Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Jaga
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 29
Rejestracja: 20 maja 2015, o 09:54

19 października 2017, o 13:14

Olalala pisze:
18 października 2017, o 13:19
Jaga pisze:
18 października 2017, o 12:18
Olalala pisze:
18 października 2017, o 10:53


Myszko, co ja Ci mogę powiedzieć. Ja już miałam lepszy okres, a tu zaś jakiś objaw wrócił I masz babo placek. Cała nerwa.
Jak odstawiałam paroksetynę (po mniej więcej 8 latach brania) to przez jakieś 2 ostatnie miesiące brałam już dosłownie "okruszki" leku, nie wiem jakąś 1/10 tabletki i czułam się w miarę ok. A jak odstawiłam zupełnie, pojawiły się jakieś duże stresy i niestety jebut znowu się wkręciłam na maksa. A zdawać by się mogło, że będzie ok. Jestem rok po tamtym dole, biorę inny lek, słabiutko działa, jeśli w ogóle, ale roboty nad sobą trochę zrobiłam. Różnie bywa. Góry, doły. Tygodnie, dni różnią się od siebie czasem bardzo uhuhuh Od w miarę normalnego samopoczucia, do lęków i rozpaczy.
Z jednej strony widzę, że dużo pracy przede mną nad akceptacją i przyzwoleniem, że niestety w nerwicy będą jeszcze nie raz ciężkie okresy i powrót cierpienia, z drugiej strony, żeby chemia mózgu po lekach samoistnie się unormowała potrzeba na prawdę sporo czasu. Trzymam kciuki za ciebie. Popracuj nad nastawieniem do objawów i przetrzymaj kochana! Poczekaj miesiąc, dwa i zobaczysz. Do prochów zawsze można wrócić.
Jaga, Ty jesteś chyba moim klonem na tym foum :) Ja też brałam paro 8 lat, ostatnie chyba pół roku na ćwiartce tabletki co drugi dzień :DD odstawiłam, przyszedł stres I wszystko wróciło. Aczkolwiek tutaj nie wiem co było pierwsze, czy skutki odstawienne plus stres I wkręcenie się, czy stres ===> nerwica, ale obstawiam to pierwsze. A jaki teraz lek bierzesz? Ja obecnie nic nie biorę, jedynie łykam walerianę I ashwaghandę I ta druga na mnie dosyć dobrze działa, tzn. stałam się troche obojętna na niektóre rzeczy (w sumie to już nie wiem czy dobrze).
Hej Olala;) No jak czytam twoje posty to też widzę dużo podobieństw :friend: Ja no na nowo wkręciłam się w nerwicę przez agorafobię przed wyjazdem na urlop na Węgry (okazało się za daleko od domu ;puk ). Bez leków byłam wtedy krótko i poszłam na żywioł. Do paroksetyny nie wróciłam, choć działała na mnie baaardzo dobrze. Przeszłam przez ten rok przez Asentrę, która bardzo mnie dodatkowo nakręcała. Od marca do teraz Fevarin, który w sumie zbytnio nie pomaga. A od jutra Cital zaczynam wprowadzać. Już dziś ch..owo zaczynam się czuć, bo dawka szybko zmniejszona, ale przetrwam :dres:
Całkowicie z prochów na razie nie jestem w stanie zrezygnować. Jak, na codzień, nerwica przez ten rok zaczęła mi stopniowo odpuszczać, pracowałam nad sobą na prawdę solidnie i zrobiło się w miarę normalnie, to znowu wyjechałam za granicę i znowu silna agorafobia. No z tą cholerą nie idzie mi współpracować! To jest dla mnie na dzień dzisiejszy nie do zaakceptowania jeszcze. Wyjazd, upragniony urlop, zwiedzanie, a ja zaryczane, roztrzęsione zombi :grr:
A nie znam tej ashwaghandy. Rozumiem, że to zioło jakieś? W sumie to o to chodzi, żeby stać się bardziej obojętnym hmm? No na pewno na nerwicę :^
madziar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 9 grudnia 2016, o 19:19

