Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Co można wynieść dobrego z nerwicy?

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
damiank7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 52
Rejestracja: 15 kwietnia 2016, o 14:26

2 maja 2016, o 18:49

Cześć. Postanowiłem założyć nowy wątek dla tych, co lubią sobie pofilizofować, ale do dyskusji zapraszam wszystkich :D
Chciałbym się zapytać Was, jakie pozytywne zmiany zaszły w Was po wyjściu z samego środka nerwicowego szału. Całe zaburzenie myśli skłoniło mnie do refleksji, które obszary w moim życiu były dotychczas podatne na taki atak, co mogę w nich poprawić, czy wyszedłem teraz mocniejszy itp.
Zacznę od samego siebie:
Od 20 listopada mam dziewczynę, którą bardzo, ale to naprawdę bardzo kocham. Jesteśmy świetnie dobraną parą, od pierwszej rozmowy kiedy zaryzykowałem i odezwałem się do niej dogadaliśmy się perfekcyjnie. Połączyła nas niezła historia, otóż dwa lata wcześniej mieszkaliśmy niemal obok siebie przez tydzień w tym samym hotelu w Hiszpanii i mamy siebie na zdjęciach z tychże wakacji :D To od razu odpaliło lampkę, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Świetnie się dogadujemy w związku. Aż nie mogę czasem uwierzyć i podczas walki z nerwicą natręctw dotyczących naszej relacji momentami łapałem się za głowę jak wszystko perfekcyjnie funkcjonuje w naszej relacji. Jesteśmy dla siebie namiętni, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i co najlepsze to nie jest efekt stanu "zakochania", bo tak naprawdę nie przeżywałem tej miłości w sposób zakochania gdzie targały mną emocje. Po prostu ona idealnie wypełniła mnie jako moja druga połówka, zawsze marzyłem o właśnie takiej osobie, mój ideał jeśli chodzi o charakter to była taka Lucy Wilska z serialu Ranczo no i ona właśnie taka jest! A z wyglądu marzyłem o urodzie skandynawskiej i dokładnie taka jest! Jestem cholernym szczęściarzem i chcę, żeby ta dziewczyna była ze mną zawsze, bo zawsze marzyłem o życiu ze swoją księżniczką, osobą, z którą łączyłaby mnie taka więź.

No ale sielanka się skończyła wraz z nadejściem głupiego lęku. Najpierw, że stracę nad sobą kontrolę, zabiję ją, później cała masa myśli, że jej nie kocham, zaczęło przerażać mnie wszystko, nawet spojrzenie na tyłek przypadkowej dziewczyny na ulicy uznawałem za to, że jestem skłonny do zdrady. Masakra, kompletnie nie umiałem wyluzować, wpadłem w obłęd i zaczął rządzić mną lęk. Po długich i niezwykle kosztownych walkach ze swoimi strachami udaje mi się wyjść na prostą. Od dwóch tygodni gorszy dzień zdarzył mi się tylko dwa razy i to trwało ledwie 1-2 h. Staram się wszystko ułożyć zgodnie ze swoim rozumem, poukładać swoje cele w życiu, czuję się jakbym budował nieco od nowa swoje wartości. Zrozumiałem istotę miłości jako pracy na rzecz nas obojga, więzi duchowej stojącej ponad uczuciami, takim stałym przeświadczeniem, WIEDZĄ i świadomym wyborem tej osoby jako kogoś wnoszącego do moje życia tak dużo pozytywnych i niezwykle istotnych elementów.
I tu jest moje najważniejsze pytanie do Was, drogie nerwuski
Co udało Wam się dobrego wyciągnąć po tych przejściach?
Uważam, że każdy kryzys jest drogą do rozwoju, bo pomaga nam zrozumieć, że byliśmy podatni na jakiś element, który już więcej nam nie zagrozi. Obecnie robiąc bilans uważam, że nerwica jednak bardziej skopała mi tyłek, straciłem na spontaniczności, której i tak nie miałem wiele (urodzony planista), powoli udaje mi się odbudować swój dawny dystans i poczucie humoru, który utraciłem, bałem się przez dwa miesiące niemal wszystkiego.

