Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Straciłem nadzieję. Nie wiem co robić.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

15 stycznia 2018, o 01:31

radiohead_ pisze:
13 stycznia 2018, o 19:14
Mam pytanie odnośnie radzenia sobie i akceptacji.

Generalnie mam mega silne objawy, czuje się caly odrętwialy, zawroty głowy, cieple i zimne prądy przeszywajace ciało. Mam problemy z czuciem twarzy, rąk, nóg. No i do tego ciągły lęk + myśli.

Zasugerowaliscie bym przyjął to cierpienie i o nim nie mówił. Robię tak, staram się robić dobrą minę do złej gry, ale wewnętrznie chcę cały czas wszystkim pokazywać jak się źle czuję i jak bardzo cierpie, chce o tym mówić.
ALE nie robię tego. A przynajmniej ograniczam tyle ile mogę. Czy chęć mówienia o tym to brak akceptacji? Czy jeżeli decyduje się o tym nie mówić, bo wiem że to do niczego nie prowadzi (i wiem, że muszę trochę pocierpiec na razie) to właśnie akceptacja?

Mózg mi podpowiada, że skoro chce o tym mówić to nie akceptuje. Ale ważne, ze decyduje sie nie mówić i to jest wlasnie akceptacja?

Wiem, że nie chcę tego cierpienia i skupiam się na nim. To nie jest tak, że go chce... po prostu staram się ze spokojem go znosić, chociaż im bardziej go próbuje ignorować tym się bardziej nasila. To normalne?

Proszę o rozwianie wątpliwości.
Igorowany lęk zawsze się nasila, gdybyś ty żywił się uwagą i dzieki niej zył, to jakby ktoś Cie ignorował to też byś się wkurviał bo byś zginął. ;)

Nie rób sobie tez tak dużej presji z tym czy prawidłowo akceptujesz. Przyzwalaj sobie po prostu na to, że Ci źle i staraj się robić COKOLWIEK INNEGO.
To, ze czasem coś komus powiesz o swoim samopoczuciu to też nie koniec świata, chodzi o umiar zdrowy....
Jak Ty bez przerwy nadawałeś o objawach to nie było szansy żeby one Ci mineły i to czasem nawet na lekach.

A co do tego, ze Ty masz ochote o tym stale mówić to są jakieś wyjaśnienia, po pierwsze np. przywykłeś do tego i (paradokslanie jak sama nerwica) do uwagi :) A po drugie być może ta uwaga daje Ci pewne tzw. korzyści wtórne ;)
Czyli jak mówisz ludziom dookoła o tym jak Ci źle, zwalnia Cię to może z pewnych obowiązków? :) Daje poczucie, ze masz prawo być "chorym" i możesz mieć inne rzeczy w nosie obecnie?
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
radiohead_
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 69
Rejestracja: 25 grudnia 2016, o 17:21

15 stycznia 2018, o 08:25

Victor pisze:
15 stycznia 2018, o 01:31
radiohead_ pisze:
13 stycznia 2018, o 19:14
Mam pytanie odnośnie radzenia sobie i akceptacji.

Generalnie mam mega silne objawy, czuje się caly odrętwialy, zawroty głowy, cieple i zimne prądy przeszywajace ciało. Mam problemy z czuciem twarzy, rąk, nóg. No i do tego ciągły lęk + myśli.

Zasugerowaliscie bym przyjął to cierpienie i o nim nie mówił. Robię tak, staram się robić dobrą minę do złej gry, ale wewnętrznie chcę cały czas wszystkim pokazywać jak się źle czuję i jak bardzo cierpie, chce o tym mówić.
ALE nie robię tego. A przynajmniej ograniczam tyle ile mogę. Czy chęć mówienia o tym to brak akceptacji? Czy jeżeli decyduje się o tym nie mówić, bo wiem że to do niczego nie prowadzi (i wiem, że muszę trochę pocierpiec na razie) to właśnie akceptacja?

Mózg mi podpowiada, że skoro chce o tym mówić to nie akceptuje. Ale ważne, ze decyduje sie nie mówić i to jest wlasnie akceptacja?

Wiem, że nie chcę tego cierpienia i skupiam się na nim. To nie jest tak, że go chce... po prostu staram się ze spokojem go znosić, chociaż im bardziej go próbuje ignorować tym się bardziej nasila. To normalne?

Proszę o rozwianie wątpliwości.
Igorowany lęk zawsze się nasila, gdybyś ty żywił się uwagą i dzieki niej zył, to jakby ktoś Cie ignorował to też byś się wkurviał bo byś zginął. ;)

Nie rób sobie tez tak dużej presji z tym czy prawidłowo akceptujesz. Przyzwalaj sobie po prostu na to, że Ci źle i staraj się robić COKOLWIEK INNEGO.
To, ze czasem coś komus powiesz o swoim samopoczuciu to też nie koniec świata, chodzi o umiar zdrowy....
Jak Ty bez przerwy nadawałeś o objawach to nie było szansy żeby one Ci mineły i to czasem nawet na lekach.

A co do tego, ze Ty masz ochote o tym stale mówić to są jakieś wyjaśnienia, po pierwsze np. przywykłeś do tego i (paradokslanie jak sama nerwica) do uwagi :) A po drugie być może ta uwaga daje Ci pewne tzw. korzyści wtórne ;)
Czyli jak mówisz ludziom dookoła o tym jak Ci źle, zwalnia Cię to może z pewnych obowiązków? :) Daje poczucie, ze masz prawo być "chorym" i możesz mieć inne rzeczy w nosie obecnie?
Victor, rozumiem. Ale co jeżeli ja przyzwalam na to wszystko i staram się zajmować czymś innym jak myśli pędzą i pędzą, w koło analiza i skupienie na sobie. Od tych 2 tygodni ostatnich mam takie kosmiczne lęki, że nawet nie wiedziałem że mogę się tak czuć.

Plus mam straszny problem z wytrzymaniem w pracy 8h... NieNieProblemy pomaga też fakt, że czesto gęsto nie mam w pracy co robić. Nasila mi to lęk, bo nie wiem o ze sobą zrobić.

Problemy ze snem nie pomagają - śpię po 3h na dobę? Trittico trochę mi pomaga na sen, bo jest lepiej niż było chyba, ale nie wiem czy mój psychiatra zgodzi się na zmianę leku na mianserynę np. Dziś chcę z nim o tym pogadać.
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

17 stycznia 2018, o 10:14

Mi się wydaje że często akceptacja jest mylona z lękiem przed porzuceniem kontroli.
I w umyslę układa sie scenariusz że porzucenie kontroli to jej utrata i wtedy stanie się coś złego.
Wiem po sobie, ja dosyć długo się męczyłam z akceptacją tego jak się czuję.