20 października 2017, o 09:56

Witajcie,

czasami myślę, że jestem już blisko, a czasem bardzo daleko.
Dzisiaj mam gorszy humor, ponieważ przedwczoraj mąż wyjechał na 2 dni w delegację, a ja nie radzę sobie z zostawaniem samej w domu z córką.
Z pierwszego dnia byłam dumna, chociaż też było napięcie, ale udało mi się wieczorem zrelaksować i miło zasnąć.
Wczoraj w pracy też ok za to popołudnie było nerwowe. Córkę zawiozłam na urodziny, postanowiłam zrobić sobie przejażdżkę samochodem i ćwiczyłam dialogi wewnętrzne z nerwicą. Miałam jeszcze zrobić zakupy, przejeżdżałam obok marketu do którego rzadko chodzę i na samą myśl o tym, że miałabym tam iść przeszedł mnie strach. Mówię sobie świetnie, dlatego właśnie tam pójdę. Huśtało mnie na różne strony, a już mi się to na taką skalę nie zdarza. Zakupy zrobiłam nie poddając się lekowi, który chciał jak najszybciej uciec ze sklepu. Byłam z siebie bardzo zadowolona, ale emocje rozhuśtały się na maksa. Po powrocie do domu dostałam ataku paniki. Mimo wszystko pojechałam z takim rozbujanym stanem po córkę. Emocje nie schodziły, cały czas tłumaczyłam sobie żę to nic nie znaczy, że to iluzja i ten niepokój nie jest żadną przepowiednią, jestem bezpieczna nic się nie wydarzy. Zasnąć było trudno, chyba podświadomie czekałam już na powrót męża, napięcie wzrosło i w trakcie snu miałam chyba kilka ataków paniki.
Do rana nie mogłam dospać - organizm jest rozbujany. Jestem niewyspana, zła, rozdrażniona. Mimo wszystko przyszłam do pracy, tłumacząc sobie, że nic się nie zmieniło, nie przespałam nocy, ale życie płynie dalej.

Nie wiem czy podrażniłam nerwicę tym zaprzeczaniem jej i wyśmiewaniem czy po prostu za dużo czynników jednego dnia się skumulowało.
I wątpliwości czy idę dobrą drogą.
Awatar użytkownika
Iwona29
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1899
Rejestracja: 10 maja 2017, o 08:53

20 października 2017, o 10:12

I ja dzis się kiepsko czuje uhuhuh
Jakos mi słabawo.Dziwnie boli w klatce w mostku.Jakbym miala zapalenie jakies i tak kuje i różnie. Pod zebrem prawym jakby wątroba i juz mam dość 'niemoge
Jestem przygotowana ze jak cos gorzej to spadam z domu i zostawiam obiad w cholere.
Walcz ! Nie uciekaj bo wygrasz😉
Jak nie Ty to kto.
" Będziesz kiedyś bardzo szczęśliwa,powiedziało życie...Ale najpierw sprawię, że będziesz silna"🙂
Alpina86
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 221
Rejestracja: 23 maja 2017, o 21:27

20 października 2017, o 10:35

madziar pisze:
20 października 2017, o 09:56
Witajcie,

czasami myślę, że jestem już blisko, a czasem bardzo daleko.
Dzisiaj mam gorszy humor, ponieważ przedwczoraj mąż wyjechał na 2 dni w delegację, a ja nie radzę sobie z zostawaniem samej w domu z córką.
Z pierwszego dnia byłam dumna, chociaż też było napięcie, ale udało mi się wieczorem zrelaksować i miło zasnąć.
Wczoraj w pracy też ok za to popołudnie było nerwowe. Córkę zawiozłam na urodziny, postanowiłam zrobić sobie przejażdżkę samochodem i ćwiczyłam dialogi wewnętrzne z nerwicą. Miałam jeszcze zrobić zakupy, przejeżdżałam obok marketu do którego rzadko chodzę i na samą myśl o tym, że miałabym tam iść przeszedł mnie strach. Mówię sobie świetnie, dlatego właśnie tam pójdę. Huśtało mnie na różne strony, a już mi się to na taką skalę nie zdarza. Zakupy zrobiłam nie poddając się lekowi, który chciał jak najszybciej uciec ze sklepu. Byłam z siebie bardzo zadowolona, ale emocje rozhuśtały się na maksa. Po powrocie do domu dostałam ataku paniki. Mimo wszystko pojechałam z takim rozbujanym stanem po córkę. Emocje nie schodziły, cały czas tłumaczyłam sobie żę to nic nie znaczy, że to iluzja i ten niepokój nie jest żadną przepowiednią, jestem bezpieczna nic się nie wydarzy. Zasnąć było trudno, chyba podświadomie czekałam już na powrót męża, napięcie wzrosło i w trakcie snu miałam chyba kilka ataków paniki.
Do rana nie mogłam dospać - organizm jest rozbujany. Jestem niewyspana, zła, rozdrażniona. Mimo wszystko przyszłam do pracy, tłumacząc sobie, że nic się nie zmieniło, nie przespałam nocy, ale życie płynie dalej.

