Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Długa historia

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
minolta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 20 sierpnia 2016, o 00:33

20 sierpnia 2016, o 01:21

Cześć Wam. Z góry przepraszam, że ten post będzie taki długi. Możecie go zignorować jeśli chcecie, musiałam zwyczajnie to wszystko z siebie wyrzucić...

Jak to się zaczęło?
Dokładnie nie wiem. Nie znam powodu, przez który to się dzieje. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem, miałam może koło 10-12 lat, zaczęło we mnie kiełkować coś dziwnego. Dziwne uczucie, które przeradzało się w ataki paniki. Takiej, której nie potrafiłam zrozumieć, nie wiedziałam co spowodowało ten atak. Zwyczajnie nagle przychodziła do głowy myśl o śmierci i zaczynała się jazda. W sumie wciąż tak się zdarza.

Wtedy bałam się chodzić do kościoła. Przestałam, bo tam nachodziły mnie te myśli najczęściej. Mama to zrozumiała i nie wyciągał mnie nikt na siłę. Babcia nie wiedziała nic o moim problemie, więc zdarzało się, że pytała czemu nie idę z nią. Zawsze odpowiadałam, że źle się czuję albo wymyślałam inną bajkę. Z wiekiem te myśli jakoś się uspokoiły na dłuższy czas. Poszłam nawet do bierzmowania, chodziłam do kościoła i było w porządku, nawet tam.

Później był etap studiów. Wyjechałam do innego miasta zupełnie sama, z czystą kartą, nikt mnie nie znał, ja nie znałam nikogo. Wtedy na pierwszym roku zimą dopadł mnie dziwny stan. Z perspektywy czasu myślę, że epizod depresyjny, jak to profesjonalnie się nazywa. Odsunęłam się od znajomych, nie wychodziłam z nimi, chodziłam tylko na uczelnię „bo muszę” wracałam do mieszkania i spałam. Ciągle.

Potem samo przeszło przeprowadziłam się, było całkiem fajnie. Do czasu. Na drugim roku znów zaczęły się ataki paniki, stany lękowe, nawet nie wiem jak to nazwać. Odkryłam, że kiedy przed snem napiję się piwa, dwóch albo sześciu, niepożądane myśli nie przychodzą. Dość często ten patent stosowałam, bez zrozumienia ówczesnych współlokatorek. Nie mówiłam nikomu co się ze mną dzieje. Wiedziała tylko mama.

Kiedyś podczas jednego z takich ataków, którego niestety świadkami byli moja współlokatorka z chłopakiem, zadzwoniłam do mamy. Musiała się nieźle przestraszyć, bo było już po północy. Rozmawiałam z nią długo, jakoś mnie uspokoiła. Wtedy przypomniało mi się o moich atakach z dzieciństwa. Do tego czasu nie pamiętałam jak to wyglądało. Miałam przebłyski, że wpadałam w panikę, miałam dziwne uczucie, płakałam, ale chyba wyrzuciłam z pamięci to, jak dokładnie wyglądały te sytuacje.

Kiedy przyjechałam do domu, rodzice i siostry byli tak zmartwieni tamtym telefonem, że stwierdziłam, że nie mogę obarczać ich tym. W końcu jestem najstarszą córką, muszę im pomagać, być odpowiedzialna i sobie radzić, dawać przykład siostrom. I próbowałam tak funkcjonować. Mama prosiła, żebym poszła do psychologa, ale odwlekałam to w czasie, jakoś zaczynałam z powrotem wracać do normalności.

Ale lęki nie ustępowały do końca. Wieczorem przed snem jest najgorzej. Później doszły do tego wszystkiego bezdechy podczas snu. Budziłam się i nie mogłam złapać oddechu, wpadałam w panikę, że zaraz się uduszę. Często też bałam się zasnąć mając z tyłu głowy myśl, że mogę się nie obudzić, że znów zacznę się dusić itp. Piszę to wszystko w czasie przeszłym, ale to nadal trwa, tak jest mi po prostu łatwiej zebrać myśli w całość i jakoś uporządkować zdarzenia.