A to jest tak jak mówi Victor.
Po 1 od akceptacji Nie nastapi erupcja jakiegos szaleństwa.
Po 2 aby w ogóle móc zacząć funkcjonować w takim stanie lękowym
to trzeba zrozumieć że
- od tego lęku nawet najwiekszego nic nam sie nie stanie, to sa tylko emocje
- zamiast skupiać sie na akceptowaniu, ignorowaniu - czego sie nie da w duzym leku (kiedy nadajemy mu wartość)
mówimy sobie jasno "mam nerwice i stan lękowy teraz i mam prawo źle sie czuć, i aktualnie czuje lęk, ale to sa tylko emocje"

I działać, działać na tyle na ile możemy.

Wierz mi radiohead że ja z derealizacją, kosmicznym lękiem załatwiałam swoje sprawy
jeździłam do prawnika, do sądu, na terapie, prowadziłam zajecia dla dzieci dla ogromnej grupy.
I nie raz mi sie zdarzało popłakać na przystanku, albo w drodze, albo iśc na chwile do kibla żeby wylać
łzy nad moim ciężkim losem;)
Dziś wiem że to że działałam i nie zamknełam sie w domu, że mimo lęku robiłam swoje bardzo mi pomogło.
Wtedy tego nie dostrzegałam, wydawało mi się że nic sie nie zmienia.
A na życie to potem daje ogromnego powera bo wiesz że zawsze sobie poradzisz.
Także nie skupiaj sie na ignorowaniu a na przyznaniu sie do faktu, że masz stan lękowy i jak najbardziej
możesz sie tak czuć.
I działaj, nie zatrzymuj sie mimo leku bo on minie, to tylko iluzja, nie warto dla niego rezygnować z działania.
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
Awatar użytkownika
cyraneczka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 250
Rejestracja: 29 listopada 2017, o 08:44

17 stycznia 2018, o 10:58

marianna pisze:
17 stycznia 2018, o 10:14
Mi się wydaje że często akceptacja jest mylona z lękiem przed porzuceniem kontroli.
I w umyslę układa sie scenariusz że porzucenie kontroli to jej utrata i wtedy stanie się coś złego.
Wiem po sobie, ja dosyć długo się męczyłam z akceptacją tego jak się czuję.

A to jest tak jak mówi Victor.
Po 1 od akceptacji Nie nastapi erupcja jakiegos szaleństwa.
Po 2 aby w ogóle móc zacząć funkcjonować w takim stanie lękowym
to trzeba zrozumieć że
- od tego lęku nawet najwiekszego nic nam sie nie stanie, to sa tylko emocje
- zamiast skupiać sie na akceptowaniu, ignorowaniu - czego sie nie da w duzym leku (kiedy nadajemy mu wartość)
mówimy sobie jasno "mam nerwice i stan lękowy teraz i mam prawo źle sie czuć, i aktualnie czuje lęk, ale to sa tylko emocje"

I działać, działać na tyle na ile możemy.

Wierz mi radiohead że ja z derealizacją, kosmicznym lękiem załatwiałam swoje sprawy
jeździłam do prawnika, do sądu, na terapie, prowadziłam zajecia dla dzieci dla ogromnej grupy.
I nie raz mi sie zdarzało popłakać na przystanku, albo w drodze, albo iśc na chwile do kibla żeby wylać
łzy nad moim ciężkim losem;)
Dziś wiem że to że działałam i nie zamknełam sie w domu, że mimo lęku robiłam swoje bardzo mi pomogło.
Wtedy tego nie dostrzegałam, wydawało mi się że nic sie nie zmienia.
A na życie to potem daje ogromnego powera bo wiesz że zawsze sobie poradzisz.
Także nie skupiaj sie na ignorowaniu a na przyznaniu sie do faktu, że masz stan lękowy i jak najbardziej
możesz sie tak czuć.
I działaj, nie zatrzymuj sie mimo leku bo on minie, to tylko iluzja, nie warto dla niego rezygnować z działania.
Twoje posty powinny dostać znak jakości "Pozytywny przekaz" albo coś takiego :) Dzięki zwłaszcza za końcówkę posta, bo dodaje wiary, że możemy robić wszystko mimo lęku. Ja dopiero zaczęłam wychodzić z domu, mieć obowiązki jakiekolwiek i też nie czuję jeszcze, że to pomoże, dlatego dobrze, że o tym piszesz, że to proces. Ważne jest też w wychodzeniu z tego stanu zezwalanie na upływ czasu (Claire Weekes w swojej znanej książce zaproponowała taki termin zamiast cierpliwości) i to jest też mój problem - parę razy wyszłam i zaryzykowałam i dziwię się, że objawy są jakie były. No niestety, to tak nie działa, ale miałam takie głupie myśli, że zacznie mi się poprawiać po paru dniach konfrontacji z lękiem.
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

17 stycznia 2018, o 11:49

Jeszcze dopisze coś.
Ja tylko przekazuje to co nauczyłam sie od Victora.
Bo te 3 lata temu, jak miałam rozwód, terapie, depresje, derealizacje, ataki paniki, lęk wolnopłynacy i paniczny na zmiane, to tak naprawde byl ze mną tylko Victor
i dzieki niemu mimo ze z placzem, z lękiem, z dd wychodziłam, i nie poddałam się lękowi.
A wierzcie mi że na ulicy w autubise potrafiłam sie głośno rozryczeć (co mnie tez nauczylo płakać jak czuje potrzebe:)
Raz wyszlam z autobusu bo sie bałam że dostane w nim ataku paniki i cała droge wróciłam do domu na piechote głosno
płacząc, wygladalam pewnie komicznie
Dziś bym sie poklepała po główce, kopnęła w tyłek i powiedziała sobie "idź przed siebie! bo to minie i zobaczysz że histeryzujesz bez powodu"

Najważniejsze dla mnie zdanie Victora to
NIE MOŻE TAK BYĆ, ŻEBY LĘK W CZYMŚ NAM PRZESZKADZAŁ
i z tym zdaniem wyrytym w głowe załatwilam wszystko.
No i podpis Liptona "ZESRAJ SIE A NIE DAJ SIE"
Tak sobie mówiłam i robiłam swoje.