Ale z drugiej strony wszedłem w głąb siebie, zrozumiałem, że człowiek nie może utożsamiać się ze wszystkimi swoimi myślami. Udaje mi się oswajać najpotężniejszy chyba stan emocjonalny czyli lęk. Dużo bardziej doceniłem swoją dziewczynę, która cały czas mnie wspierała i we mnie wierzyła. Dużo bardziej cieszy mnie czas z nią i stałem się bardziej emocjonalny i wrażliwy. Po pierwszym zawodzie miłosnym dwa lata temu do pierwszego ataku paniki jedyną łzę uroniłem oglądając film o wojnie w Jugosławii, teraz wzrusza mnie więcej rzeczy :P Nauczyłem się kontrolować głupie myśli, zbijać je, ale wciąż się nimi przejmuję, choć nie jestem już tak na nie podatny. Poznałem swoje uczucia i wiem, że nie byłoby dla mnie nic gorszego od straty mojej ukochanej, przekonałem się też ile jestem w stanie wytrwać dla tej relacji mimo, że byłem odcięty od uczuć pozytywnych, mózg wysyłał najbardziej okropne sygnały, ale się nie poddałem i jestem na finiszu zmagań.

Jeśli macie pewne przemyślenia, wnioski, które wyciągnęliście po nerwicy, takie prawdy życiowe, to zapraszam do podzielenia się ;)
subzero1993
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1006
Rejestracja: 5 kwietnia 2016, o 22:09

2 maja 2016, o 19:17

Bardzo ciekawy temat. Z chęcią dorzucę swoją cegiełkę. Mnie stan lękowy nauczył dużo o samym sobie. O tym, że sam sam sobie byłem problemem poprzez złe podejście do życia. Zobaczyłem multum swoich wad tj nawyk ciągłego martwienia się, tego jak bardzo impulsywny jestem, tego że baaardzo często kierowałem się emocjami, co było ogromną wadą, bo to takie życie iluzją. Zauważyłem też to, że cały czas przez życie szedłem na autopilocie, nawet nie cieszyłem się z tego co mam, bo jak tylko coś osiągnąłem to tam hen daleko w przyszłości miałem już kolejny cel. Zobaczyłem, że tkwienie w nerwicy jest tylko i wyłącznie moją winą. Z początku zacząłem się doszukiwać winy w przeszłości, potem w osobowości wtedy do mnie dotarło, że wcale nie muszę być taką pierdołą. Jak chcę zmienić swoje życie to choćbym miał tego wyimaginowanego raka czy jakieś inne gówno z 1000 rzeczy które sobie wkręcałem to zamiast użalać się nad sobą muszę zacząć działać. Zacząłem podchodzić do tematu podobnie jak tutejsi forumowi guru piszą, że psychoterapia ma być narzędziem. Nikt mnie z tego nie wyciągnie, a mówienie ciągłe o tym jak jest mi źle nie jest sposobem na wyjście. Zobaczyłem, że postępowanie zgodnie z instrukcją odburzań też się nie sprawdzało dopóki nie spiąłem pośladów i nie zacząłem wierzyć w tą przemianę i wtedy dopiero do mnie dotarło jaki jestem silny. Zacząłem się cieszyć z tego jaki jestem. Zmieniłem podejście do życia i ogólnie do problemów. Jak jest jakieś zmartwienie lub problem czy jak ktoś mnie wkurza czy może jak jest jakaś czarna chmura nademną to robię sobie krótkie rozeznanie.
Problem -> mogę go rozwiązać? -> jak tak to rozwiązuję i nie ślęczę nad sobą, a jak nie to akceptuję i nie martwię się tym.
Wzięcie się w garść, polubienie samego siebie i nabranie pewności sprawiło, że mimo iż rzeczywistość jest taka sama, to ja patrzę na wszystko dookoła o wiele spokojniej.
Nie boję się już "nerwicy", bo ona jako taka na dobrą sprawę nie istnieje. To termin medyczny, który mnie nie dotyczy. Mnie dotyczą emocje, lęki, które pokonuje każdego dnia po prostu żyjąc. I to jest też ważne, bo żyjąc faktem, że ma się jakąś tam nerwicę i jakąś tam osobowość i tym, że trzeba z tym walczyć popadłem w manię, walki z terminem medycznym. Wiem, że to dopiero początek mojego życia, wiem, że dojdą nowe zmartwienia, ale wiem że sobie z nimi poradzę. I co najważniejsze to to, że jak już wrócą to nie będę myślał z pełnym pampersem o tym, że jakaś tam nerwica wraca.
Podsumowując, dzięki nerwicy nauczylem się żyć świadomie, a jedynie rozpatrywać myśli emocjonalne. Nauczyłem się rozwiązywania problemów o dystansu do życia i co najważniejsze dla mnie to zobaczyłem, że mam w sobie siłę i że mogę osiągnąć wiele. Musiałem tylko przestać usprawiedliwać swoje porażki i po prostu wziąć się za siebie. :)
Ostatnio zmieniony 2 maja 2016, o 19:20 przez subzero1993, łącznie zmieniany 1 raz.
Jak szukać objawów bez nakręcania się -> http://www.zaburzeni.pl/viewtopic.php?p=100011#p100011
jajko
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 89
Rejestracja: 14 marca 2016, o 07:14

