Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Depresja po związku?

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
dk1995
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 8 maja 2017, o 19:34

14 maja 2017, o 18:53

Cześć,

Na wstępie wielkie dzięki dla każdego, kto przebrnie przez ten referat. Chciałbym opisać swoją historię, która odznaczyła swoje piętno na mojej psychice.

Mam 22 lata, jestem studentem ostatniego roku, jednocześnie od 2 lat pracującym w korporacji. Zaczęło się od tego, że na studia wyjechałem bardzo daleko od domu – drugi koniec Polski, co w połączeniu z właściwie brakiem studenckiego życia (praca+studia dzienne) sprawiło, że zacząłem czuć się dość samotnie. Oczywiście mam grono znajomych, natomiast nie potrafiłem z nikim zbudować jakiejś trwalszej więzi – takiej, przy której mógłbym z kimś porozmawiać o moich problemach. Jednocześnie, moje relacje rodzinne bardzo dalekie są od poprawnych. Często byłem świadkiem wielu przykrych sytuacji, zarówno na linii moich rodziców, jak i rodzice- moje rodzeństwo. Jednak nie o tym tutaj – chciałem tylko zaznaczyć, że mimo, że kocham swoich rodziców i jestem wdzięczny za wszystko co dla mnie robią, to niestety nie wyniosłem z domu najlepszych wzorców. Dodatkowo, nie wiem czy ma to jakieś znaczenie, ale jestem ateistą, a raczej agnostykiem (mimo, że kilka razy bezskutecznie próbowałem przekonać się do wiary). Cała sytuacja rozpoczęła się w momencie, gdy poznałem dziewczynę, z którą niedługo potem zostaliśmy parą. Było idealnie. Jako, że z natury podejście do związków oboje mieliśmy bardzo ‘romantyczne’ to dopasowaliśmy się idealnie. Żyliśmy na odległość, mimo to wszystko toczyło się bardzo szybko – bardzo szybko zostałem włączony w jej życie rodzinne i zaakceptowany. Po kilku miesiącach, niestety z mojej winy (podyktowanej zawiścią, chorobliwym poczuciem zazdrości, za co okropnie się obwiniam) odszedłem od niej. Po drodze zrobiłem kilka strasznych rzeczy, które głównie polegały na bardzo mylnym osądzeniu jej o nieszczerość wobec mnie, oraz o inne wyimaginowane kwestie. Ona, mimo całego żalu do mnie, pogodziła się z rozstaniem oraz moimi błędami, ja nigdy. Od ponad pół roku noszę w sobie ogromne poczucie winy. Poczucie winy o to, że zniszczyłem związek, który był dla mnie wszystkim (tak jak wspominałem – nie mam praktycznie nikogo, a moje kontakty z rodzicami sprowadzają się do kilkuminutowych rozmów przez telefon). Oprócz tego zadręcza mnie fakt, że ją zawiodłem – mam w pamięci wszystkie słowa, które wskazywały na to, że mi ufa – ja to zepsułem. Nie wyobrażam sobie dalszego życia. Mimo, że minęło dużo czasu (ponad 7 miesięcy), ja wciąż nie mogę pogodzić się ze stratą. Przestało zależeć mi na czymkolwiek – mam problemy na studiach, przestałem jakkolwiek o siebie dbać. Codziennie przez kilka godzin myślę o tym wszystkim, popadam w rozpacz. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że z zewnątrz odbierany jestem jako raczej osoba pogodna, w pewnym sensie dusza towarzystwa. Niestety, wewnątrz jest inaczej. Boję się, że nigdy nie poznam kogoś, z kim dopasuje się tak idealnie jak z nią (większość kłótni była inicjowana przeze mnie – co z perspektywy czasu bardzo mnie boli). Moi znajomi starają się mnie jakkolwiek pocieszyć i dają mi do zrozumienia, że ten związek nie miał dłuższej perspektywy, oraz starają się pokazać mi, że rozstanie to kwestia obojga osób, a wina leży po obu stronach. Przeraża mnie perspektywa dalszego życia – jedyne co daje mi sens to długie godziny w pracy oraz zajmowanie sobie głowy jak największą ilością rzeczy, które są mi zbędne. Przestałem kontrolować wydawanie pieniędzy. Codziennie rano budzę się z ogromnym bólem w klatce piersiowej i to uczucie towarzyszy mi przez cały dzień od ponad pół roku. Wszystko kojarzy mi się ze wspólnymi momentami - ciągle mam poczucie, że była miłością mojego życia. Nie potrafię ruszyć do przodu i ta sytuacja strasznie mnie dobija. Niestety, nie sposób przedstawić tutaj wszystkich szczegółów, ale sądzę, że ogólny zarys swojej sytuacji nakreśliłem. Boje się, że mój stan wskazywał na depresję jeszcze przed poznaniem dziewczyny, a rozstanie z nią mnie dobiło. Dodam, że miewam wahania nastrojów – od pewnego czasu myślałem, że mam to za sobą, natomiast od 2 tygodni wszystko wraca. Mam ogromny problem z tym, żeby znaleźć zrozumienie u innych osób – nie potrafię przekazać wszystkiego oraz tego co czuję/czułem. Większość dzisiejszych związków jest oparta na szerokorozumianym ‘luźnym’ podejściu do uczuć dlatego też, najczęstsza rada to - ‘klin klinem’, o czym nie jestem w stanie myśleć.