Dziś z rozbawieniem patrze na miejsca w ktorych szłam, siedziałam na przystanku z wielkim niezrozumiałym stanem
lękowym, placzem, bojąc sie ze to nigdy nie przejdzie, i że zawsze juz tak będzie a ja zwariuje.
Oczywiscie, jak mówił Victor, nic takiego sie nie stało, a te miejsca, sytuacje nie powoduja u mnie żadnych stanów
lękowych.
Nawet bylam na kawie z byłym mężem przez którego dostałam dd i niemal ryglowałam drzwi i okna żeby go nie widzieć.
Wszystko minie, wszystko sie okaże nic nie warte, dlatego nie ma sensu sie tym jak kolwiek chamować.
Jedna próba, druga trzecia może nie dać poczucia ulgi ale już wiadomo że dalismy rade i próba 10, kolejna
sprawia że mamy wiecej odwagi i pewności że dalismy i damy rade a nawet lekką refleksje że jest jakby lepiej, łatwiej? :)
Bo... okazuje się że to wszystko iluzja lękowa i nic nam nie grozi, i żaden objaw ani lęk nic nam nie zrobił.
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
Awatar użytkownika
cyraneczka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 250
Rejestracja: 29 listopada 2017, o 08:44

17 stycznia 2018, o 12:12

marianna pisze:
17 stycznia 2018, o 11:49
Jeszcze dopisze coś.
Ja tylko przekazuje to co nauczyłam sie od Victora.
Bo te 3 lata temu, jak miałam rozwód, terapie, depresje, derealizacje, ataki paniki, lęk wolnopłynacy i paniczny na zmiane, to tak naprawde byl ze mną tylko Victor
i dzieki niemu mimo ze z placzem, z lękiem, z dd wychodziłam, i nie poddałam się lękowi.
A wierzcie mi że na ulicy w autubise potrafiłam sie głośno rozryczeć (co mnie tez nauczylo płakać jak czuje potrzebe:)
Raz wyszlam z autobusu bo sie bałam że dostane w nim ataku paniki i cała droge wróciłam do domu na piechote głosno
płacząc, wygladalam pewnie komicznie
Dziś bym sie poklepała po główce, kopnęła w tyłek i powiedziała sobie "idź przed siebie! bo to minie i zobaczysz że histeryzujesz bez powodu"

Najważniejsze dla mnie zdanie Victora to
NIE MOŻE TAK BYĆ, ŻEBY LĘK W CZYMŚ NAM PRZESZKADZAŁ
i z tym zdaniem wyrytym w głowe załatwilam wszystko.
No i podpis Liptona "ZESRAJ SIE A NIE DAJ SIE"
Tak sobie mówiłam i robiłam swoje.

Dziś z rozbawieniem patrze na miejsca w ktorych szłam, siedziałam na przystanku z wielkim niezrozumiałym stanem
lękowym, placzem, bojąc sie ze to nigdy nie przejdzie, i że zawsze juz tak będzie a ja zwariuje.
Oczywiscie, jak mówił Victor, nic takiego sie nie stało, a te miejsca, sytuacje nie powoduja u mnie żadnych stanów
lękowych.
Nawet bylam na kawie z byłym mężem przez którego dostałam dd i niemal ryglowałam drzwi i okna żeby go nie widzieć.
Wszystko minie, wszystko sie okaże nic nie warte, dlatego nie ma sensu sie tym jak kolwiek chamować.
Jedna próba, druga trzecia może nie dać poczucia ulgi ale już wiadomo że dalismy rade i próba 10, kolejna
sprawia że mamy wiecej odwagi i pewności że dalismy i damy rade a nawet lekką refleksje że jest jakby lepiej, łatwiej? :)
Bo... okazuje się że to wszystko iluzja lękowa i nic nam nie grozi, i żaden objaw ani lęk nic nam nie zrobił.
A co jeśli ja się nie boję, że objaw mi coś zrobi? Wiem, że nie umrę, nie stracę świadomości, nie upadnę, nie zemdleję. Tylko po prostu jest mi z nim źle, bo mi przeszkadza, bo sprawia, że nie jest normalnie, bo czuję się dziwnie przez niego? Mówię tutaj o takich całodziennych objawach, które po prostu męczą.
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

17 stycznia 2018, o 13:03

Mysle że nie tak sie boimy objawów co samego ich skutku = mysli lękowej.
Sam upadek czy cos tam to nie jest taki znowu realny problem ale juz wyobrażenie "tragedii" jaka będzie temu towarzyszyła tak.
Mi tu bardzo pomogła terapeutka, dopytywała sie mnie do skutku "i co sie stanie pani marianno jak pani upadnie, albo dostanie atak paniki
i wyjdzie? co sie stanie?"
No i tak pytała pytała az sama dosłam do wniosku że nie stanie sie nic... :)
I z tą swiadomoscia zaczełam wychodzic.
Byłam z siebie bardzo dumna jak podczas burzy schowałam sie sklepie (panicznie boje sie burz)
i poza burza bałam sie że w tej grupie chowajacych sie przed ulewa ludzi dostane jakis atak paniki i odwale show
ale wytrzymałam, powiedziałam sobie że najwyzej dostane atak paniki i najwyzej zisci sie ta "tragedia"
no i trudno... jakos to wszyscy przezyjemy :D
Także mimo wyobrazen o tragedii warto wychodzic działac i robic swoje bo to równiez iluzja.
Z czasem stało mi sie obojetne jakie beda skutki tego że np sie wywale, albo poloze sie na chodniku albo dostane atak paniki.
To wyobrazenie "tragedii" to własnie nakreca objawy.