2 maja 2016, o 19:18

Ja jeszcze nie wyszłam z nerwicy całkowicie, ale wiem, a przede wszystkim czuję, że jestem na dobrej drodze. Będąc na tym etapie już zdążyłam wynieść pewne dobre dla mnie wnioski dotyczące tego dlaczego nerwica uderzyła, zauważyłam to i starałam/staram się nad tym pracować, co prowadzi mnie do odburzenia. Mój problem dotyczył bycia pod presją i chęcią nieustannej kontroli przez rodzica. Nerwica mnie dopadła po tym, jak podjęłam pierwszą tak NAPRAWDĘ ważną samodzielną decyzję życiową, której byłam świadoma w pełni, a która to nie zgadzała się pod żadnym względem z poglądami mojej Mamy, a wręcz kłóciła się z nimi. A te kłótnie przekładały się na nas dosłownie, przeplatane szantażem emocjonalnym, czarnowidztwem, straszeniem wymyślnymi absurdalnymi konsekwencjami, a nie byłam na to odporna. Oczywiście twardo stawałam przy swoim, jednak emocjonalnie nie dawałam sobie z tym rady. Ten brak odporności ukształtował się we mnie od małego, kiedy to zawsze musiałam myśleć o innych (różne sytuacje życiowe/rodzinne) zaniedbując przy tym swoje na pozór błahe potrzeby, nie boję się powiedzieć, że wiele razy coś było bagatelizowane lub powiedziano mi wprost, że dokładam problemów, albo wymyślam :D. Taka postawa (której nie byłam świadoma, aż do momentu nerwicy wiec dzięki jej za to :D) została u mnie zaimpregnowana. Kiedy doszło do dorosłości dostałam nerwicą jak w pysk, bo przyszedł czas na zajęcie się sobą. Bądź co bądź - chciałam zadowolić i siebie i Mamę. Wytworzyło to we mnie bardzo silny konflikt wewnętrzny i przegrzało styki :)

Teraz wiem, że jestem osobnym bytem, moje zdanie powinno być w 100% moje, świadome, a różne zagrywki przestają robić na mnie wrażenie. Wiem, że nie jestem w stanie zmienić poglądów innych osób jeśli same nie wyrażają choćby iskry dobrej woli, a ja sama nie mam zamiaru szargać sobie nerwów z tego powodu. Nikt za mnie życia nie przeżyje, a "dobre rady" mogą sobie wsadzić w kieszeń. Przede wszystkim nie daje się wpędzić w to okropne POCZUCIE WINY, przez to, że komuś moje życiowe wybory nie odpowiadają. Sama sobie jestem kowalem i wywalczam sobie emocjonalną autonomię :)
Syr 11,10: "Synu, nie bierz na siebie zbyt wiele spraw, bo jeśli będziesz je mnożył, nie unikniesz szkody. I choćbyś pędził, nie dopędzisz, a uciekając nie uciekniesz."
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1856
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

2 maja 2016, o 19:56

To ja się mogę podpisać pod Waszymi obydwoma wypowiedziami - subzero i jajko.

