Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

A zatem witam i ja

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Aśkownik
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 26
Rejestracja: 30 marca 2017, o 20:23

2 kwietnia 2017, o 09:03

Witam wszystkich nerwusów! To mój pierwszy raz na tym (jakże dla nas myślących) cennym forum. Z nerwicą zmagam się od niemalże 2 lat. Po pierwszym, zupełnie dla mnie niezrozumiałym napadzie lęku w maju 2015 zaprowadzono mnie do psychiatry. Tam od spokojnego, wyważonego pana dostałam pigułki antydepresyjne SSRI. Wówczas nie wiedziałam kompletnie nic o tym, co mnie dopadło. Chciałam żeby się skończyło i dlatego pełna nadziei sięgnęłam po przepisane tabletki. I rzeczywiście zadziałały…. Po 2 tygodniach poczułam ulgę i wszystko wróciło do normy. Po 3 miesiącach tabletki odstawiłam i przekonana o dalszym mym szczęśliwym żywocie zapomniałam o lęku. Aż do października, kiedy to nerwica zafundowała mi istny szturm, zmasowany atak, bombardowanie ciała i umysłu…. Oczywiście to wszystko działo się nie bez przyczyny. W moim życiu stres gonił stres. Zapędziłam się z czarnymi myślami tak daleko, że zaczęłam się zastanawiać co jest prawdą, a co złudzeniem i wytworem mojej chorej, pesymistycznej wyobraźni. Wróciłam do tabletek nie widząc kompletnie innego wyjścia. Kilka kolejnych miesięcy to horror z najgorszych snów – jadłowstręt, bezsenność, napady walącego serca, odrealnienie i oczywiście pędzące z prędkością światła okrutne myśli. Ponownie minęło trochę (a właściwie sporo) czasu i zaczęłam wracać do „stanów normalnego zachowania emocjonalnego”. Pewnie zadziałały tabletki, ja dużo ćwiczyłam, uprawiałam jogę, chodziłam na wizyty do psychologa… I tak, w troszkę spokojniejszej atmosferze udało mi się przeżyć przez następny ponad rok. Były dni gorsze i lepsze, ale natrętne myśli nie męczyły mnie każdego dnia… Wychowuję sama córeczkę i bałam się podjąć prawdziwą walkę z odrzuceniem tabletek; bałam się, że nie będę miała siły zająć się dzieckiem, domem, pracą i jeszcze (a może przede wszystkim) swoją rozemocjonowaną głową. Niestety nie mogłam na nikogo tak szczerze liczyć…. Wiedziałam, że nie otrzymam znikąd wsparcia, zrozumienia… Zdawałam sobie sprawę z tego że ciężar obowiązków dnia codziennego muszę dźwigać sama. Dlatego też nie zrezygnowałam przez tak długi czas z tabletek.
W lutym jednak postanowiłam zawalczyć o siebie. A że moment był sprzyjający, dużo radości, jakby mniej stresów – uznałam, że czas najwyższy; że dam rade; że jestem gotowa. Postanowiłam tak naprawdę, tak ze zrozumieniem, z zaangażowniem zagłębić się w literaturę. Kilka razy przeczytałam bloga Grzegorza Szaffera, trafiłam na niezwykle inspirującą historię zdrowienia Victora, posłuchałam motywujących filmików, pochłonęłam kilka książek….
Zaczęłam rozumieć nerwicę, spędziłam WIELE godzin na zaburzeni.pl czytając co mają inni do powiedzenia. Czułam się tak bardzo gotowa jak nigdy wcześniej.