Podczas dd i ataków paniki miałam sprawe rozwodowa, i byłam pewna że zalicze tam mega atak paniki
ale ustaliłam ze soba ze jak dostane to powiem sadowi że własnie mam atak paniki i musze wyjść
i wyjde i zapale fajka przed sadem i trudno... :)
A co nie moge mieć ataku paniki? ;) Moge :)
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
Awatar użytkownika
eiviss1204
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1291
Rejestracja: 2 stycznia 2017, o 16:22

17 stycznia 2018, o 13:08

cyraneczka pisze:
17 stycznia 2018, o 12:12
marianna pisze:
17 stycznia 2018, o 11:49
Jeszcze dopisze coś.
Ja tylko przekazuje to co nauczyłam sie od Victora.
Bo te 3 lata temu, jak miałam rozwód, terapie, depresje, derealizacje, ataki paniki, lęk wolnopłynacy i paniczny na zmiane, to tak naprawde byl ze mną tylko Victor
i dzieki niemu mimo ze z placzem, z lękiem, z dd wychodziłam, i nie poddałam się lękowi.
A wierzcie mi że na ulicy w autubise potrafiłam sie głośno rozryczeć (co mnie tez nauczylo płakać jak czuje potrzebe:)
Raz wyszlam z autobusu bo sie bałam że dostane w nim ataku paniki i cała droge wróciłam do domu na piechote głosno
płacząc, wygladalam pewnie komicznie
Dziś bym sie poklepała po główce, kopnęła w tyłek i powiedziała sobie "idź przed siebie! bo to minie i zobaczysz że histeryzujesz bez powodu"

Najważniejsze dla mnie zdanie Victora to
NIE MOŻE TAK BYĆ, ŻEBY LĘK W CZYMŚ NAM PRZESZKADZAŁ
i z tym zdaniem wyrytym w głowe załatwilam wszystko.
No i podpis Liptona "ZESRAJ SIE A NIE DAJ SIE"
Tak sobie mówiłam i robiłam swoje.

Dziś z rozbawieniem patrze na miejsca w ktorych szłam, siedziałam na przystanku z wielkim niezrozumiałym stanem
lękowym, placzem, bojąc sie ze to nigdy nie przejdzie, i że zawsze juz tak będzie a ja zwariuje.
Oczywiscie, jak mówił Victor, nic takiego sie nie stało, a te miejsca, sytuacje nie powoduja u mnie żadnych stanów
lękowych.
Nawet bylam na kawie z byłym mężem przez którego dostałam dd i niemal ryglowałam drzwi i okna żeby go nie widzieć.
Wszystko minie, wszystko sie okaże nic nie warte, dlatego nie ma sensu sie tym jak kolwiek chamować.
Jedna próba, druga trzecia może nie dać poczucia ulgi ale już wiadomo że dalismy rade i próba 10, kolejna
sprawia że mamy wiecej odwagi i pewności że dalismy i damy rade a nawet lekką refleksje że jest jakby lepiej, łatwiej? :)
Bo... okazuje się że to wszystko iluzja lękowa i nic nam nie grozi, i żaden objaw ani lęk nic nam nie zrobił.
A co jeśli ja się nie boję, że objaw mi coś zrobi? Wiem, że nie umrę, nie stracę świadomości, nie upadnę, nie zemdleję. Tylko po prostu jest mi z nim źle, bo mi przeszkadza, bo sprawia, że nie jest normalnie, bo czuję się dziwnie przez niego? Mówię tutaj o takich całodziennych objawach, które po prostu męczą.
Jest to typowa kontrola samopoczucia. Nie trzeba miec natretu pod tytulem " Rak " "Schizofrenia " Kontrola tego czy dobrze sie czujesz czy jest normlanie to taka sama kontrola jak w przypadku sprawdzania pulsu.
Ja mialam z tym najgorszy problem i akurat tutaj sie troche szarpalam od razu dorabialam sobie 1000 chorob do tego a na koncu byla depresja.
Zauwaz masz to juz tak dlugo a nadal koktrolujesz czy sie bedziesz dobrze czuc. Moze lepiej to puscic poddac sie temu i zaakceptpwac ze tak jest jak jest i nie jestes produktywna w 100 prc wtedy gwarantuje Ci to,ze minie szybciej niz sie spodziewasz,w przypadku kiedy ta kontrola bedzie to i stan sie utrzyma niestety
Szukasz dobrych naturalnych kosmetyków? Lub masz jakiś problem skórny?
A może potrzebujesz kremu z magnezem, na zmęczoną skórę i zarazem duszę?

Obrazek Daj sobie prawo do relaksu i bycia coraz piękniejszą!
Pozwól sobie doradzić i zgłoś się do mnie :)
Awatar użytkownika
cyraneczka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 250
Rejestracja: 29 listopada 2017, o 08:44

18 stycznia 2018, o 09:19

eiviss1204 pisze:
17 stycznia 2018, o 13:08
cyraneczka pisze:
17 stycznia 2018, o 12:12
marianna pisze:
17 stycznia 2018, o 11:49
Jeszcze dopisze coś.
Ja tylko przekazuje to co nauczyłam sie od Victora.
Bo te 3 lata temu, jak miałam rozwód, terapie, depresje, derealizacje, ataki paniki, lęk wolnopłynacy i paniczny na zmiane, to tak naprawde byl ze mną tylko Victor
i dzieki niemu mimo ze z placzem, z lękiem, z dd wychodziłam, i nie poddałam się lękowi.
A wierzcie mi że na ulicy w autubise potrafiłam sie głośno rozryczeć (co mnie tez nauczylo płakać jak czuje potrzebe:)
Raz wyszlam z autobusu bo sie bałam że dostane w nim ataku paniki i cała droge wróciłam do domu na piechote głosno
płacząc, wygladalam pewnie komicznie
Dziś bym sie poklepała po główce, kopnęła w tyłek i powiedziała sobie "idź przed siebie! bo to minie i zobaczysz że histeryzujesz bez powodu"

Najważniejsze dla mnie zdanie Victora to
NIE MOŻE TAK BYĆ, ŻEBY LĘK W CZYMŚ NAM PRZESZKADZAŁ
i z tym zdaniem wyrytym w głowe załatwilam wszystko.
No i podpis Liptona "ZESRAJ SIE A NIE DAJ SIE"
Tak sobie mówiłam i robiłam swoje.

