem. Odsyłam do wszystkich wpisów Victora na ten temat. Po krótce:
Nawyk jest związany z automatycznym funkcjonowaniem. Proces jego wykształcenia jest świadomy (świadomie, żmudnie i konsekwentnie powtarzamy pewne zachowanie aż ‘wchodzi ono w krew’). Po wykształceniu, robimy to automatycznie, bez jakiegokolwiek udziału naszej świadomości. I to jest klucz przy późniejszych etapach wychodzenia z nerwicy. Otóż ogólnie czujemy się często i długo dobrze. Ale są momenty i okoliczności, które przytrafiając się, każą nam w nerwicowym nawyku skojarzyć je z nerwicą mimo, że z nerwicą nie mają nic wspólnego bo są jedynie pewnymi naturalnymi, zwykłymi w swej specyfice uczuciami wewnętrznymi. A po tym skojarzeniu już owszem, uruchamiają dalsze nerwicowe schematy. O czym mówię? Na przykład:
- niewyspanie, zziębnięcie, głód (te wszystkie nieprzyjemne, dziwne wewnętrzne uczucia im towarzyszące)
- palenie papierosa, czarna kawa (pobudza, koncentruje umysł, ale rozstraja fizycznie), tym bardziej marihuana
- przemywanie w miejscach głośnych, chaotycznych, trzęsących (samochód, samolot)
- nurkowanie ;)
- strach przed realnymi problemami (egzaminy etc.)
I wiele innych. Otóż trzeba jeden nawyk zastąpić innym. Kiedy łapało mnie takie ‘dziwne’ a naturalne uczucie mówiłem sobie – „stary to tylko nerwicowy nawyk. Wszystko dzieje się normalnie, to się nie łączy z nerwicą”. Na początku zwracanie świadomej uwagi na ten fakt i mówienie sobie, że nie jedno z drugim nie ma nic wspólnego z czasem przeradza się w osobny nawyk. później zawsze myślałem w ten sposób automatycznie, a potem już nawet nie musiałem myśleć – podświadomość sama sobie to mówiła i zlewała problem, którego ja już świadomie nawet nie zauważałem. Do tego dążymy.

Drugim filarem odburzenia jest według mnie WIEDZA. Ludzie boją się tylko tego co obce i niewiadome. Przeanalizujecie sobie każdy motyw strachu/obawy – esencją jest niewiadoma. Jak dzieci bojące się w nocy szafy. Bo nie wiedzą, „czy czegoś tam nie ma, jeśli jest to czym i co to może zrobić”. Im więcej o czymś wiesz, tym mniej straszne jest, z obcego staje się znane a nawet bliskie. ‘swoje’ – a cóż jest strasznego w ‘swoim’? (mój przyjaciel obecnie nawet z pewnego rodzaju rozrzewnieniem wspomina okres 3letniej depresji, ale to patologia <szeroki_uśmiech> ). Zauważyliście, że najgorsze ataki i strach były na początku, kiedy nie wiedzieliście co się z wami dzieje? A potem strach, że macie ‘nerwicę’? A co to jest NAPRAWDĘ? Co to za gówno? A potem się przyzwyczajaliście. Wiedzieliście więcej. Im więcej wiecie tym mniej się boicie. Wiedza jest reflektorem w mrok strachu. Tu nie ma nawet czego rozwijać. Więc kto ma jeszcze problemy z lękami – zap*erdalać do czytania wszystkiego treściwego co na forum i słuchać nagrań!

I ciągnąc wątek strachu ale z innej beczki. Czytałem niedawno na gazeta.pl (pomijając moją opinię na temat tego portalu) wywiad z pewnym astronautą:
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,1385 ... ejsza.html
czytać to teraz!
Kolejny raz natknąłem się na motyw strachu i ekscytacji. Muszę ten wątek jeszcze sam przerobić, ale pierwsze wnioski jakie mam – w sytuacjach niecodziennych, niebezpiecznych, ryzykownych, a przede wszystkim trudnych i problematycznych, człowiek może zareagować dwojako: STRACHEM lub EKSCYTACJĄ (jak pierwszy lot szybowcowy owego astronauty). Nie wiem od czego to zależy i to spróbuję zgłębić.
Pamiętam jak podczas wizyty w Rzymie cztery lata temu spóźniliśmy się z siostrą na odprawę samolotu lecącego do Warszawy. Samolot stał jeszcze na płycie ale nie mogliśmy już zdać wielkiej, wspólnej walizki. Wciąż mogliśmy wsiąść do samolotu, tyle że bez walizki. Powiedziałem siostrze – leć ty. Zostałem sam z ogromną walizką, po przebukowaniu lotu na ‘za 3 dni’ zostało mi w kieszeni 30 euro (był weekend, więc przelew od rodziców i tak by nie doszedł) i bez żadnego noclegu. Usiadłem wtedy przed wejściem na lotnisku, wyciągnąłem papierosa, zaciągnąłem się i myślałem – „o k*rwa, ale przygoda! Muszę przeżyć w Rzymie z wielką walizką, sam bez pieniędzy!” Ależ to była ekscytacja! Ależ wyzwanie! I czemu się wcale nie bałem, kiedy sytuacja była mówiąc krótko dramatyczna? Większość ludzi (i ja teraz jeszcze) miałaby gruby strach. Muszę zrozumieć, ‘odkryć’ na czym polega reakcja strachu bądź ekscytacji w takich samych złych okolicznościach. Daje do zastanowienia, co?
Jak by nie było – do tego trzeba jakoś dążyć – nie strach ale poczucie wyzwania.