Tabletki odstawiałam powoli, rozważnie aby ustrzec się przed negatywnymi skutkami nagłego odstawienia. Po 3 tygodniach nerwica mnie zaczęła wciągać w swój bardzo nieprzyjemny świat. Jednak podążając za wskazówkami tych którzy wygrali (bardzo pomagały mi artykuły i historie pt.: „Pokonałem nerwicę”, „Wygrałam!”) akceptowałam lęki, a strachom pokazywałam język. Wymyśliłam sobie, że na bezsenność w nocy odpalę fajny program w kompie, a brak apetytu… cóż, pomyślałam, że nic się nie stanie jak trochę schudnę. I było całkiem dobrze, pokonywałam małe porażki i byłam z siebie dumna. Aż do dnia wczorajszego. Złamał mnie okropny atak paniki… Zaczęłam bać się, że nerwica będzie postępować i nie będę w stanie podołać wszelkim problemom… Powiedzcie mi dlaczego tak jest…. Wiem, że nie naprawię swojej głowy w miesiąc, ale żeby od razu taki strzał… <boks>

Medytuję, pracuję nad oddechem, stosuję afirmację…. A od wczoraj strach nade mną bezczelnie panuje.

Rozmawiam ze sobą, racjonalizuję, staram się ignorować nachodzące mnie lęki. I kurcze…. Nie wiem co robię źle….

Akceptacja idzie się pykać, a moja motywacja….. gdzież ona jest?? A motywacja jest ważna; bez niej prawdopodobieństwo sukcesu się oddala.
I logicznie myśląc wiem, że muszę uzbroić się w cierpliwość. I jak to u nas bywa - logika swoje, emocje swoje.

Taaaaak, potrzebowałam się wygadać.
Pozdrawiam wszystkich.
Awatar użytkownika
Kretu
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1180
Rejestracja: 14 października 2016, o 10:07

2 kwietnia 2017, o 09:42

Hej ;) motywacje masz, świadczy o tym sam fakt że napisałaś na forum, zainteresowałaś się książkami o tej tematyce, artykułami czy nagraniami. Zaburzenie lękowe ma to do siebie że lubi wracać jeżeli już raz nas złapało, po prostu jesteśmy na to podatni chyba że atak paniki lub objaw rozwijający to zaburzenie był poprzedzony ogromnym stresem jak np. utrata bliskiej osoby, wtedy po kuracji lekami może się zdarzyć że zaburzenie już nigdy nie wystąpi. Dojście organizmu do siebie po rozwinięciu się zaburzenia trwa kilka miesięcy, nawet po dwóch tygodniach czy miesiącu względnego spokoju możemy dostać ataku paniki, myśli natrętnych czy jakiegokolwiek innego objawu, trzeba zrobić tak żeby sobie na to pozwolić, zaakceptować ten atak paniki, potraktować jak nic nie znaczące pięć minut, brak strachu przed atakami paniki, natręctwami pomimo względnego spokoju od dłuższego czasu jest kluczowe bo wyjście z nerwicy/depresji to zmiana swojego podejścia do tych stanów, zrozumienie własnego układu emocjonalnego. Osoby odburzone (świadomie) zmieniły swoje podejście do całego zaburzenia tym samym nawet po roku czasu braku występowania objawów nie robią sobie kompletnie nic z tego że wystąpi u nich atak paniki, lęk, objawy somatyczne - po prostu traktują to jak nic nie znaczący epizod i tym samym nie pozwalają na rozkręcenie się lęku i całej tej machiny :)
Żyj odgrodzony od przeszłości i przyszłości.
Awatar użytkownika
Aśkownik
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 26
Rejestracja: 30 marca 2017, o 20:23

9 kwietnia 2017, o 09:03

Ludzie, którzy nas, zaburzonych uświadamiają, pocieszają, motywują są niesamowici...
Podziwiam Cię za chęć pomocy innym. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że niejednemu z nas poprawiłeś humor ;) A dla smutasów i nerwusów jest niezwykle istotne, że komuś się chce, że komuś.... zależy, że ktoś rozumie. Super i ... do boju nerwusy ;)
Awatar użytkownika
Kretu
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1180
Rejestracja: 14 października 2016, o 10:07

9 kwietnia 2017, o 10:17

Taki jest mój cel przebywania na tym forum - ciesze się że mogłem choć w małym stopniu poprawić Ci nastrój, i pamiętaj że wszystko leży w Twoich rękach - możesz zmienić i zrobić wszystko.
Żyj odgrodzony od przeszłości i przyszłości.
ODPOWIEDZ