Dziś z rozbawieniem patrze na miejsca w ktorych szłam, siedziałam na przystanku z wielkim niezrozumiałym stanem
lękowym, placzem, bojąc sie ze to nigdy nie przejdzie, i że zawsze juz tak będzie a ja zwariuje.
Oczywiscie, jak mówił Victor, nic takiego sie nie stało, a te miejsca, sytuacje nie powoduja u mnie żadnych stanów
lękowych.
Nawet bylam na kawie z byłym mężem przez którego dostałam dd i niemal ryglowałam drzwi i okna żeby go nie widzieć.
Wszystko minie, wszystko sie okaże nic nie warte, dlatego nie ma sensu sie tym jak kolwiek chamować.
Jedna próba, druga trzecia może nie dać poczucia ulgi ale już wiadomo że dalismy rade i próba 10, kolejna
sprawia że mamy wiecej odwagi i pewności że dalismy i damy rade a nawet lekką refleksje że jest jakby lepiej, łatwiej? :)
Bo... okazuje się że to wszystko iluzja lękowa i nic nam nie grozi, i żaden objaw ani lęk nic nam nie zrobił.
A co jeśli ja się nie boję, że objaw mi coś zrobi? Wiem, że nie umrę, nie stracę świadomości, nie upadnę, nie zemdleję. Tylko po prostu jest mi z nim źle, bo mi przeszkadza, bo sprawia, że nie jest normalnie, bo czuję się dziwnie przez niego? Mówię tutaj o takich całodziennych objawach, które po prostu męczą.
Jest to typowa kontrola samopoczucia. Nie trzeba miec natretu pod tytulem " Rak " "Schizofrenia " Kontrola tego czy dobrze sie czujesz czy jest normlanie to taka sama kontrola jak w przypadku sprawdzania pulsu.
Ja mialam z tym najgorszy problem i akurat tutaj sie troche szarpalam od razu dorabialam sobie 1000 chorob do tego a na koncu byla depresja.
Zauwaz masz to juz tak dlugo a nadal koktrolujesz czy sie bedziesz dobrze czuc. Moze lepiej to puscic poddac sie temu i zaakceptpwac ze tak jest jak jest i nie jestes produktywna w 100 prc wtedy gwarantuje Ci to,ze minie szybciej niz sie spodziewasz,w przypadku kiedy ta kontrola bedzie to i stan sie utrzyma niestety
Ja próbuję tak sobie mówić, ale nie wychodzi mi to, żeby nie zauważać/odnotowywać objawów. To chyba trzeba jakoś poczuć, a ja tego na razie nie czuję. Mam sobie powiedzieć, że trzesą mi się nogi, kręci w głowie i tak widocznie teraz jest, więc nie ma co analizować i poświęcać temu myśli? W kółko sobie to mówię, ale na razie nie umiem nie zwracać uwagi na samopoczucie. Na razie odpuszczam myślenie o objawach, keidys czuję się bezpieczna i kiedy ich nie ma (kiedy leżę/siedzę). "Zdrowi" ludzie chyba też na to zwracają uwagą, jak się czują, bo wkółko marudzą jak coś ich boli itd. ;)
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

18 stycznia 2018, o 09:49

cyraneczka pisze:
18 stycznia 2018, o 09:19

Ja próbuję tak sobie mówić, ale nie wychodzi mi to, żeby nie zauważać/odnotowywać objawów. To chyba trzeba jakoś poczuć, a ja tego na razie nie czuję. Mam sobie powiedzieć, że trzesą mi się nogi, kręci w głowie i tak widocznie teraz jest, więc nie ma co analizować i poświęcać temu myśli? W kółko sobie to mówię, ale na razie nie umiem nie zwracać uwagi na samopoczucie. Na razie odpuszczam myślenie o objawach, keidys czuję się bezpieczna i kiedy ich nie ma (kiedy leżę/siedzę). "Zdrowi" ludzie chyba też na to zwracają uwagą, jak się czują, bo wkółko marudzą jak coś ich boli itd. ;)
To co piszesz to tak klasyczny ksiązkowy objaw napięcia/stresu/nerwicy
To był mój pierwszy w ogóle objaw nerwicy od którego zaczęła mi się hipochondria.
Faktycznie niemiły, i pamietam że np. droga rano do pracy to była męka bo nogi jak z waty, w głowie się kreciło
bałam sie że zaraz się położe na chodniku bo dalej nie dam rady iść.
Powód - nerwica, poczucie odpowiedzialności, ciężaru bo musiałam iść do pracy jako bardzo młoda
osoba, dom zadłużony. Niby byłam dzielna a stres tak wychodził ze mnie własnie.
Plus oczywiscie lęk o zdrowie, który stał sie przykrywką dla prawdziwych problemów w/w

Warto zrozumieć ten objaw i to że nie jest on groźny, aby nas nie blokował.
ZAWROTY GŁOWY
Ten objaw od strony fizycznej powoduje napięcie mięśni karku i szyii
Zupelnie nieświadome, i mało wyczuwalne a jednak.
Takie napięcie partii szyja - ramiona powoduje że nieco mniej tlenu dochodzi do głowy
stąd wrażenie zawrotów i braku równowagi.
Trzeba po prostu idąc świadomie luzować troszke ramiona i szyję
(mnie sie zdarzało na ulicy masować sobie ramięm kark:)
Warto też żeby ktoś rozmasował Ci ramiona, szyję, głowe, pogłaskał po głowie, po plecach
To rozluźnia:)

NOGI Z WATY, wrażenie braku siły w nogach, dretwienia, braku czucia podłoza
To kolejny zupełnie niegroźny objaw i najczesciej łaczy sie z napieciem mieśni szyii i ramion
i daje dodatkowe atrakcje;)
Bardzo czesto jest efektem tego pierwszego, wynika z przejecia się zawrotami głowy
swoim stanem, stresu czy dojdziemy, lęku co sie z nami dzieje.
To odczucie jest powodowane na tej samej zasadzie co dretwienie nóg podczas ataku paniki.
Jest to po prostu reakcja organizmu na wymyslone zagrożenie ( w tym wypadku na lęk o zdrowie )
Krew zaczyna inaczej krążyć, odpływać z kończyn co ma umozliwiść szybsza ucieczkę i lżejsze kończyny.
To natutalna reakcja organizmu na lęk, niegroźna.

Tak wiec nie dzieje sie tak naprawde nic
poza tym że chodzisz spięta:)
Ja sie z tym meczyłam kilkanascie lat, dopuki nie dostalam atak paniki co mnie zmusiło
do poznania tych objawów.
Z ta wiedzą, jak przestałam rezygnować z chodzenia mimo tych 2 objawów jakos przeszło
bo przestałam temu nadawać ważność.
Było dla mnie jasne że skoro pojawia sie taki objaw to znaczy że ide spieta jak struna
i że sie cały czas stresuje.

