Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Dobijająca nerwica.

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
Szklanka22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 55
Rejestracja: 20 września 2017, o 13:02

26 września 2017, o 18:44

Postanowiłam napisać, bo wydaje mi się, że sama przestaje sobie z tym wszystkim już radzić, to wszystko mnie zżera, mam wrażenie, że w końcu oszaleję. Nawet nie wiem, jak mam klasyfikować to wszystko i nie wiem czy jest sens.

Moje zaburzenia zaczęły się już dawno. Jestem osobą, która wszystkim się denerwuje, wszystko biorę do siebie.
W klasie maturalnej tak się stresowałam, że uaktywnił mi się ZJD, a ja zaczęłam sobie wyszukiwać objawów raka jelita. Cały rok się denerwowałam, nie mogłam się się skupić na nauce, czymkolwiek, nikomu o tym nie powiedziałam, a sama się dołowałam. Z rodzicami porozmawiałam dopiero w wakacje, zrobiłam podstawowe badania i się uspokoiłam, przestałam się denerwować.
Następny rok przyniósł również wiele stresów, byłam na studiach które mi się nie podobały, wykańczałam się psychicznie, bo nie chciałam tego studiować, a nie chciałam zmieniać kierunku, ogólnie niektóre przedmioty były ciężkie i po prostu mnie wykańczały. Podjęłam decyzję o zmianie kierunku, ale odbiło mi się wszystko takimi subtelnymi natręctwami jak chrząkanie i mruganie, zaciskanie powiek. Wakacje jednak miałam bardzo udane, zaczął się dla mnie cudowny czas, zapomniałam o tym.

Taka sytuacja była do grudnia. Coś tam zobaczyłam w internecie, że jakaś dziewczyna chorowała na coś całkiem innego, przeczytałam objawy, uspokoiłam się, że ja takich nie mam, ale przypomniało mi się o tych jelitach. Zaczęłam wszystko bardziej obserwować i znowu zaczęło się czytanie dra Googla. Czytałam nawet anglojęzyczne strony o osobach, które chorowały w młodym wieku, czytałam o badaniach, lekarzach, gdzie mogę iść i zaczęłam się nakręcać, że mi coś dolega.
Nie pamiętam nawet, jak to się zmniejszyło, a może nie, ale pewnego dnia wymacałam sobie węzeł chłonny. Na początku podeszłam do tego spokojnie, bo no co, każdemu może się powiększyć, ale tak sobie sprawdziłam, co on oznacza w tym rejonie. Zaczęło się, prawie z łóżka spadłam, całą noc nie spałam, jak już zasnęłam, to mi się wszystkie chłoniaki śniły. Łaziłam tak z wizją choroby chyba z dwa tygodnie, ciągle odkładając rozmowę z rodzicami i pójście do lekarza. W między czasie przeczytałam prawie wszystkie możliwe fora onkologiczne, historie ludzi. Już pomijam co tam się działo, ale w połowie stycznia w końcu wybrałam się na usg, gdzie lekarka uspokoiła, że to nic, to normalne, tak może być. Taka ulga, ale przy okazji wyszło jeszcze coś.

Zaczęły sie wizyty u lekarzy. Niby nic takiego, ale wyszły złe wyniki, kolejna wizyta u innego lekarza - bardzo źle, niewielka szansa, że to nic takiego, jak najszybciej operacja, w innym mieście, szukać dobrych lekarzy. To mnie dobiło. Zaczęłam sobie wyobrażać, co będzie z moją rodziną, że naprawę będzie źle. Zaczęłam latać po lekarzach, którzy powiedzieli, że to nie wygląda źle, trzeba operować, ale spokojnie, w między czasie jeszcze tabletki, ale spokojnie, takie coś się zdarza, jednak po tamtej wizycie ja już miałam taką zrypaną psychikę, że nie mogłam się uspokoić.
Budziłam się rano i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, czułam się jak zamknięta w klatce i nie mogłam z niej wyjść, dodatkowo siedziałam pół dnia sama w domu i tylko czytałam fora o chorobie. Skończyło się operacją i dobrym wynikiem, ale moja psychika tego chyba nie udźwignęła.