Od jakiegoś czasu, może koło dwóch miesięcy, jest jeszcze gorzej. Nie mogę się na niczym skupić, o wszystkim zapominam. O urodzinach bliskich, o tym, że miałam zrobić coś na uczelnię, do pracy... Ranki stały się torturami. Na samą myśl o tym, że muszę wstać z łóżka i żyć zaczęły powodować fizyczny ból. Nie policzę ile razy budziłam się i zaczynałam po prostu płakać, bez powodu. W takim stanie też wiele razy usypiałam. Zauważyłam ile dziwnych rzeczy dzieje się ze mną ostatnio i pojawiły się myśli, że chyba potrzebuję pomocy. Poza brakiem koncentracji, bezdechami, bezsennością i jednocześnie ciągłą sennością, doszły do tego częste zawroty głowy jakbym miała za chwilę zemdleć, pojawiający się znikąd niepokój w jakiejkolwiek sytuacji, problemy z utrzymaniem równowagi... W pracy spadło na mnie bardzo dużo obowiązków przez szkolenia do awansu, jednak przestałam sobie radzić, żaden deadline nie robi na mnie już wrażenia. Czegoś nie zrobię – trudno, dziś nie mogę, bo…bo nie, po prostu nie mogę się ruszyć. Zrobię kiedy indziej. Na uczelni też zrobiły się zaległości.

Wśród znajomych nie pokazuję tego, co dzieje się w środku. Maskę opracowałam idealnie. W pracy nawet nie pomyśleliby, że mogę mieć jakieś problemy. Wychodzę na miasto, a raczej zmuszam się do tego. Ale potem wracam, zmywam makijaż, kładę się do łóżka albo siadam na balkonie i znów wracają te natrętne potworki w głowie. Wiem, że gdybym komuś z otoczenia powiedziała o tym wszystkim, nie spotkałabym się ze zrozumieniem. Znów usłyszałabym „weź się w garść”, „głupoty gadasz”, „po prostu nie chce ci się” itd.

Tylko dwóch przyjaciół wie o tym wszystkim, a może nawet i nie o wszystkim… Nie jestem w stanie o tym rozmawiać, czuję że jestem z tym sama i muszę się sama ogarnąć. Nie mogę okazać słabości, wszędzie wymagają ode mnie tego, żebym zawsze wiedziała co robić i dawała z siebie wszystko. W pracy, wśród znajomych, rodziny, na uczelni, w mieszkaniu… Oczekiwania innych zaczęły mnie przerastać, nie potrafię pomyśleć o sobie i o tym, co ja chcę robić, a myślę o uszczęśliwianiu innych. Swoim kosztem.

Boję się przyznać nawet sama przed sobą, że mogę mieć nerwicę, depresję, a może nawet jedno i drugie. Nie wiem jak zmobilizować się do tego, żeby pójść do psychologa. Miałam kilka podejść, za każdym razem kończy się na sprawdzeniu imienia, nazwiska, adresu gabinetu i godzin przyjęć. I tyle.

Jestem już zmęczona tym wszystkim. Wszystkim i wszystkimi. Cały świat wymknął mi się spod kontroli i panicznie próbuję trzymać jego resztki w ryzach, ale to nie wychodzi. Nie czuję wsparcia od nikogo, bo nawet osoby, które o tych problemach wiedzą, nie chcą zrozumieć. Dziwią się, że tkwię w miejscu zamiast zacząć robić coś w kierunku tego, co bym chciała robić, jak chciałabym, żeby moje życie wyglądało.

A ja po prostu nie mogę. Jestem zablokowana i nie umiem ruszyć dalej. A mam dopiero 22 lata…
Musiałam to wszystko napisać i wypłakać przy tym oczy, bo brakuje mi siły, żeby zrobić z tym cokolwiek…
Awatar użytkownika
Mich95
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 310
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 22:35