Inna sprawa jest że te objawy mogą generować po prostu różne sprawy którymi sie przejmujemy
i warto iść na terapie aby sobie te sprawy rozpracowac i nie spinać sie tak piekielnie.
Ostatnio zmieniony 18 stycznia 2018, o 09:53 przez marianna, łącznie zmieniany 2 razy.
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
Awatar użytkownika
eiviss1204
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1291
Rejestracja: 2 stycznia 2017, o 16:22

18 stycznia 2018, o 09:50

cyraneczka pisze:
18 stycznia 2018, o 09:19
eiviss1204 pisze:
17 stycznia 2018, o 13:08
cyraneczka pisze:
17 stycznia 2018, o 12:12


A co jeśli ja się nie boję, że objaw mi coś zrobi? Wiem, że nie umrę, nie stracę świadomości, nie upadnę, nie zemdleję. Tylko po prostu jest mi z nim źle, bo mi przeszkadza, bo sprawia, że nie jest normalnie, bo czuję się dziwnie przez niego? Mówię tutaj o takich całodziennych objawach, które po prostu męczą.
Jest to typowa kontrola samopoczucia. Nie trzeba miec natretu pod tytulem " Rak " "Schizofrenia " Kontrola tego czy dobrze sie czujesz czy jest normlanie to taka sama kontrola jak w przypadku sprawdzania pulsu.
Ja mialam z tym najgorszy problem i akurat tutaj sie troche szarpalam od razu dorabialam sobie 1000 chorob do tego a na koncu byla depresja.
Zauwaz masz to juz tak dlugo a nadal koktrolujesz czy sie bedziesz dobrze czuc. Moze lepiej to puscic poddac sie temu i zaakceptpwac ze tak jest jak jest i nie jestes produktywna w 100 prc wtedy gwarantuje Ci to,ze minie szybciej niz sie spodziewasz,w przypadku kiedy ta kontrola bedzie to i stan sie utrzyma niestety
Ja próbuję tak sobie mówić, ale nie wychodzi mi to, żeby nie zauważać/odnotowywać objawów. To chyba trzeba jakoś poczuć, a ja tego na razie nie czuję. Mam sobie powiedzieć, że trzesą mi się nogi, kręci w głowie i tak widocznie teraz jest, więc nie ma co analizować i poświęcać temu myśli? W kółko sobie to mówię, ale na razie nie umiem nie zwracać uwagi na samopoczucie. Na razie odpuszczam myślenie o objawach, keidys czuję się bezpieczna i kiedy ich nie ma (kiedy leżę/siedzę). "Zdrowi" ludzie chyba też na to zwracają uwagą, jak się czują, bo wkółko marudzą jak coś ich boli itd. ;)

Problem nie polega na tym ze Ty zauwazyasz to bo tak sie nie da. Nie mozna udawac ze cos nie boli jak boli z tym ze ludzie bez zaburzen nie robia z tego slonia. Zaraz nie rodzi sie z bolu brzucha rak. Ze zlego samopoczucia ze tak bedzie zawsze. Zwracamy uwage ale ja np mowie sobie .
Ok mam zle samopoczucie mam duzo stresu jest jak jest i tyle. Bez wiekszej analizy i myslenia ze ti pewnie zostanie ze mna na zawsze.
Co do akceptacji i Tobie brakuje tutaj jednego waznego elementu do ukladanki pod tytułem akceptacja mianowicie -Zrozumienie dla siebie samej.
Nie wiem czy Wiktor o tym pisał nie pamietam ale to jest tak wazne
Wyrozumienie i zaufanie do siebie jest skladowa samej akceptacji. Bo ta slynna akceptacja to nie tylko objawy itp ale kilka czynnikow których uczymy sie Z czasem. Ja dosc szybko zaczelam wprowadzać akceptację chyba po 2 mies zaburzenia z tym ze caly cykl zajal mi z ponad rok to dluga droga ale naprawdę oplaca sie :)
Szukasz dobrych naturalnych kosmetyków? Lub masz jakiś problem skórny?
A może potrzebujesz kremu z magnezem, na zmęczoną skórę i zarazem duszę?

Obrazek Daj sobie prawo do relaksu i bycia coraz piękniejszą!
Pozwól sobie doradzić i zgłoś się do mnie :)
Awatar użytkownika
cyraneczka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 250
Rejestracja: 29 listopada 2017, o 08:44

18 stycznia 2018, o 10:08

marianna pisze:
18 stycznia 2018, o 09:49
cyraneczka pisze:
18 stycznia 2018, o 09:19

Ja próbuję tak sobie mówić, ale nie wychodzi mi to, żeby nie zauważać/odnotowywać objawów. To chyba trzeba jakoś poczuć, a ja tego na razie nie czuję. Mam sobie powiedzieć, że trzesą mi się nogi, kręci w głowie i tak widocznie teraz jest, więc nie ma co analizować i poświęcać temu myśli? W kółko sobie to mówię, ale na razie nie umiem nie zwracać uwagi na samopoczucie. Na razie odpuszczam myślenie o objawach, keidys czuję się bezpieczna i kiedy ich nie ma (kiedy leżę/siedzę). "Zdrowi" ludzie chyba też na to zwracają uwagą, jak się czują, bo wkółko marudzą jak coś ich boli itd. ;)
To co piszesz to tak klasyczny ksiązkowy objaw napięcia/stresu/nerwicy
To był mój pierwszy w ogóle objaw nerwicy od którego zaczęła mi się hipochondria.
Faktycznie niemiły, i pamietam że np. droga rano do pracy to była męka bo nogi jak z waty, w głowie się kreciło
bałam sie że zaraz się położe na chodniku bo dalej nie dam rady iść.
Powód - nerwica, poczucie odpowiedzialności, ciężaru bo musiałam iść do pracy jako bardzo młoda
osoba, dom zadłużony. Niby byłam dzielna a stres tak wychodził ze mnie własnie.
Plus oczywiscie lęk o zdrowie, który stał sie przykrywką dla prawdziwych problemów w/w

Warto zrozumieć ten objaw i to że nie jest on groźny, aby nas nie blokował.
ZAWROTY GŁOWY
Ten objaw od strony fizycznej powoduje napięcie mięśni karku i szyii
Zupelnie nieświadome, i mało wyczuwalne a jednak.
Takie napięcie partii szyja - ramiona powoduje że nieco mniej tlenu dochodzi do głowy
stąd wrażenie zawrotów i braku równowagi.
Trzeba po prostu idąc świadomie luzować troszke ramiona i szyję
(mnie sie zdarzało na ulicy masować sobie ramięm kark:)
Warto też żeby ktoś rozmasował Ci ramiona, szyję, głowe, pogłaskał po głowie, po plecach
To rozluźnia:)

NOGI Z WATY, wrażenie braku siły w nogach, dretwienia, braku czucia podłoza
To kolejny zupełnie niegroźny objaw i najczesciej łaczy sie z napieciem mieśni szyii i ramion
i daje dodatkowe atrakcje;)
Bardzo czesto jest efektem tego pierwszego, wynika z przejecia się zawrotami głowy
swoim stanem, stresu czy dojdziemy, lęku co sie z nami dzieje.
To odczucie jest powodowane na tej samej zasadzie co dretwienie nóg podczas ataku paniki.
Jest to po prostu reakcja organizmu na wymyslone zagrożenie ( w tym wypadku na lęk o zdrowie )
Krew zaczyna inaczej krążyć, odpływać z kończyn co ma umozliwiść szybsza ucieczkę i lżejsze kończyny.
To natutalna reakcja organizmu na lęk, niegroźna.