Na koniec, dla przypomnienia – jesteśmy jacy jesteśmy – więcej potrafimy ale i mamy nieco większy bagaż. Pewnych rzeczy w sobie nie zmienimy, nigdy nie pozbędziemy się tej ciemnej, niespokojnej strony przyrodzonej każdemu człowiekowi. Ale możemy ją zminimalizować, to zaś co z niej zostanie może być kontrolowane w intuicyjny, automatyczny sposób. I do tego powinniśmy dążyć. A świadomie koncentrować się na efektywnym wykorzystywaniu potencjału.
weronia
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 385
Rejestracja: 16 sierpnia 2013, o 16:45

31 stycznia 2015, o 22:45

Super wpis! Dziękuję Ci za niego :)

Ja w tym wszystkim widze jedno - zaangazowanie w siebie i rozmyslanie nad sprawami zwiazanymi z lękiem i to jest cos co ja dopiero niedawno dostrzeglam! To wlasnie to jest ODBURZENIEM. Nie czekanie litosciwe jak bolesna matenka pod krzyzem na koniec ale swiadomosc i wlasnie wiedza. To jest cos co mi zawsze w moim nerwicowym zyciu brakowalo. Zawsze mowilam ZNOWU TO ale tak naprawde CO! NIC to tylko moj brak umiejetnosci tej jazdy jak napisales. To moj brak wlasnie dostrzezenia nawyku reakcji a zamiast tego robienia z tego zawsze i wiecznie klopotu.
Calkiem niedawno zrozumialam ze ja WYPIERALAM to wszystko, ze strachu, z takiego juz nawyku wlasnie bo strach znalam i latwiej reagowac czyms co sie zna.
Fajnie to opisujesz.
Awatar użytkownika
Mentos94
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 65
Rejestracja: 12 października 2014, o 16:00

31 stycznia 2015, o 23:21

twoje slowa Konradzie jak i Victora sa miodem na moje serce bowiem utwierdzaja mnie w przekonaniu iz jestem na dobrej drodze, a na dodatek dodaja sporej dawki pozytywnej energii. Czesto mozna sie zlapac na tym iz dobrze sie czujemy przez jakis czas a tu bęc, stary znajomy wrocil i tak latwo nie da o sobie zapomniec, a to jest tak bardzo podstepne, falszywe myslenie, wyczulenie na wszystko, mysli ktore maja wiele pytan, obaw, zwatpienia, przeszlosc, przyszlosc - natychmiast KASOWAC to wszystko WSZYStKO, bo jak sie wciagniemy to znowu poplyniemy
A czesto pojawiaja sie u mnie takie mysli - Czy ja jestem normalny, inni tacy zadowoleni, zyja zyciem a ja zyje tak itp i znowu ile jeszcze tak bedzie? - KASOWAC I ZMIENIAC NAWYk

trzeba byc niesamowicie konsekwentnym i swiadomym i podoba mi sie to co napisales o nawykach, to jest rowniez klucz do normalnego zycia, czyli dzialanie dzialanie i konsekwentne znowu dzialanie, nerwica/umysl wqrw i sie niemilosiernie i doda ognia do pieca zebysmy go zauwazyli i na tym skupiali swoja uwage :D

Czuje ze to iluzja, ty miales z atakami paniki? ja mam lek wolnoplynacy - oslabia bardzo cialo - no ale tutaj tym trikiem ktroy nie daje o sobie zapomniec w porzypadku nerwicy jest zamartwianie sie czyli znowu falszywe myslenie/bezsensowne myslenie :) No ale sam po sobie wiem jak to meczy caly czas i ten wciaz mentalny chaos w mojej glowie powoduje ze mam problem z podjeciem decyzji co chce np robic i znowu latwo tutaj uruchomic ten proces nerwicowy :D ale jak nerwica schodzi nagle wiem co chce robic, ciekawie to napisales, na twoim przykladzie mozna zobaczyc ze nie ma co sie napalac, byc i zyc i nie oczekiwac ani nie mierzyc czasu uzdrowienia psychologicznie bo mozna sie latwo przejechac