Nerwica nauczyła mnie tego, że nie jestem gorsza od innych ludzi. I że mam za co siebie lubić. Że nie muszę walczyć wciaz i wciąz, wystarczy jak zacznę cieszyć się tym co mam. Miałam dokładnie podobnie przez całe życie jak subzero - klapki na oczach i byle ryć do przodu, po jakieś zdobycze. Ciągłe życie przyszłością, a nie tu i teraz, otaczającym światem i ludźmi.
U mnie podobnie działał nawyk ciągłego martwienia się - no bo jak człowiek nie cieszy się tym co jest tu i teraz to martwi się tym co będzie. To jest takie kręcenie się w kółko. Tak naprawdę każdy dzień jest inny, niepowtarzalny i jakoś nie mam potrzeby czekać jak niektórzy na weekend żeby cieszyć się życiem :-)

Kolejna sprawa to niepotrzebne życie emocjami, głównie tymi złymi. Hodowanie jakichś złości, złoszczenie się na rzeczy, które nijak przekładają się na moje życie. Tak jak napisał subzero - uczę się postawy akceptowania tego, na co wpływu nie mam.

subzero - fajnie to napisałeś - walka z terminem medycznym :-) coś w tym jest. Jak sobię tak pomyślę o ludziach mnie otaczających to każdy z nas jest podatny na jakieś emocje, mniej lub bardziej. Jedni na złość, inni na lęk, jeszcze inni na smutek, i takie tam. Warto zacząć patrzeć na siebie wyrozumiale, a nie ciągle jak na wariata :-)

Przestałam się też chyba spieszyć, co odzierciedla się nawet w moim chodzie - WOW. Kiedyś po prostu zapierdzielałam :DD a teraz jak idę z koleżankami to się je pytam gdzie tak gnają jak dzikie klacze :DD po prostu spieszę się powoli, nie wiem, nie mam chyba już potrzeby szaleć, latać, pędzić.

Póki co staram się pokochać siebie i przestać być wrogiem samej siebie, jak byłam przez większość życia. Kocham swoją delikatność, wrażliwość i tego mi nikt nie zabierze.

O, co ważne! Nie muszę z kimś w dyskusji wygrywać, nie musi być moje na wierzchu :) nie muszę się szarpać z nikim i niczyim zdaniem, ja mam swoje, ktoś ma swoje i luz :)

Jak mi coś wpadnie jeszcze do głowy to napiszę :)
kucyki46
Gość

2 maja 2016, o 20:29

Nauczyła mnie wdzięczności za każdy dobry dzień i moment, pokory i tego żeby przyjrzeć się sobie, swoim zachowaniem, a nie tylko rościć żale i pretensje do innych. Nauczyła mnie akceptacji siebie z całym bagażem wad i zalet, oraz akceptacji innych jakimi są i dostrzegania w każdym czegoś dobrego, wartego uwagi. Szacunku.