Nie wiem czy podrażniłam nerwicę tym zaprzeczaniem jej i wyśmiewaniem czy po prostu za dużo czynników jednego dnia się skumulowało.
I wątpliwości czy idę dobrą drogą.
Moja droga nerwica jest podstępna . Świetnie sie spisałaś. Nerwica chyba czasami czuje to napięcie podekscytowanie cos się dzieje i wtedy dopiernicza w najmniej spodziewanym momecie takie moje zdanie. Mialam tak ze teraz bede walczyć jestem silna i ona dowaliła atakiem paniki. Wtedy załamka ze tak sie starałam.Jak najbardziej nie zwracaj uwagi , miałaś lek, atak paniki trudno. Najważniejsze to nie analizować za dużo. Pozdrawiam
fu*k it
madziar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 9 grudnia 2016, o 19:19

20 października 2017, o 10:51

Alpina86 pisze:
20 października 2017, o 10:35
madziar pisze:
20 października 2017, o 09:56
Witajcie,

czasami myślę, że jestem już blisko, a czasem bardzo daleko.
Dzisiaj mam gorszy humor, ponieważ przedwczoraj mąż wyjechał na 2 dni w delegację, a ja nie radzę sobie z zostawaniem samej w domu z córką.
Z pierwszego dnia byłam dumna, chociaż też było napięcie, ale udało mi się wieczorem zrelaksować i miło zasnąć.
Wczoraj w pracy też ok za to popołudnie było nerwowe. Córkę zawiozłam na urodziny, postanowiłam zrobić sobie przejażdżkę samochodem i ćwiczyłam dialogi wewnętrzne z nerwicą. Miałam jeszcze zrobić zakupy, przejeżdżałam obok marketu do którego rzadko chodzę i na samą myśl o tym, że miałabym tam iść przeszedł mnie strach. Mówię sobie świetnie, dlatego właśnie tam pójdę. Huśtało mnie na różne strony, a już mi się to na taką skalę nie zdarza. Zakupy zrobiłam nie poddając się lekowi, który chciał jak najszybciej uciec ze sklepu. Byłam z siebie bardzo zadowolona, ale emocje rozhuśtały się na maksa. Po powrocie do domu dostałam ataku paniki. Mimo wszystko pojechałam z takim rozbujanym stanem po córkę. Emocje nie schodziły, cały czas tłumaczyłam sobie żę to nic nie znaczy, że to iluzja i ten niepokój nie jest żadną przepowiednią, jestem bezpieczna nic się nie wydarzy. Zasnąć było trudno, chyba podświadomie czekałam już na powrót męża, napięcie wzrosło i w trakcie snu miałam chyba kilka ataków paniki.
Do rana nie mogłam dospać - organizm jest rozbujany. Jestem niewyspana, zła, rozdrażniona. Mimo wszystko przyszłam do pracy, tłumacząc sobie, że nic się nie zmieniło, nie przespałam nocy, ale życie płynie dalej.

Nie wiem czy podrażniłam nerwicę tym zaprzeczaniem jej i wyśmiewaniem czy po prostu za dużo czynników jednego dnia się skumulowało.
I wątpliwości czy idę dobrą drogą.
Moja droga nerwica jest podstępna . Świetnie sie spisałaś. Nerwica chyba czasami czuje to napięcie podekscytowanie cos się dzieje i wtedy dopiernicza w najmniej spodziewanym momecie takie moje zdanie. Mialam tak ze teraz bede walczyć jestem silna i ona dowaliła atakiem paniki. Wtedy załamka ze tak sie starałam.Jak najbardziej nie zwracaj uwagi , miałaś lek, atak paniki trudno. Najważniejsze to nie analizować za dużo. Pozdrawiam
Dzięki za dobre słowa. Mnie zastanawia czy moje podejście jest ok. Przez pewien okres raczej akceptowałam lęk i starałam się go nie zauważać, przedwczoraj wróciłam do kilku postów Victora na forum, w których zaznaczał, że chodzenie do pracy tak po prostu bez dialogowania z nerwicą nie ma takiego efektu. Dlatego zmieniłam przez ostatnie 2 dni podejście i ile mogę to w tych trudnych chwilach prowokuję nerwicę. Wydaje mi się, że to pogarsza sytuację, gdyż znacznie wzmaga napięcie, jakby toczyła się walka. I tu moje wątpliwości - czy to już jest to szarpanie się z nerwicą? Czy może skoro ja akceptuję ten lęk i robię wszystko z nim to znaczy, że nie powinnam drażnić tego stanu. Może w moim wypadku powinny to być tylko łagodne dialogi? Czy żadna z tych rzeczy nic nie zmienia ?
okularnica
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 76
Rejestracja: 18 czerwca 2015, o 19:20