Czy ktoś z Was był kiedyś w podobnej sytuacji oraz jest w stanie powiedzieć, czy to ze mną jest coś nie tak, że po tak długim czasie tak to przeżywam? Czy moje poczucie winy oraz straty jest uzasadnione? Dziękuję.
Awatar użytkownika
Kretu
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1180
Rejestracja: 14 października 2016, o 10:07

15 maja 2017, o 10:03

Hej, bardzo często osoby przejawiające cechy chorobliwej zazdrości popadają w różne stany depresyjne czy nerwicy bo w późniejszym etapie zdają sobie sprawę ze swoich czynów - są wstanie powiedzieć drugiej osobie najgorsze rzeczy, obwinić ją o wszystko by w ciągu kilku kolejnych dni prosić o wybaczenie. Ma to swoje podstawy w niskim poczuciu własnej wartości, strachem przed odrzuceniem/samotnością osoba pewna siebie nie jest typem zazdrośnika. Dziewczyne na pewno znajdziesz, masz jeszcze sporo czasu. Nie wiem jak wyglądała wasza relacja więc ciężko cokolwiek oceniać, z czasem te emocje związane z dziewczyną zaczną się wyciszać.. im mocniejszy emocjonalnie związek tym dłużej to będzie trwało. Może warto było by udać się do psychologa?
Żyj odgrodzony od przeszłości i przyszłości.
dk1995
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 8 maja 2017, o 19:34

15 maja 2017, o 14:41

Dzięki za odpowiedź. Wydaje mi się, że masz rację. Czuję, że kompletnie straciłem kontrolę nad swoim życiem - zniszczenie tego związku to najgorsze co mnie kiedykolwiek spotkało, az nie potrafię uświadomić sobie, że to zrobiłem. Z natury jestem uważany za osobę ogarniętą, nieźle zarabiam, ludzie mówią, że jestem dojrzały jak na swoj wiek. Z zewnątrz wszystko wydaje się w porządku jednak wewnątrz od dawna stracilem juz chęci do życia. Muszę tylko udawać przed wszystkimi, że jest ok, co jest bardzo ciężkie. Co do emocjonalnosci to zdaje sobie sprawę, ze przez to emocjonalne przywiazanie do drugiej osoby tak cierpię. Wiem tez, ze ona układa swoje życie, tak więc podświadomie jest mi ciężej, ze nie potrafię ruszyć z miejsca. Nie sądziłem kiedykolwiek, że w tak mlodym wieku odczuję taką stratę. Czy realnym jest otrzymanie skutecznej pomocy psychologa/psychiatry na NFZ? Czy muszę liczyć się z wizytami prywatnymi? Czy moj przypadek to nie jest po prostu wmawianie sobie czegoś i z depresja ma niewiele wspolnego? Pytam, bo mam prywatne ubezpieczenie medyczne, niestety takich usług brak.

Pozdrawiam.
Olek11
Świeżak na forum
Posty: 1
Rejestracja: 9 czerwca 2017, o 00:19

15 czerwca 2017, o 21:53

Hej ,udzielasz sie Kretu jeszcze ?Pomogl bys mi?Wyslalem Ci prywatna wiadomosc.
ODPOWIEDZ