20 sierpnia 2016, o 01:29

Cześć jesteśmy w podobnym wieku ja mam 21 lat a właściwie to nie długo 21 lat skończę cóż przede wszystkim zacznij od nagrań Divina
i Victora to ci myślę że powinno pomóc nawet bardziej od spotkań z psychologiem ale do spotkań z psychologiem mimo to zachęcam.
To nie życie zmienia nas to my wprowadzamy zmianę,
nikt nie da lepszych kart, mamy jedno rozdanie.
Paluch - To Nie Życie Zmienia Nas

strona na wattpad: https://www.wattpad.com/user/Michhhh95
profil na Youtube:
https://m.youtube.com/channel/UCpaHbqQXZUb0GDRCDtXNhFQ
Konto na Soundcloud:
https://soundcloud.com/user-248304313?utm_source=clipboard&utm_medium=text&utm_campaign=social_sharing
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

20 sierpnia 2016, o 16:15

Witaj minolta, miło Cię widzieć :)

Przeczytałam Twój post i wiem jak jest Ci ciężko i jak bardzo zabija Cię od środka. Kiedy ja trafiłam do psychiatry również byłam w podobnym wieku, miałam zaledwie 21 lat. Przede wszystkim z serca radzę Ci wybierz się do psychiatry, psychologa - kogokolwiek, kto pokieruje Twoimi problemami i nada i im właściwy tok, czy to farmakologiczny czy terapeutyczny, a być może dwa w jednym. Nie bój się, każdy z tych ludzi jest tam po to by Ci pomóc. Pomyśl, że gorzej już nie będzie, że każdy dzień kiedy to odwlekasz zabierasz sobie szansę na prawdziwie szczęśliwe życie.

Z tego da się wyjść, może nie dziś, nie jutro, nie za trzy miesiące, ale da. Pozwól sobie pomóc. Jeśli jest Ci ciężko rozmawiać o tym z kimkolwiek, może spróbuj prowadzić swego rodzaju pamiętnik? Coś, gdzie będziesz mogła zapisać jak jest Ci źle, a potem z perspektywy czasu zobaczysz jak wychodziłaś na prostą.

Życzę Ci dużo odwagi i jeszcze więcej siły do walki, a zobaczysz jak jeszcze będzie pięknie :)
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
mateo384
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 10 czerwca 2016, o 13:55

20 sierpnia 2016, o 18:05

nie obraz sue ale idz do psychiatry wez keki wzmocnisz sie i do psychologa
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

20 sierpnia 2016, o 18:12

Widzisz kochana, u mnie ataki lęków i płaczu nocnego zaczęły się kiedy miałam kilka lat bo... nachodziły mnie myśli o smierci
o tym jakie to straszne, że kiedys stracę bliskich i w ogóle nie wiadomo co to będzie;)
Miałam tez jazdy z Bogiem i kościołem ale z druga stronę, bo ja chetnie łaziłam po kościołach gdyż miałam teorię
że chyba jestem jakims aniołkiem;D Poza tym zbierałam święte obrazki nałogowo.
To była moja forma ucieczki przed lękami dzieciństwa.
Poszedł typowy proces lekowy, jaki ma miejsce u dzieci, tyle że przez wiele wiele lat potem nikt mi tego nie wytłumaczył
właściwie to nie wiedziałam do końca na czym polega nerwica aż nie stało się jasne że ją mam.
Pracowac nad nią zaczęłam tak naprawde dopiero od kiedy jestem na tym forum.
I tak chyba nerwica miała swoje poczatki u wiekszosci ludzi.
A i tak chodzi o to żeby zrozumiec nerwice tu gdzie jestesmy teraz, przestac się bać jakichś objawów, ataków lęku
bo tak naprawdę to sa zupełnie naturalne i nieszkodliwe reakcje na napięcie, presje w jakiej zyjemy i nie grożą zejsciem z tego świata.
Taki pomysł to tylko myśli lękowe.
Ty sama własciwie nazywasz powód swojej nerwicy piszac że jako najstarsza córka powinnaś być zawsze silna, odpowiedzialna
i dawac przykład.
Myślę że bardzo dobrze by było jak bys poszła sobie na terapię, dla samej siebie, żeby się poczuć lepiej, żeby wreszcie
przestac tylko dawac radę a zrobić coś dla siebie.