20 października 2017, o 13:08

Pomocy pisze:
11 października 2017, o 15:57
Witam . Pojawiam sie znowu , chciałabym dowiedzieć sie ponieważ zaczęłam troche rozmyslac o swojej przeszłości i jako ,że jeden z moich rodziców nadużywał alkoholu , moge mieć DDA?(czy to może nie nerwica a własnie DDA) Jak to rozróznić . Może ktoś ma jakies informacje na ten temat . Proszę was bardzo pomoc ;(
Moim zdaniem nie warto sobie przypisywać łatki DDA. Dobrze wiedzieć, że sytuacja w dzieciństwie miała wpływ na rozwój nerwicy, ale ja myślę, że lepsza jest ogólna praca nad sobą, rozmowy z zaufanymi osobami plus ewentualnie terapia lub leki. Ja sama zadałam to samo pytanie kiedyś psycholog, która była mądrą kobietą, i ona odpowiedziała, że nie wie czy jestem DDA, że nie warto się tak przypisywać do jednej, wąskiej grupy. Jeśli Twoim problemem jest nerwica to ja bym się radziła na tym skupić.
Psychologowie specjalizujący się w DDA mają zazwyczaj ściśle określony obraz osoby z tym syndromem i wszystkich swoim pacjentów pakują do jednego wora, czasem po kilkunastu minutach rozmowy stwierdzają, że jesteś DDA. Ostatnio znalazłam na ten temat artykuł w internecie i jeśli chcesz to mogę Ci go przesłać na pw, bo tutaj chyba nie mogę go wkleić.
Piotrq
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 58
Rejestracja: 3 lutego 2017, o 05:50

20 października 2017, o 13:39

madziar pisze:
20 października 2017, o 10:51
Alpina86 pisze:
20 października 2017, o 10:35
madziar pisze:
20 października 2017, o 09:56
Witajcie,

czasami myślę, że jestem już blisko, a czasem bardzo daleko.
Dzisiaj mam gorszy humor, ponieważ przedwczoraj mąż wyjechał na 2 dni w delegację, a ja nie radzę sobie z zostawaniem samej w domu z córką.
Z pierwszego dnia byłam dumna, chociaż też było napięcie, ale udało mi się wieczorem zrelaksować i miło zasnąć.
Wczoraj w pracy też ok za to popołudnie było nerwowe. Córkę zawiozłam na urodziny, postanowiłam zrobić sobie przejażdżkę samochodem i ćwiczyłam dialogi wewnętrzne z nerwicą. Miałam jeszcze zrobić zakupy, przejeżdżałam obok marketu do którego rzadko chodzę i na samą myśl o tym, że miałabym tam iść przeszedł mnie strach. Mówię sobie świetnie, dlatego właśnie tam pójdę. Huśtało mnie na różne strony, a już mi się to na taką skalę nie zdarza. Zakupy zrobiłam nie poddając się lekowi, który chciał jak najszybciej uciec ze sklepu. Byłam z siebie bardzo zadowolona, ale emocje rozhuśtały się na maksa. Po powrocie do domu dostałam ataku paniki. Mimo wszystko pojechałam z takim rozbujanym stanem po córkę. Emocje nie schodziły, cały czas tłumaczyłam sobie żę to nic nie znaczy, że to iluzja i ten niepokój nie jest żadną przepowiednią, jestem bezpieczna nic się nie wydarzy. Zasnąć było trudno, chyba podświadomie czekałam już na powrót męża, napięcie wzrosło i w trakcie snu miałam chyba kilka ataków paniki.
Do rana nie mogłam dospać - organizm jest rozbujany. Jestem niewyspana, zła, rozdrażniona. Mimo wszystko przyszłam do pracy, tłumacząc sobie, że nic się nie zmieniło, nie przespałam nocy, ale życie płynie dalej.

Nie wiem czy podrażniłam nerwicę tym zaprzeczaniem jej i wyśmiewaniem czy po prostu za dużo czynników jednego dnia się skumulowało.
I wątpliwości czy idę dobrą drogą.
Moja droga nerwica jest podstępna . Świetnie sie spisałaś. Nerwica chyba czasami czuje to napięcie podekscytowanie cos się dzieje i wtedy dopiernicza w najmniej spodziewanym momecie takie moje zdanie. Mialam tak ze teraz bede walczyć jestem silna i ona dowaliła atakiem paniki. Wtedy załamka ze tak sie starałam.Jak najbardziej nie zwracaj uwagi , miałaś lek, atak paniki trudno. Najważniejsze to nie analizować za dużo. Pozdrawiam
Dzięki za dobre słowa. Mnie zastanawia czy moje podejście jest ok. Przez pewien okres raczej akceptowałam lęk i starałam się go nie zauważać, przedwczoraj wróciłam do kilku postów Victora na forum, w których zaznaczał, że chodzenie do pracy tak po prostu bez dialogowania z nerwicą nie ma takiego efektu. Dlatego zmieniłam przez ostatnie 2 dni podejście i ile mogę to w tych trudnych chwilach prowokuję nerwicę. Wydaje mi się, że to pogarsza sytuację, gdyż znacznie wzmaga napięcie, jakby toczyła się walka. I tu moje wątpliwości - czy to już jest to szarpanie się z nerwicą? Czy może skoro ja akceptuję ten lęk i robię wszystko z nim to znaczy, że nie powinnam drażnić tego stanu. Może w moim wypadku powinny to być tylko łagodne dialogi? Czy żadna z tych rzeczy nic nie zmienia ?
Z tego co napisałaś zrobiłaś kawał dobrej roboty. Może nie ma co prowokować nerwicy, ale na pewno opieranie się jej i robienie jej na złość (np. pójście do tego sklepu) to jest dobra droga. To coś podobnego do Eksperymentów w Terapii Behawioralno Poznawczej. Tylko ważne jest żebyś na początek starała się eksplorować te obszary które są mniej stresujące. Nie rzucaj się od razu na głęboką wodę.
madziar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 9 grudnia 2016, o 19:19