-- 2 maja 2016, o 19:29 --
Pogody ducha, dystansu, tego że tak samo jak i warto śmiać się, można i płakać zarówno ze szczęścia jak i smutku. Nie jest to wstyd, a wzbranianie się nie daje możliwości ujścia emocjom. Tego aby wyrażać kim się jest wszędzie gdzie się jest, bo udawanie tego kim się nie jest zabiera wiele ważnej, życiowej energii.
Awatar użytkownika
PannaKota
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 62
Rejestracja: 20 grudnia 2015, o 19:19

2 maja 2016, o 20:32

Nerwica nauczyła mnie przede wszystkim wyrozumiałości do siebie. W końcu dotarło do mnie, że nie jestem robotem, który nie może pozwolić sobie na negatywne emocje, przede wszystkim strach. Jako nastolatka byłam nieustraszona. Latałam sama po Europie, jeździłam gdzie bądź, występowałam przed ludźmi, brałam na siebie (zbyt) wiele obowiązków. Nigdy nie pozwalałam sobie na strach przed czymkolwiek, aż pewnego razu, bałam się wyjść sama po bułki.

I jeszcze jednej rzeczy, a mianowicie oduczyłam się chorego zabiegania o akceptację. To był mój odwieczny problem już od przedszkola. Zawsze jednak było ze mną coś nie tak, a to w zerówce powiedziałam, że nie lubię różowego, tylko czerwony i bach straciłam wszystkie koleżanki. Później podstawówka, wszystkie koleżanki zaczynały gadki o chłopakach, ja nie. Zaczęłam się kumplować z chłopakami, ale jak zaczęli dojrzewać to mnie skreślili. W gimnazjum zaczęłam odkrywać, że jestem lesbijką więc już zupełnie nie zbliżałam się do nikogo, bo bałam się, że ktoś się dowie. W liceum i na studiach to samo. A to za mało anarchistyczna dla anarchistów. Za mało zielona dla ekologów. Za mało feministyczna dla queera itd. Kiedy dorwała mnie nerwica zaprzestałam prób akceptacji. I wiecie co? Najlepiej mi z tym! A kto miał mnie zaakceptować, ten mnie akceptuje :)
Spokojnie, to tylko panika.
damiank7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 52
Rejestracja: 15 kwietnia 2016, o 14:26

2 maja 2016, o 20:37

No właśnie, ciekawa obiekcja- samo słowo "nerwica" to nawet nie choroba, ale po prostu przegrzanie nerwów. Zbyt dużo czynników na raz, zbyt dużo presji powoduje, że układ nerwowy może się przegrzać, a gdy w grę wchodzą silne emocje to takie stany to normalka. My tak naprawdę w "nerwicy" walczymy ze swoimi słabościami. Być może kiedyś te lęki, nieodpowiedni styl życia tkwił i w pewnym momencie uderzył. To taki trening personalny, ja na to mówię:
"siłownia dla umysłu" :D Każde uderzenie lęku, które mi się jeszcze trafia to tak jak przygniatająca sztanga podczas przysiadów. Trzeba ją podnieść, a nogi ma się już mocniejsze :P tym przypadku głowę. Moją obiekcją jest również to, co już zauważył kucyki46- nie ma co się wstydzić swoich emocji, jesteśmy ludźmi :)
Awatar użytkownika
dziwny123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 994
Rejestracja: 24 kwietnia 2016, o 16:56

2 maja 2016, o 21:47

Dobre strony mojej nerwicy są tylko takie, że trochę się dowiedziałem o swoim "systemie emocji" i że jestem trochę zapoznany z psychologią i psychiatrią.
Awatar użytkownika
myszusia
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 545
Rejestracja: 11 lutego 2016, o 13:10

3 maja 2016, o 06:50

Mnie nauczyła,żebym nie podchodzila do wszystkich rzeczy emocjonalnie a przede wszystkim tego,ze nie można przejmowac sie rzeczami,na które nie mam wpływu. Zreszta co ma być to i tak będzie. Nauczyla mnie takze podejmowania decyzji,bo zazwyczaj nie bylam pewna i sie miotalam i gryzlam sama z sobą. Potrafię tez powiedziec co mi się nie podoba,wczesniej wszystko trzymałam w sobie. Z.perspektywy czasu wiem i dziękuję,ze doświadczam tego stanu. Ciężko,bo ciężko,ale krzywdy mi to nie zrobi :)
" W życiu wygrywa tylko ten,kto pokonał samego siebie. Kto pokonał swój strach,swoje lenistwo,swoją nieśmiałość"
PiotrNazwisko
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 105
Rejestracja: 23 lipca 2015, o 12:12