Zaczęło się od natrętnych bluźnierczych myśli dotyczących Boga, Świętych. Było to jakieś dwa lata temu, zawsze to traktowałam, jak swój błąd, a nie natręctwo, coś, czego nie mogę opanować, ograniczyłam modlitwy i tak bardzo tego nie czułam, ale kiedy te problemy ze zdrowiem się zaczęły, zaczęłam się więcej modlić. Modliłam się codziennie, myśli takich nie miałam, wróciły dopiero w połowie stycznia, jak coś sobie przypomniałam, ale nie było tak źle. Do operacji.
Po operacji czekałam na wyniki jak na wyrok. Wszystko praktycznie od nich zależało i się zaczęło. Musiałam się pomodlić rano, bo jak ja mogę czytać książkę, jak ja się nie modliłam, jak ja mogę o coś prosić, jak rozrywka jest dla mnie ważniejsza, nie zawsze się mogłam skupić, więc powtarzałam modlitwę, raz, dwa, pięć. Byłam już tym zmęczona, a bałam się przestać.
Dodatkowo coś mi się włączyło, że muszę umyć zęby zanim się pomodlę, wykąpać, umyć ręce.
Mówiłam sobie, że to tak tylko do wyników, ale w między czasie zachorowała moja bliska osoba i zaczęłam się modlić podwójnie, byłam coraz bardziej zmęczona, nie mogłam się skupić, poprawiałam i tak ciągle.

W końcu postanowiłam przystopować, ale wtedy bardziej zaczęłam zwracać uwagę na myśli i za każdą myśl jakąś bluźnierczą odmawiałam Koronkę, w końcu przestałam, ale w końcu przestałam, po niedługim czasie zamieniłam to na Zdrowaś Marjo i Chwała Ojcu. Myśli się nasilały, ja za każdą odmawiałam modlitwę, później wydawało mi się, że na modlitwie się za mało skupiam i powtarzałam ją ciągle i ciągle, bywało tak, że nie spałam prawie całą noc, bo mówiłam modlitwę. Udało mi się to przerwać, ale zaczęłam bardzo zwracać uwagę na myśli, bałam się ich, nie wiem, jak kto określić, ale po takiej myśli mam wrażenie, że ja ją myślałam, znalazłam forum katolickie i o każdą myśl się pytałam czy jest grzechem, bo bałam się iść się spowiedzi, a wmówiłam sobie, że takie myśli są cięższe od grzechu ciężkiego.

Zaczęłam próbować ignorować te myśli, ale jak się nie modliłam, to przyszła nowa kompulsja, mówienie przepraszam. Ciągle, kilkaset razy dziennie, przepraszanie za te myśli.
Później myśli zmieniły treść, zaczęłam się bać, że oddam swoją duszę, miałam takie myśli, chodziłam przerażona, ciągle się wyrzekałam. W końcu poszłam do spowiedzi i ksiądz powiedział, że myśli nie mają mocy sprawczej, że takimi myślami sobie czy komuś nic nie zrobię. Niedługo czułam ulgę, ale dwa dni tak było. Cudownie, normalnie, bez nerwów, bez tego ciążenia na żołądku.
Zaczęły się myśli złorzeczące, przeczytałam gdzieś, że ksiądz pisał, że takie myśli trzeba odwołać i poprosić o błogosławieństwo dla tej osoby. Znowu się zaczęło, odwołuję, odwołuję, ciągle mam wrażenie, że źle, że nie dokładnie, zastanawiam się nad tym słowem. Jestem zmęczona, załamana, boję się, wmawiam sobie i się nakręcam.
Dodatkowo w tej i w innych myślach jest coś jeszcze bardzo męczącego, że jak zrobię coś, to się coś stanie. Wypiję herbatę, to oddam duszę, będę komuś złorzeczyć, spełni się to itd, albo odwrotnie. Nie zrobię czegoś i to samo.
Pojawiło się znowu takie coś, że jakiś tekst muszę przeczytać, bo znowu to samo, co pisałam i muszę przeczytać go bardzo dokładnie, a że im dłużej czytam, to jest coraz gorzej, to zajmuje to bardzo dużo czasu. I nie chodzi o to, że to z automatu tak się stanie, ja mam takie pokręcone myślenie, że ja jak tak pomyślę i coś zrobię, to dam na to przyzwolenie, zgodzę się na to.