Tak wiec nie dzieje sie tak naprawde nic
poza tym że chodzisz spięta:)
Ja sie z tym meczyłam kilkanascie lat, dopuki nie dostalam atak paniki co mnie zmusiło
do poznania tych objawów.
Z ta wiedzą, jak przestałam rezygnować z chodzenia mimo tych 2 objawów jakos przeszło
bo przestałam temu nadawać ważność.
Było dla mnie jasne że skoro pojawia sie taki objaw to znaczy że ide spieta jak struna
i że sie cały czas stresuje.

Inna sprawa jest że te objawy mogą generować po prostu różne sprawy którymi sie przejmujemy
i warto iść na terapie aby sobie te sprawy rozpracowac i nie spinać sie tak piekielnie.
Widać miałaś kropka w kropkę tak jak ja - bo opisujesz to dokładnie tak jak to odczuwam. Dzięki za wytłumaczenie jakie jest fizyczne pochodzenie tych objawów, bo nawet lekarz mi tego nie wytłumaczył - a chyba powinien, żeby mnie uspokoić. Dużo by mi to dało. Nie rozumiałam skąd zawroty, skąd fruwanie nad ziemią podczas chodzenia... A to wszystko tylko inne krążenie krwi albo mniej tlenu w mózgu. Czyli uważasz, że pomogłoby rozluźnienie mięśni szyi i karku? Robię regularnie relaksację, ale to nie wystarcza, jak widać. Może sobie kupię coś do masażu, nie wiem. Spięta jestem ciągle, ale staram się to już zauważać. Podobnie jak u Ciebie u mnie pierwsze objawy pojawiły się jak poszłam do pierwszej pracy. Tu też miałyśmy jakoś podobnie ;). A miałaś tak, że trwało to u Ciebie ciągle? Czy tylko epizodycznie?

Chodzę na terapię, ale psycholog jest chora i caly styczeń jestem bez terapii, a niestety dzieją się w moim życiu zmiany i pomaga mi tylko forum :)
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

18 stycznia 2018, o 10:31

cyraneczka pisze:
18 stycznia 2018, o 10:08
Widać miałaś kropka w kropkę tak jak ja - bo opisujesz to dokładnie tak jak to odczuwam. Dzięki za wytłumaczenie jakie jest fizyczne pochodzenie tych objawów, bo nawet lekarz mi tego nie wytłumaczył - a chyba powinien, żeby mnie uspokoić. Dużo by mi to dało. Nie rozumiałam skąd zawroty, skąd fruwanie nad ziemią podczas chodzenia... A to wszystko tylko inne krążenie krwi albo mniej tlenu w mózgu. Czyli uważasz, że pomogłoby rozluźnienie mięśni szyi i karku? Robię regularnie relaksację, ale to nie wystarcza, jak widać. Może sobie kupię coś do masażu, nie wiem. Spięta jestem ciągle, ale staram się to już zauważać. Podobnie jak u Ciebie u mnie pierwsze objawy pojawiły się jak poszłam do pierwszej pracy. Tu też miałyśmy jakoś podobnie ;). A miałaś tak, że trwało to u Ciebie ciągle? Czy tylko epizodycznie?

Chodzę na terapię, ale psycholog jest chora i caly styczeń jestem bez terapii, a niestety dzieją się w moim życiu zmiany i pomaga mi tylko forum :)
Nie tylko ja i Ty, co bardzo bardzo częsty objaw.
Na pewno jest wiele razy wymieniony w encyklopedii objawów.
Moi znajomi też to miewają.

Tak, jak najbardziej rozluźnianie tej partii mięśni pomaga.
Jak mówię ja jak mam stres i mnie to dopadnie to potrafie iść po ulicy
i sobie masować usicksac ramiona, albo prosze kogos o rozmasowanie w domu.
Chodzi o tgz. kłębuszki nerwowe :)
To sa te partie zaznaczone na zdjeciu - na ramionach.
Tam się tworzą takie kłębuszki napięcia kiedy żyjemy w lęku, stresie
i własnie napinanie tych partii miesni powoduje zawroty głowy, odpływanie.
Czyli to twoje napięcie.
Sama relaksacja może nie pomóc, bo jakies sprawy moga generować napinanie tych
mieśni (zreszta nie tylko tych:) i trzeba je po prostu odblokowywać.
W samej relaksacji też mozna sie spiąć, wiem po sobie:)

U mnie to różnie bywało, to zalezy od stanu emocjonalnego, napiecia, naszych myśli:)
Łapało mnie na długo, albo na chwile, czasem w domu, najczesciej przy wyjsciu juz przy pierwszych krokach.
Dziś zdarza mi sie sporadycznie jak mam stres i szybko przechodzi.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
Awatar użytkownika
cyraneczka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 250
Rejestracja: 29 listopada 2017, o 08:44

18 stycznia 2018, o 11:55

eiviss1204 pisze:
18 stycznia 2018, o 09:50
cyraneczka pisze:
18 stycznia 2018, o 09:19
eiviss1204 pisze:
17 stycznia 2018, o 13:08