20 października 2017, o 14:00

Piotrq pisze:
20 października 2017, o 13:39
madziar pisze:
20 października 2017, o 10:51
Alpina86 pisze:
20 października 2017, o 10:35


Moja droga nerwica jest podstępna . Świetnie sie spisałaś. Nerwica chyba czasami czuje to napięcie podekscytowanie cos się dzieje i wtedy dopiernicza w najmniej spodziewanym momecie takie moje zdanie. Mialam tak ze teraz bede walczyć jestem silna i ona dowaliła atakiem paniki. Wtedy załamka ze tak sie starałam.Jak najbardziej nie zwracaj uwagi , miałaś lek, atak paniki trudno. Najważniejsze to nie analizować za dużo. Pozdrawiam
Dzięki za dobre słowa. Mnie zastanawia czy moje podejście jest ok. Przez pewien okres raczej akceptowałam lęk i starałam się go nie zauważać, przedwczoraj wróciłam do kilku postów Victora na forum, w których zaznaczał, że chodzenie do pracy tak po prostu bez dialogowania z nerwicą nie ma takiego efektu. Dlatego zmieniłam przez ostatnie 2 dni podejście i ile mogę to w tych trudnych chwilach prowokuję nerwicę. Wydaje mi się, że to pogarsza sytuację, gdyż znacznie wzmaga napięcie, jakby toczyła się walka. I tu moje wątpliwości - czy to już jest to szarpanie się z nerwicą? Czy może skoro ja akceptuję ten lęk i robię wszystko z nim to znaczy, że nie powinnam drażnić tego stanu. Może w moim wypadku powinny to być tylko łagodne dialogi? Czy żadna z tych rzeczy nic nie zmienia ?
Z tego co napisałaś zrobiłaś kawał dobrej roboty. Może nie ma co prowokować nerwicy, ale na pewno opieranie się jej i robienie jej na złość (np. pójście do tego sklepu) to jest dobra droga. To coś podobnego do Eksperymentów w Terapii Behawioralno Poznawczej. Tylko ważne jest żebyś na początek starała się eksplorować te obszary które są mniej stresujące. Nie rzucaj się od razu na głęboką wodę.
Po sklepach chodzę od dawna, sama również, więc nie wydawało mi się to ponad moje siły. Mimo objawów jeżdżę z mężem i córką do opery i teatru muzycznego do innego miasta 120 km. Jeżdżę na wakacje - weszłam w tym stanie na Szrenicę i Śnieżkę. Nie bez objawów łącznie z DD.
Po wakacjach stwierdziłam, że trochę przesadziłam i mój organizm jest wymęczony, że za bardzo było właśnie na głęboką wodę. Dlatego staram się ogólnie podchodzić delikatniej, a to o dziwo bywa trudniejsze, bo czuję więcej lęku a mniej napięcia. Napięcie łatwiej mi znieść niż lęk.
Alpina86
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 221
Rejestracja: 23 maja 2017, o 21:27

20 października 2017, o 15:02

madziar pisze:
20 października 2017, o 10:51
Alpina86 pisze:
20 października 2017, o 10:35
madziar pisze:
20 października 2017, o 09:56
Witajcie,

czasami myślę, że jestem już blisko, a czasem bardzo daleko.
Dzisiaj mam gorszy humor, ponieważ przedwczoraj mąż wyjechał na 2 dni w delegację, a ja nie radzę sobie z zostawaniem samej w domu z córką.
Z pierwszego dnia byłam dumna, chociaż też było napięcie, ale udało mi się wieczorem zrelaksować i miło zasnąć.
Wczoraj w pracy też ok za to popołudnie było nerwowe. Córkę zawiozłam na urodziny, postanowiłam zrobić sobie przejażdżkę samochodem i ćwiczyłam dialogi wewnętrzne z nerwicą. Miałam jeszcze zrobić zakupy, przejeżdżałam obok marketu do którego rzadko chodzę i na samą myśl o tym, że miałabym tam iść przeszedł mnie strach. Mówię sobie świetnie, dlatego właśnie tam pójdę. Huśtało mnie na różne strony, a już mi się to na taką skalę nie zdarza. Zakupy zrobiłam nie poddając się lekowi, który chciał jak najszybciej uciec ze sklepu. Byłam z siebie bardzo zadowolona, ale emocje rozhuśtały się na maksa. Po powrocie do domu dostałam ataku paniki. Mimo wszystko pojechałam z takim rozbujanym stanem po córkę. Emocje nie schodziły, cały czas tłumaczyłam sobie żę to nic nie znaczy, że to iluzja i ten niepokój nie jest żadną przepowiednią, jestem bezpieczna nic się nie wydarzy. Zasnąć było trudno, chyba podświadomie czekałam już na powrót męża, napięcie wzrosło i w trakcie snu miałam chyba kilka ataków paniki.
Do rana nie mogłam dospać - organizm jest rozbujany. Jestem niewyspana, zła, rozdrażniona. Mimo wszystko przyszłam do pracy, tłumacząc sobie, że nic się nie zmieniło, nie przespałam nocy, ale życie płynie dalej.