Dużo tego, a i tak streszczałam, potrzebuję jakiejś rady, bo się zamęczam, raz jest lepiej, ale teraz jest źle, sama siebie nakręcam. Czytam poradniki chłopaków, zaczęłam słuchać nagrań, mam nadzieję, że jakoś się z tego wygrzebię, nie rozmawiałam o tym z rodziną i mi ciężko, a wstydzę się o tym powiedzieć, chodzę zła, smutna, nie mogę się na niczym skupić, boję się, że coś pomyślę.

Poradźcie coś.
Awatar użytkownika
Mysz
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 69
Rejestracja: 8 lutego 2017, o 18:51

26 września 2017, o 20:45

Ja bym jednak proponowała porozmawiać z kimś bliskim. Rodziną, przyjacielem. Czasami duże napięcie się buduje przez samo ukrywanie. jak się "przyznasz" to przynajmniej tyle łatwiej, że nie tracisz energii na ukrywanie. A możesz też otrzymać od nich wsparcie. Pamiętaj, to nie żaden wstyd że dopadło Cię zaburzenie! Nie robisz też nic złego tymi myślami! To tylko myśli. Działaj według wskazówek chłopaków ale szukaj tez wsparcia :)
Będzie dobrze, dasz radę! Nie poddawaj się :)
Szklanka22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 55
Rejestracja: 20 września 2017, o 13:02

27 września 2017, o 12:08

Mysz pisze:
26 września 2017, o 20:45
Ja bym jednak proponowała porozmawiać z kimś bliskim. Rodziną, przyjacielem. Czasami duże napięcie się buduje przez samo ukrywanie. jak się "przyznasz" to przynajmniej tyle łatwiej, że nie tracisz energii na ukrywanie. A możesz też otrzymać od nich wsparcie. Pamiętaj, to nie żaden wstyd że dopadło Cię zaburzenie! Nie robisz też nic złego tymi myślami! To tylko myśli. Działaj według wskazówek chłopaków ale szukaj tez wsparcia :)
Będzie dobrze, dasz radę! Nie poddawaj się :)
Dzięki, że chciało się Ci przeczytać te długie wywody :)
Aktualnie jestem tym tak przytłoczona i zastraszona, że nie mogę sobie wyobrazić, że będzie dobrze, mam wrażenie, że ja już ciągnę resztką sił psychicznych do tego wszystkiego, bo sama sobie nakręcam coraz gorsze myśli, wepchnęłam się w kompulsje z tego napięcia.
Dla mnie to jakiś wstyd, bo się czuję niedojrzała, że wierzę w takie coś, że sama w takie coś wpadłam. Kurczę, osoby w moim wieku mają już dzieci, pracują, mają prawdziwe zmartwienia, a ja żyję zastraszona w świecie mojej głowy. Czuję się, że to jest dziecinne, że takie coś bym usłyszała. Osoby, które nigdy nie miały do czynienia z takimi zaburzeniami, nie mogą tego zrozumieć, sama aż się wstydzę, jak myślałam jeszcze rok temu o depresji.

Może się przełamię i w końcu z kimś o tym porozmawiam, ale ja mam ciągle złudne nadzieje, że to zacznie odpuszczać, że będzie lepiej, chociaż w chwilach załamania to bym najchętniej poleciała od razu do psychologa, psychiatry, bo ja już sobie nie radzę, ale mimo wszystko chciałabym spróbować ogarnąć się sama. Trzeba się spiąć, zmotywować i zacząć działać. Bardzo chcę wrócić do normalności, więc muszę dać radę.
Awatar użytkownika
jestemjakajestem
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 167
Rejestracja: 29 listopada 2016, o 15:35