-- 1 lutego 2015, o 00:21 --
Moim zdaniem Wiedza to potega i podstawa, ale kolejna sprawa to umiec ZROZUMIEC albo przyjac do SWIADOMOSCI ta wiedze bowiem nie rzadko mozna zobaczyc ze w przypadku niektorych osob roznie ona moze byc zinterpretowana
A w przypadku nerwicy wywoluje to we mnie nie male zdziwienie, gdy ktos jeszcze( malo tego z polecenia swojego terapeuty dla dobra pacjenta :pp ) tworzy sobie kolejna procedure na poziomie umyslu, ktora tyczy sie nie czytania na temat tego i tamtego co juz w ogole jest paradoksalne bo jak chcemy byc wolni od lekow, uwarunkowan skoro tworzymy kolejne? 'xxdd
Awatar użytkownika
dankan
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 935
Rejestracja: 23 maja 2014, o 10:11

1 lutego 2015, o 22:37

Dobrz idziemy mam bardzo podobne i przyblizone swoje rozkminy na tematy zaburzenia. A i dziecinstwa bo tak naprawde rodzice moga srac zlotem i byc mega mili a np nie odpowiedzialni albo zbyt troskliwi wiec ja to mysle ze dziecinstwo zawsze mialo wplyw na czlowieka i bedzie mialo i zadna super niania nie pomoze bo zawsze cos moze pojsc nie tak ale to nie koniec swiata bo mozemy patrzyc w przod.
Przeczytam o tym strachu i ekscytacji. Ja to tak mysle ze to chodzi wlasnie o zaangazowanie w siebie a cos takiego zawsze sie oplaca bo dopoki robisz cos dla siebie, uswiadamiasz sie to nie ma co martwic sie o to co sie wydarzy.
Najlepsza instrukcja pozbycia sie nerwicy plus inne wpisy ludzi z forum
moja-historia-plus-moje-odburzanie-t5194.html#p49014

spis-tresci-autorami-t4728.html
Ddamian
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 148
Rejestracja: 1 grudnia 2014, o 18:23

13 lutego 2015, o 17:09

Świetny post Konrad!
Szczegolnie ostatnie zdanie, ze jestesmy empatyczni, i latwiej sie przejmujemy bo emocje sa gora i to juz zostanie, ale to wlasnie nie znaczy ze musimy nerwicowiac, miec natrectwa i inne pierdoly!
Zreszta dzis przeczytalem to samo w poscie victora, teraz u ciebie i to wlasnie zajebiscie daje nadzieje bo skoro ja tak mysle, a wy tak mysleliscie i jedziecie coraz dalej to i ja pojade :)
nord
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 121
Rejestracja: 11 stycznia 2015, o 20:02

8 marca 2015, o 14:22

Otucha, otucha. Dzięki za wpis ;)

Ps. Mentos94 jak sobie radzisz z lekiem wolnopłynacym, z obawami o przyszłość ?
KonradW
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 26 lipca 2014, o 15:41

24 kwietnia 2015, o 17:39

wpadam tylko na moment w związku z pewną okrągłą rocznicą - dokładnie rok temu miałem pierwszy atak paniki, dalej była pełnoprawna nerwica. a dzisiaj u mnie jest już zuuuupełnie normalnie. zupełnie.

to znaczy oczywiście żyłem normalnie już od dawna, nerwica jako taka trzymała mnie z różnym skutkiem przez 2,5 miesiąca (ale nie odebrała mi ani jednego dnia, ANI JEDNEGO! zawsze walczyłem z nią, ze sobą), potem miałem tylko gorsze bądź bardzo złe chwile, balans na krawędzi aby nie dać się wciągnąć, wciąż rzadziej i rzadziej.

ważna rzecz - paradoksalnie ten miniony rok nie był w żadnym stopniu gorszy/mniej ciekawy niż jakikolwiek inny w moim życiu - myślę, że zrobiłem ogólnie więcej rzeczy niż kiedykolwiek wcześniej. owszem, to był najdynamiczniejszy rok w moim życiu (mimo, wbrew i dzięki nerwicy)!

jak najbardziej mogę powiedzieć - nie mam nerwicy, jestem w pełni odburzony, żyję normalnie, wszystko jest tak jak było kiedyś, prócz tego tylko, że jestem (w dużym uproszczeniu) zdecydowanie bardziej ogarnięty. ahhhhh, tego mi było trzeba! ;)

zajrzę tu jeszcze za jakiś czas zrobić obszerniejszy wpis, mam sporo istotnych kwestii i motywów.

pamiętajcie - praca nad sobą, myślenie i czyn. a jeśli nie ma motywacji - sukcesywne kopy w leniwą dupę - lepsze to niż siedzieć w bagnie!

powodzenia!
bart26
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 2216
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00

24 kwietnia 2015, o 17:51

No to gratki super czytac takie wpisy . Powodzenia na nowej odburzonej drodze czekamy na twoja historie
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
miśka pyśka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 94
Rejestracja: 22 marca 2015, o 12:03

24 kwietnia 2015, o 23:16

Życzę kolejnych lat bez nerwicy ;-)
ODPOWIEDZ