Nie wiem czy podrażniłam nerwicę tym zaprzeczaniem jej i wyśmiewaniem czy po prostu za dużo czynników jednego dnia się skumulowało.
I wątpliwości czy idę dobrą drogą.
Moja droga nerwica jest podstępna . Świetnie sie spisałaś. Nerwica chyba czasami czuje to napięcie podekscytowanie cos się dzieje i wtedy dopiernicza w najmniej spodziewanym momecie takie moje zdanie. Mialam tak ze teraz bede walczyć jestem silna i ona dowaliła atakiem paniki. Wtedy załamka ze tak sie starałam.Jak najbardziej nie zwracaj uwagi , miałaś lek, atak paniki trudno. Najważniejsze to nie analizować za dużo. Pozdrawiam
Dzięki za dobre słowa. Mnie zastanawia czy moje podejście jest ok. Przez pewien okres raczej akceptowałam lęk i starałam się go nie zauważać, przedwczoraj wróciłam do kilku postów Victora na forum, w których zaznaczał, że chodzenie do pracy tak po prostu bez dialogowania z nerwicą nie ma takiego efektu. Dlatego zmieniłam przez ostatnie 2 dni podejście i ile mogę to w tych trudnych chwilach prowokuję nerwicę. Wydaje mi się, że to pogarsza sytuację, gdyż znacznie wzmaga napięcie, jakby toczyła się walka. I tu moje wątpliwości - czy to już jest to szarpanie się z nerwicą? Czy może skoro ja akceptuję ten lęk i robię wszystko z nim to znaczy, że nie powinnam drażnić tego stanu. Może w moim wypadku powinny to być tylko łagodne dialogi? Czy żadna z tych rzeczy nic nie zmienia ?
Niestety każdy musi odkryć swoja drogę ja byc moze za malo dialoguje.Mialam tak ze jak mówiłam do siebie jak do dziecka pocieszlam , ze to nerwica. To bylo lepiej . Niestety teraz zeszlam troszkę z tego. Jednej strony jest łatwiej z drugiej bo tez czuje szarpanie. Mam mniej mysli negatywnych ,ale taka pustke szukanie tematu zastępczego bo to normalne w nerwicy. Nawet jak mam pustkę od zmartwień to napięcia w glowie i bol pozniej mętlik bo sie zle czuje. I dlatego nie powinno sie szarpać z myslami bo jest ich więcej konieczna ciągle praca i zmiana myślenia. Planowanie dnia, listy zakupów wszystkiego. Mi pomaga mapa myślenia, post " ciasteczka" Jesli nie czytałaś to polecam.
fu*k it
Awatar użytkownika
zadziorka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 302
Rejestracja: 6 maja 2016, o 19:24

20 października 2017, o 17:53

Przepraszam, za wcięcie się w dyskusję, ale...

No chyba kryzys nadszedł.


Kilka dni temu zmarł mój dziadek, moja mama opowiadała mi w szczegółach, jak wyglądał, jak do niego mówiła,kiedy już nie żył, jak wyglądał, pisała mi smsy , że jest zimny jak lód.
Przeżyłam to bardzo.
Pogrzeb był punktem kulminacyjnym.
Aczkolwiek przeżyłam.

Wiecie jak to jest - niby jest ok, ale jak siedzisz sam w pokoju, zastanawiasz się, myślisz, płaczesz, a przed bliskimi udajesz , że jesteś twardy i silny...
To taki wewnętrzny konflikt.

Czuję jakby to był sen.
W kościele w dniu pogrzebu znów robiło mi się zimno, gorąco, znów to dziwne uczucie jakbym miała zemdleć, znów zaczyna się robić problem ze wzrokiem.


Dodatkowym problemem stał się mój narzeczony, który nie wspiera, a wręcz dokłada do pieca. Chyba mnie nie rozumie.


Już tak długo było dobrze. Tak długo się nie bałam. Nie miałam żadnych objawów, a teraz znów dotyka mnie ta pustka, ta marność, to uczucie zmęczenia i zniechęcenia.
Głowa mnie boli, wzrok jakby słabszy.


Czy to jest sygnał, bym może wzięła jakieś leki ?
Nie chodzi mi o psychotropy - nie chcę do nich wracać.
Pytam o klasyczne leki uspokajające.
By nie powróciły dawne jazdy, objawy.