Jest to typowa kontrola samopoczucia. Nie trzeba miec natretu pod tytulem " Rak " "Schizofrenia " Kontrola tego czy dobrze sie czujesz czy jest normlanie to taka sama kontrola jak w przypadku sprawdzania pulsu.
Ja mialam z tym najgorszy problem i akurat tutaj sie troche szarpalam od razu dorabialam sobie 1000 chorob do tego a na koncu byla depresja.
Zauwaz masz to juz tak dlugo a nadal koktrolujesz czy sie bedziesz dobrze czuc. Moze lepiej to puscic poddac sie temu i zaakceptpwac ze tak jest jak jest i nie jestes produktywna w 100 prc wtedy gwarantuje Ci to,ze minie szybciej niz sie spodziewasz,w przypadku kiedy ta kontrola bedzie to i stan sie utrzyma niestety
Ja próbuję tak sobie mówić, ale nie wychodzi mi to, żeby nie zauważać/odnotowywać objawów. To chyba trzeba jakoś poczuć, a ja tego na razie nie czuję. Mam sobie powiedzieć, że trzesą mi się nogi, kręci w głowie i tak widocznie teraz jest, więc nie ma co analizować i poświęcać temu myśli? W kółko sobie to mówię, ale na razie nie umiem nie zwracać uwagi na samopoczucie. Na razie odpuszczam myślenie o objawach, keidys czuję się bezpieczna i kiedy ich nie ma (kiedy leżę/siedzę). "Zdrowi" ludzie chyba też na to zwracają uwagą, jak się czują, bo wkółko marudzą jak coś ich boli itd. ;)

Problem nie polega na tym ze Ty zauwazyasz to bo tak sie nie da. Nie mozna udawac ze cos nie boli jak boli z tym ze ludzie bez zaburzen nie robia z tego slonia. Zaraz nie rodzi sie z bolu brzucha rak. Ze zlego samopoczucia ze tak bedzie zawsze. Zwracamy uwage ale ja np mowie sobie .
Ok mam zle samopoczucie mam duzo stresu jest jak jest i tyle. Bez wiekszej analizy i myslenia ze ti pewnie zostanie ze mna na zawsze.
Co do akceptacji i Tobie brakuje tutaj jednego waznego elementu do ukladanki pod tytułem akceptacja mianowicie -Zrozumienie dla siebie samej.
Nie wiem czy Wiktor o tym pisał nie pamietam ale to jest tak wazne
Wyrozumienie i zaufanie do siebie jest skladowa samej akceptacji. Bo ta slynna akceptacja to nie tylko objawy itp ale kilka czynnikow których uczymy sie Z czasem. Ja dosc szybko zaczelam wprowadzać akceptację chyba po 2 mies zaburzenia z tym ze caly cykl zajal mi z ponad rok to dluga droga ale naprawdę oplaca sie :)
To sie nazywa w terminologii chłopaków "przyjacielska postawa", wiem o czym mówisz :). Jest pogadanka o tym jak stać się swoim przyjacielem i powoli wdrażam ich rady, ale słusznie zauważyłaś, że mi tego brakuje, bo traktuję siebie jak podwładnego w jakimś wojsku albo po prostu tak jak traktowali mnie rodzice - takie wzorce długo się trzymają, ale już je zauważam, mam na to wpływ. Chcę przestać na siebie naciskać, zawstydzać siebie samą, nie pozwalać sobie na pomyłki i porażki, żyć jak w wojsku jakimś. Nawet sobie kupiłam książkę o samowspółczuciu, bo czuję, że tego potrzebuję https://www.samosedno.com.pl/rozwiazywa ... 89718.html
Awatar użytkownika
eiviss1204
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1291
Rejestracja: 2 stycznia 2017, o 16:22

18 stycznia 2018, o 12:01

cyraneczka pisze:
18 stycznia 2018, o 11:55
eiviss1204 pisze:
18 stycznia 2018, o 09:50
cyraneczka pisze:
18 stycznia 2018, o 09:19


Ja próbuję tak sobie mówić, ale nie wychodzi mi to, żeby nie zauważać/odnotowywać objawów. To chyba trzeba jakoś poczuć, a ja tego na razie nie czuję. Mam sobie powiedzieć, że trzesą mi się nogi, kręci w głowie i tak widocznie teraz jest, więc nie ma co analizować i poświęcać temu myśli? W kółko sobie to mówię, ale na razie nie umiem nie zwracać uwagi na samopoczucie. Na razie odpuszczam myślenie o objawach, keidys czuję się bezpieczna i kiedy ich nie ma (kiedy leżę/siedzę). "Zdrowi" ludzie chyba też na to zwracają uwagą, jak się czują, bo wkółko marudzą jak coś ich boli itd. ;)

Problem nie polega na tym ze Ty zauwazyasz to bo tak sie nie da. Nie mozna udawac ze cos nie boli jak boli z tym ze ludzie bez zaburzen nie robia z tego slonia. Zaraz nie rodzi sie z bolu brzucha rak. Ze zlego samopoczucia ze tak bedzie zawsze. Zwracamy uwage ale ja np mowie sobie .
Ok mam zle samopoczucie mam duzo stresu jest jak jest i tyle. Bez wiekszej analizy i myslenia ze ti pewnie zostanie ze mna na zawsze.
Co do akceptacji i Tobie brakuje tutaj jednego waznego elementu do ukladanki pod tytułem akceptacja mianowicie -Zrozumienie dla siebie samej.
Nie wiem czy Wiktor o tym pisał nie pamietam ale to jest tak wazne
Wyrozumienie i zaufanie do siebie jest skladowa samej akceptacji. Bo ta slynna akceptacja to nie tylko objawy itp ale kilka czynnikow których uczymy sie Z czasem. Ja dosc szybko zaczelam wprowadzać akceptację chyba po 2 mies zaburzenia z tym ze caly cykl zajal mi z ponad rok to dluga droga ale naprawdę oplaca sie :)
To sie nazywa w terminologii chłopaków "przyjacielska postawa", wiem o czym mówisz :). Jest pogadanka o tym jak stać się swoim przyjacielem i powoli wdrażam ich rady, ale słusznie zauważyłaś, że mi tego brakuje, bo traktuję siebie jak podwładnego w jakimś wojsku albo po prostu tak jak traktowali mnie rodzice - takie wzorce długo się trzymają, ale już je zauważam, mam na to wpływ. Chcę przestać na siebie naciskać, zawstydzać siebie samą, nie pozwalać sobie na pomyłki i porażki, żyć jak w wojsku jakimś. Nawet sobie kupiłam książkę o samowspółczuciu, bo czuję, że tego potrzebuję https://www.samosedno.com.pl/rozwiazywa ... 89718.html

slyszalam ze masz rozmowe o prace ! Gratuluje :friend: :friend: napisz jak Ci poszlo zycze powodzenia :friend: :friend:
Szukasz dobrych naturalnych kosmetyków? Lub masz jakiś problem skórny?
A może potrzebujesz kremu z magnezem, na zmęczoną skórę i zarazem duszę?

Obrazek Daj sobie prawo do relaksu i bycia coraz piękniejszą!
Pozwól sobie doradzić i zgłoś się do mnie :)
ODPOWIEDZ