27 września 2017, o 13:29

Szklanka22 pisze:
27 września 2017, o 12:08
Mysz pisze:
26 września 2017, o 20:45
Ja bym jednak proponowała porozmawiać z kimś bliskim. Rodziną, przyjacielem. Czasami duże napięcie się buduje przez samo ukrywanie. jak się "przyznasz" to przynajmniej tyle łatwiej, że nie tracisz energii na ukrywanie. A możesz też otrzymać od nich wsparcie. Pamiętaj, to nie żaden wstyd że dopadło Cię zaburzenie! Nie robisz też nic złego tymi myślami! To tylko myśli. Działaj według wskazówek chłopaków ale szukaj tez wsparcia :)
Będzie dobrze, dasz radę! Nie poddawaj się :)
Dzięki, że chciało się Ci przeczytać te długie wywody :)
Aktualnie jestem tym tak przytłoczona i zastraszona, że nie mogę sobie wyobrazić, że będzie dobrze, mam wrażenie, że ja już ciągnę resztką sił psychicznych do tego wszystkiego, bo sama sobie nakręcam coraz gorsze myśli, wepchnęłam się w kompulsje z tego napięcia.
Dla mnie to jakiś wstyd, bo się czuję niedojrzała, że wierzę w takie coś, że sama w takie coś wpadłam. Kurczę, osoby w moim wieku mają już dzieci, pracują, mają prawdziwe zmartwienia, a ja żyję zastraszona w świecie mojej głowy. Czuję się, że to jest dziecinne, że takie coś bym usłyszała. Osoby, które nigdy nie miały do czynienia z takimi zaburzeniami, nie mogą tego zrozumieć, sama aż się wstydzę, jak myślałam jeszcze rok temu o depresji.

Może się przełamię i w końcu z kimś o tym porozmawiam, ale ja mam ciągle złudne nadzieje, że to zacznie odpuszczać, że będzie lepiej, chociaż w chwilach załamania to bym najchętniej poleciała od razu do psychologa, psychiatry, bo ja już sobie nie radzę, ale mimo wszystko chciałabym spróbować ogarnąć się sama. Trzeba się spiąć, zmotywować i zacząć działać. Bardzo chcę wrócić do normalności, więc muszę dać radę.
eee tam kochan pamietaj że mysli to nie czynny, a nasze mysli są zaburzone, nie wpedzaj sie w poczucie winy za to, NIC ZŁEGO NIE ROBISZ I NIE ZROBISZ, co do psychologa to ja jak najbardziej polecam tam sie mozna wygadac i nikt cie nie ocenia równiez u psychiatry, pamietaj o tym ze my tu wszystcy jak tu jestesmy mamy mysli lękowe, zacznij powoli na nie nie reagowac czyli jak najdzie cie jakas lękowa myśl nie reaguj emocjami na nią, nie wpedzaj sie w poczucie winy bo ty cały czas masz świadomosc tego co sie dzije i na pewno tego nie chcesz, to tylko nasze rozchwiane emocje/nerwy daja nam popalic powodzenia
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

27 września 2017, o 13:31

Zacznij od nagran o akceptacji
Przejdz do nauki o mechanizmie powstawania natrectw
Wieczorem podesle ci linki, nie jestes sama, jestesmy z toba
Rowniez lapie sie jeszcze na kompulsjach
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
Szklanka22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 55
Rejestracja: 20 września 2017, o 13:02

27 września 2017, o 13:54

Dziękuję Wam bardzo :cm
Niestety się nakręciłam, że w myślach można oddać duszę, na coś się zgodzić, bo różne rzeczy piszą na różnych forach niestety i dopiero ksiądz mi przetłumaczył, że tak to nie działa, ale jakiś brak 100 procentowego zaufania został i dalej po niektórych myślach mam lęk.
Dodatkowo na jakiejś stronie katolickiej wyczytałam, że złorzeczenia nawet te w myślach trzeba odwołać i odwołuję, mimo, że niby wiem, że myśli nie mają mocy sprawczej.
W sumie te myśli takie też mi się wzięły, bo się naczytałam o tym, jaką to ma moc i zaczęłam się bać, że jak nie potrafię tak zapanować nad tymi myślami, to na kogoś coś pomyślę i w chwilach lęku, przypomnienia takie myśli są, bo się sama nakręcam.
Nie poddaję się, trzeba się otrzepać i będę działać.
Awatar użytkownika
eyeswithoutaface
Moderator
Posty: 1515
Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44