Jest mi ciężko zrozumieć tą śmierć, głównie i tak boli mnie widok mojego taty (to właśnie jego tata zmarł).
To to mnie boli.
Wczuwam się w jego uczucia, myśli i w ten sposób się nakręcam.

Nie mam siły.
Boję się znów tej derealizacji. Tylko jak wrócić do życia, do normalności, skoro nic nie przywróci już dziadka?
okularnica
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 76
Rejestracja: 18 czerwca 2015, o 19:20

20 października 2017, o 22:21

Zadziorka, przykro mi z powodu śmierci dziadka :(
Tak to niestety jest przy takich zaburzeniach, że smutne, stresujące zdarzenia mogą powodować nawrót choroby. Ja tak właśnie miałam. Z jednej strony powinnaś sobie pozwolić na żałobę po dziadku, z drugiej jednak nie możesz dopuścić żeby to spowodowało nawrót zaburzenia. Siedzenie w domu i rozmyślanie może to spowodować :roll: Dlatego może spróbuj robić jakieś spacery, pójść do galerii itp.? Mimo tego, że będzie Ci smutno.
Jakie klasyczne leki uspokajające masz na myśli? Jak masz się lepiej poczuć to czemu nie - może lepiej wziąć niż rozhulać zaburzenie?
Awatar użytkownika
eyeswithoutaface
Moderator
Posty: 1515
Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44

20 października 2017, o 23:31

zadziorka pisze:
20 października 2017, o 17:53
Przepraszam, za wcięcie się w dyskusję, ale...

No chyba kryzys nadszedł.


Kilka dni temu zmarł mój dziadek, moja mama opowiadała mi w szczegółach, jak wyglądał, jak do niego mówiła,kiedy już nie żył, jak wyglądał, pisała mi smsy , że jest zimny jak lód.
Przeżyłam to bardzo.
Pogrzeb był punktem kulminacyjnym.
Aczkolwiek przeżyłam.

Wiecie jak to jest - niby jest ok, ale jak siedzisz sam w pokoju, zastanawiasz się, myślisz, płaczesz, a przed bliskimi udajesz , że jesteś twardy i silny...
To taki wewnętrzny konflikt.

Czuję jakby to był sen.
W kościele w dniu pogrzebu znów robiło mi się zimno, gorąco, znów to dziwne uczucie jakbym miała zemdleć, znów zaczyna się robić problem ze wzrokiem.


Dodatkowym problemem stał się mój narzeczony, który nie wspiera, a wręcz dokłada do pieca. Chyba mnie nie rozumie.


Już tak długo było dobrze. Tak długo się nie bałam. Nie miałam żadnych objawów, a teraz znów dotyka mnie ta pustka, ta marność, to uczucie zmęczenia i zniechęcenia.
Głowa mnie boli, wzrok jakby słabszy.


Czy to jest sygnał, bym może wzięła jakieś leki ?
Nie chodzi mi o psychotropy - nie chcę do nich wracać.
Pytam o klasyczne leki uspokajające.
By nie powróciły dawne jazdy, objawy.



Jest mi ciężko zrozumieć tą śmierć, głównie i tak boli mnie widok mojego taty (to właśnie jego tata zmarł).
To to mnie boli.
Wczuwam się w jego uczucia, myśli i w ten sposób się nakręcam.

Nie mam siły.
Boję się znów tej derealizacji. Tylko jak wrócić do życia, do normalności, skoro nic nie przywróci już dziadka?
Dziadka nic nie wróci, ale TWOJE życie toczy się dalej. I to jest rzeczywistość, to jest normalność.

Daj sobie czas. Na pogodzenie się z sytuacją, ze zmianą, na świadome przeżycie żałoby. Pozwól sobie na ból, cierpienie, złość że dziadek odszedł, pozwól sobie płakać, pozwól sobie CZUC. Niech ten stan minie w jak najbardziej powolny i naturalny sposób.

To co się stało to był ból, stres dla Ciebie, a dla umysłu sygnał by wejść z powrotem na lękowe ścieżki, bo poczuł zagrożenie. Ale to nie znaczy że zaburzenie znowu się rozlaczyc. To Ty masz je teraz w garści. Pamiętaj o tym :)
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Awatar użytkownika
eyeswithoutaface
Moderator
Posty: 1515
Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44

20 października 2017, o 23:32

eyeswithoutaface pisze:
20 października 2017, o 23:31
zadziorka pisze:
20 października 2017, o 17:53
Przepraszam, za wcięcie się w dyskusję, ale...

No chyba kryzys nadszedł.


Kilka dni temu zmarł mój dziadek, moja mama opowiadała mi w szczegółach, jak wyglądał, jak do niego mówiła,kiedy już nie żył, jak wyglądał, pisała mi smsy , że jest zimny jak lód.
Przeżyłam to bardzo.
Pogrzeb był punktem kulminacyjnym.
Aczkolwiek przeżyłam.