Jak wejdziesz na główna strone masz cały spis działów, art. nagrań.
Zachęcam Cie do korzystania z tego.
Może coś ciekawego znajdziesz w linkach z mojego podpisu.
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
minolta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 20 sierpnia 2016, o 00:33

20 sierpnia 2016, o 18:34

Zapisałam się dziś do psychiatry. Od razu jak to zrobiłam to zaczęłam żałować, bo teraz już nie mam wyjścia i muszę pójść, nie odłożę tego znów w czasie... nawet nie wiem jak taka wizyta wygląda, nie wiem co powinnam powiedzieć i w ogóle nic nie wiem. W takich sytuacjach zawsze zapominam o tym co mam mówić, więc pewnie połowy objawów nie powiem, bo będę mieć pustkę w głowie, a lekarka stwierdzi, że pewnie kolejna osoba, która sobie wmawia choroby
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

20 sierpnia 2016, o 19:44

minolta pisze:Zapisałam się dziś do psychiatry. Od razu jak to zrobiłam to zaczęłam żałować, bo teraz już nie mam wyjścia i muszę pójść, nie odłożę tego znów w czasie... nawet nie wiem jak taka wizyta wygląda, nie wiem co powinnam powiedzieć i w ogóle nic nie wiem. W takich sytuacjach zawsze zapominam o tym co mam mówić, więc pewnie połowy objawów nie powiem, bo będę mieć pustkę w głowie, a lekarka stwierdzi, że pewnie kolejna osoba, która sobie wmawia choroby
minolta, dokladnie przechodzilam to samo, dokladnie, identycznie, bardzo boje sie smierci...... Mialam 21 lat jak to sie zaczelo. Nastepnie po lekach jakos sie uciszylo i zaczelam normalnie funkcjonowac. Zaczelam sie siebie pytac, po co ja tyle lat biore lekki. Udalam sie do psychiatry z prosba o odstawienie mi ich w bezpiecnzy sposob, zaufalam mu, zrobil to za szybko i po dwoch tygodniach odnalazlam sie na pogotowiu psychiatryczny. Nikt, ale to nikt ni epotrafil mi powiedziec, iz mam nerwice natrectw. Chodzilam od jednego lekarza, do drugiego z kwitkiem w rece, ze niejako mam depresje gleboka i mysli samo..... Nie wiedzialam jeszcze dwa lata temu, z emam nerwice natrectw, przede wszystkim strach przed zrobieniem sobie czegos zlego. Ktoregos dnia trafilam na specjaliste od nerwic, ktory po pierwszym mejlu od razu mi powiedzial, iz mam fobie impulsywna. Takze, spojrz, 15 lat zylam w nieswiadomosci, coz mi jest. Chwilami, nawet na lekach, mialam przeblyslki zlego samopoczucia, ale jakos samo mijalo, moze dlatego, ze nie wiedzialam, coz to takiego ...
Od dwoch lat staram sie wyjsc na prosta.
BARDZO FAJNIE ZE JUZ SIE ZA TO ZABRALAS
Udalo mi sie zazegnac nerwice na dwa miesiace, byl to dlam nie sukces i wtedy bylam najszczesliwsza osoba na swiecie, gdyz odwalilam kawal roboty, ale nerwica dala sie znowu poczuc :buu: :buu: :buu:
Wiem, ze mozna z tego wyjsc, nie tylko kladac nacisk na "walke" z myslami lekowymi, ale rowniez starajac sie zmienic pewne cechy osobowosi, ktore nam ciaza, powoduja napiecia, ktore nakladaja sie na siebie i eksploduja w koncu.
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

20 sierpnia 2016, o 20:05

tylko pamietaj że leki moga wyciszyć i złagodzić objawy somatyczne, lęk, chociaż nie na wszystkich działają.
Do psychiatry sie idzie po receptę głównie, a do terapeuty poukładac sobie pewne sprawy w głowie
i to co sobie wypracujesz to juz Twoje.
Chyba najwazniejsze to zrozumieć jak działa nerwica, jakie sa objawy i przestac się tym nakręcać.
A tego leki za Ciebie nie zrobią, chociaz oczywiscie nie namawiam Cię żebyś ich nie brała.
To zależy tylko od Ciebie.
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
ODPOWIEDZ