27 września 2017, o 16:01

Szklanka22 pisze:
27 września 2017, o 13:54
Dziękuję Wam bardzo :cm
Niestety się nakręciłam, że w myślach można oddać duszę, na coś się zgodzić, bo różne rzeczy piszą na różnych forach niestety i dopiero ksiądz mi przetłumaczył, że tak to nie działa, ale jakiś brak 100 procentowego zaufania został i dalej po niektórych myślach mam lęk.
Dodatkowo na jakiejś stronie katolickiej wyczytałam, że złorzeczenia nawet te w myślach trzeba odwołać i odwołuję, mimo, że niby wiem, że myśli nie mają mocy sprawczej.
W sumie te myśli takie też mi się wzięły, bo się naczytałam o tym, jaką to ma moc i zaczęłam się bać, że jak nie potrafię tak zapanować nad tymi myślami, to na kogoś coś pomyślę i w chwilach lęku, przypomnienia takie myśli są, bo się sama nakręcam.
Nie poddaję się, trzeba się otrzepać i będę działać.
Kochana, nawet z punktu widzenia czysto religijnego, żeby takie myśli miały jakakolwiek 'moc' to Ty musisz swiadomie chcieć kogoś skrzywdzic, wypowiedzieć dana myśl nie z powodu nerwicy, a rzeczywistych chęci. Głupie myśli tego typu ma mnóstwo ludzi, tylko nikt na to nawet uwagi nie zwraca. Nie zdarzyło Ci sie kiedyś pomyśleć albo powiedzieć kiedy byłaś na kogoś wkurzona, ze np ukrecilabys mu łeb? :DD Przeciez wcale nie ma się w takich chwilach na myśli DOSLOWNEGO znaczenia tych słów. I tak samo jest ze złorzeczeniem, u Ciebie to sa myśli natretne, które nigdy przenigdy nie wpłyną na niczyje życie. Olewaj dziadostwo i głowa do góry :)
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Awatar użytkownika
Mysz
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 69
Rejestracja: 8 lutego 2017, o 18:51

27 września 2017, o 18:39

Myśli faktycznie mają moc - wpływają na twój nastrój :) jeśli będą pozytywne emocje będą się zmieniać , a lęk zmniejszać.
Faktycznie zgadzam się że rozmowa z psychologiem bardzo może pomóc. Taki ktoś nie ocenia, rozumie o czym mówisz i nie dziwi się różnym objawom.
Wysyłam Ci dużo dobrej energii :) pozdrawiam!
Szklanka22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 55
Rejestracja: 20 września 2017, o 13:02

30 września 2017, o 19:14

Nie mogę ogarnąć tych kompulsji. Nie potrzebnie mieszam we wszystko Boga, ale moja cała nerwica się na tym opiera.
Miałam złorzeczącą myśl o swojej bliskiej osobie i pisałam o tym czytaniu jednego z tekstów, bo w sumie nie wiem co. Wczoraj siłą woli cały dzień nie czytałam nic, a dziś rano znowu jakoś sobie to wkręciłam. Od rana znowu nie mogłam się uspokoić, bo miałam natrętną myśl, że jak coś zrobię, to będę musiała to przeczytać, a jak nie przeczytam, to dam na to złorzeczenie przyzwolenie? spełni się? sama nie wiem. W końcu przeczytałam, ale oczywiście nie skupiłam się całkiem i znowu to się nakręca.
Już czytałam tekst Divina, że myśl nikomu nic nie zrobi, o tych kompulsjach itd. wszystko wiem, a nie mogę sobie dać rady, bo mi się wydaje, że jak ja sobie powiem, że muszę to przeczytać, to jakbym powiedziała Bogu, że to przeczytam, bo tak będzie. A przecież to chyba tak nie działa. Jaki ja mam pokręcony obraz religii.

W ogóle, możecie mi napisać, od jakich materiałów mam zacząć? Tyle tego jest, sukcesywnie, po trochu czytam i słucham, ale aż tak dużo na razie nie mam czasu, żeby porządnie posłuchać filmów.
Dziś zmarnowałam cały dzień na rozważanie czy przeczytać czy nie, w lęku. Załamana jestem, bo mi szkoda tego czasu, który marnuję na to wszystko, na kompulsje, na rozmyślania.
ODPOWIEDZ