Wiecie jak to jest - niby jest ok, ale jak siedzisz sam w pokoju, zastanawiasz się, myślisz, płaczesz, a przed bliskimi udajesz , że jesteś twardy i silny...
To taki wewnętrzny konflikt.

Czuję jakby to był sen.
W kościele w dniu pogrzebu znów robiło mi się zimno, gorąco, znów to dziwne uczucie jakbym miała zemdleć, znów zaczyna się robić problem ze wzrokiem.


Dodatkowym problemem stał się mój narzeczony, który nie wspiera, a wręcz dokłada do pieca. Chyba mnie nie rozumie.


Już tak długo było dobrze. Tak długo się nie bałam. Nie miałam żadnych objawów, a teraz znów dotyka mnie ta pustka, ta marność, to uczucie zmęczenia i zniechęcenia.
Głowa mnie boli, wzrok jakby słabszy.


Czy to jest sygnał, bym może wzięła jakieś leki ?
Nie chodzi mi o psychotropy - nie chcę do nich wracać.
Pytam o klasyczne leki uspokajające.
By nie powróciły dawne jazdy, objawy.



Jest mi ciężko zrozumieć tą śmierć, głównie i tak boli mnie widok mojego taty (to właśnie jego tata zmarł).
To to mnie boli.
Wczuwam się w jego uczucia, myśli i w ten sposób się nakręcam.

Nie mam siły.
Boję się znów tej derealizacji. Tylko jak wrócić do życia, do normalności, skoro nic nie przywróci już dziadka?
Dziadka nic nie wróci, ale TWOJE życie toczy się dalej. I to jest rzeczywistość, to jest normalność.

Daj sobie czas. Na pogodzenie się z sytuacją, ze zmianą, na świadome przeżycie żałoby. Pozwól sobie na ból, cierpienie, złość że dziadek odszedł, pozwól sobie płakać, pozwól sobie CZUC. Niech ten stan minie w jak najbardziej powolny i naturalny sposób.

To co się stało to był ból, stres dla Ciebie, a dla umysłu sygnał by wejść z powrotem na lękowe ścieżki, bo poczuł zagrożenie. Ale to nie znaczy że zaburzenie znowu się rozhula . To Ty masz je teraz w garści. Pamiętaj o tym :)
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Awatar użytkownika
Jagoda_a
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 160
Rejestracja: 25 marca 2017, o 18:16

21 października 2017, o 08:31

Witam. Ja znow wracam. Dopadl mnie kryzys, wiem przynajmniej po czym. Zaczęłam brac leki ssri od kilku dni. Oczywiscie mam dylemat czy powinnam. Naczytalam sie ze one nie załatwią problemu itd. Ja to wszystko wiem tylko boje sie ze wkręce sie w jakies szaleństwo a nie mam na to sily. Terapia trwala 8 m-cy. Wiele zrozumialam i stosowalam się. Duzo wyjasnilo mi tez to forum. Ale sytuacja jaką mam w pracy mnie po prostu kończy. Za bardzo biorę to osobiscie i za duzo myśle a to powoduje stres a stres lęki 😒.
alicjac
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 185
Rejestracja: 12 maja 2017, o 17:21

21 października 2017, o 08:53

Jagoda_a pisze:
21 października 2017, o 08:31
Witam. Ja znow wracam. Dopadl mnie kryzys, wiem przynajmniej po czym. Zaczęłam brac leki ssri od kilku dni. Oczywiscie mam dylemat czy powinnam. Naczytalam sie ze one nie załatwią problemu itd. Ja to wszystko wiem tylko boje sie ze wkręce sie w jakies szaleństwo a nie mam na to sily. Terapia trwala 8 m-cy. Wiele zrozumialam i stosowalam się. Duzo wyjasnilo mi tez to forum. Ale sytuacja jaką mam w pracy mnie po prostu kończy. Za bardzo biorę to osobiscie i za duzo myśle a to powoduje stres a stres lęki 😒.
[/quote

Plus wiesz co powoduje stres i pogarszajace się samopoczucie. Uważasz że powinnaś brać leki to bierz bez presji ani wyrzutow. Jednocześnie skoro zidentyfikowalas źródło stresu pomysł jak.zmienić sytuację ( tylko nie mów że nie da się nic zrobić zawsze jest cos) wiem ze pracę ciężko zmienić często nie ma takiej możliwości. Więc popracuj nad swoją reakcją w tej sytuacji . Pamiętaj o jednej rzeczy jeśli ktoś reaguje nawet na bzdurne uwagi pod swoim adresem to może oznaczać, ze powinien popracować nad pewnością siebie a co za tym idzie dystanesem. Szaleństwo Ci nie grozi nerwica nie powoduje szaleństwa cokolwiek by to było 😆głowa do góry i życzę owocnej nauki siebie samego
ODPOWIEDZ