3 maja 2016, o 07:49

Mnie to wszystko, co przechodzę uczy i uświadamia, co muszę w sobie zmienić. Kopie mi tyłek, żebym przestał wszystko roztrząsać i analizować, bo koniec końców to do niczego dobrego nie prowadzi. Że warto zaryzykować, zrobić coś poza "planem", żeby się nie bać. I przede wszystkim wpływa na moją pewność siebie, którą zamierzam podszlifować. Zmiany, które w sobie zauważam od początku tego roku są ogromne, ale wiem, że jeszcze długa droga przede mną. Życzę Ci szczęścia z dziewczyną ;)
Nothing worth having comes easy.
Overthinking kills your happiness.
xyz
Świeżak na forum
Posty: 5
Rejestracja: 30 czerwca 2016, o 15:48

30 czerwca 2016, o 16:26

Dobrego? To coś zniszczyło mi życie. Z odważnej, pewnej siebie dziewczyny pałającej chęcią do życia zrobiłam się wiecznie zmęczoną swoimi natręctwami, nieszczęśliwą sierotą życiową. Jedyne co udało mi się osiągnąć, to przekonać moich rodziców, że myjąc 30 razy dziennie ręce nie symuluję. Wiem także, że ludzie tego nie rozumieją i dlatego lepiej nikomu nic nie mówić i udawać, że wszystko gra.
bart26
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 2216
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00

30 czerwca 2016, o 16:36

Typowe podejscie osoby wielce skrzywdzonej przez Nerwice . Po pierwsze to ona sie nie wziela z kosmosu . Sama ja zapoczatkowalas i sama ja utrzymujesz . Po drugie ona nie ma za zadanie niszczyc ci zycia a o nie zadbac dlaczego bo to system obronny umyslu (obronno jak sama nazwa mowi ) gdybys poczytala troche forum to mysle ze wyciagla bys inne wnioski a juz nie mowie o dzialanianiu i pracy nad soba zawsze z tego sa same superlatywy .
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
Awatar użytkownika
Guett
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 841
Rejestracja: 1 września 2014, o 11:35

30 czerwca 2016, o 16:38

Jestem tego samego zdania, oczywiscie jeśli chodzi o dd. nikt nigdy mnie nie przekona, ze dd w czyms moze pomoc, ze moze zmienic pozytywnie czlowieka. Jest to tylko cierpienie ktore trzeba przetrwac.
A nawet jesli kiedys mi to zejdzie to i tak nie powiem ze cos dobrego z dd wynioslem. To tylko pokazuje jak czlowiek moze cierpiec psychicznie.
i'm tired boss
bart26
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 2216
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00

30 czerwca 2016, o 16:42

Guet a moze tu tkwi problem traktujesz to jak wielkie zlo z tego co pamietam to chyba dluzej na forum odemnie jestes . Frustracja twoim stanem to przeciwienstwo akceptacji . Tak jak gniew i milosc . Sam sobie ukreciles bata .
Zaowarz ze ludzie ktorzy wypowiadaja sie w dobrym znaczeniu o Nerwicy praktycznie jej nie maja . Tylko ci co narzekaja ciagle cos znajduja
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
xyz
Świeżak na forum
Posty: 5
Rejestracja: 30 czerwca 2016, o 15:48

30 czerwca 2016, o 17:05

Problem w tym, że ja nie wiem skąd się to wzięło, bo żaden specjalista do tej pory nie pomógł mi odpowiedzieć na to pytanie. Nauczono mnie, że jeśli coś robisz, to rób to najlepiej jak potrafisz. Z czasem jednak perfekcja przerodziła się w natrętne myśli, których ignorowanie powoduje frustrację. Czemu zawdzięczam ten przełom w moim życiu? Nie wiem, ale cholernie chcę wiedzieć.
ODPOWIEDZ